Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czy jesteśmy tutaj sami?
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czy jesteśmy tutaj sami?: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czy jesteśmy tutaj sami?»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czy jesteśmy tutaj sami? — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czy jesteśmy tutaj sami?», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wkrótce znalazłam się w jeszcze innym otoczeniu, tym razem rzeczywiście można było mówić o krajobrazie. Widziałam wysokie czarne wieże na tle zielonych łąk, ale moją wędrówką trudno było kierować i Leif poprosił, bym postarała się przenieść do wyższych partii, jak najwyżej.
Trwało to dość długo, nieustannie otrzymywałam to polecenie: wyżej! Wynosił mnie w górę jakiś ptak, ale niestety natychmiast zapomniałam, co przeżywam – podobno było to konsekwencją zaćmienia mózgu, które niedawno przeszłam – i jak przebiega wędrówka. Nigdy sobie tego nie przypomniałam.
Pamiętam tylko, co działo się, gdy wzniosłam się już dostatecznie wysoko.
Stałam na jakiejś platformie, a może na wysokim szczycie, nie wiem. Stałam i patrzyłam ku najwyższym warstwom tej strefy, w której się właśnie znalazłam. Paliło się tam światło. Owalne, mieniące się złociście światło, od którego spływały długie promienie na ziemię, czy co się tam pode mną znajdowało.
Ogromne źródło światła zajmowało całą przestrzeń nade mną, ja również znajdowałam się w jego obrębie, to znaczy dokładniej mówiąc: jeden promień tego światła spływał na mnie. I nagle uświadomiłam sobie, co to jest.
To Kosmos, siła, która otacza i przenika wszystko, ludzi i zwierzęta, kamienie i rośliny, planety, Słońce i Księżyc, gwiazdozbiory i galaktyki.
Nie ma nic wspólnego z widzialnym wszechświatem. To ta potężna siła, którą jedni nazywają Bogiem, inni wewnętrznym światłem, jeszcze inni właśnie Kosmosem… Ma tysiąc nazw.
Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, ogarnęło mnie zdziwienie, dlaczego ludzie na ziemi walczą ze sobą o to, czyj bóg jest prawdziwy.
Czułam się taka maleńka! Dławił mnie płacz, a jednocześnie spływał na mnie wielki spokój. Wkrótce potem prosiłam, by pozwolono mi opuścić to tak wysoko położone miejsce, nie byłam w stanie zostać tu na dłużej.
We wspomnieniach łączą się w jedno wrażenia z dwóch podróży, zresztą kolejność nie ma znaczenia, tak czy inaczej przebywałam w innym świecie.
Minęło już kilka godzin, a ja wciąż nie mogłam opanować wzburzenia. Była to jednak moja jedyna szansa na to, by dowiedzieć się czegoś więcej o otaczających nas sferach. Następnego dnia będę musiała wrócić do domu i opuścić centrum, w którym panuje absolutny spokój. Doktor Lundberg i jego żona zbudowali dom niezwykły również pod względem formy; główne pomieszczenie, w którym przyjmuje się pacjentów, ma kształt sześcianu, nigdy nie odczuwałam takiego wewnętrznego spokoju jak właśnie tam. Nawet przytłumiona muzyka działała na mnie uspokajająco, choć nie znoszę nieustannego grania, w każdym miejscu i w każdej sytuacji.
Przygotowań do drugiej podróży nie pamiętam. Przypominam sobie tylko, że przybyłam do jakiegoś miejsca, w którym pewnie powinnam była zobaczyć białe anioły czy coś takiego. Ale nie, spotkałam tę samą personę, co w wysokiej sali równoległego świata, to znaczy Lucyfera, upadłego anioła, a także wiele aniołów czarnych.
Cały ich żal i rozgoryczenie spłynęło we mnie i płakałam rozpaczliwie nad niesprawiedliwością, jaka została wobec nich popełniona.
Niezależnie więc, czy posuwałam się w głąb, czy unosiłam w górę, zawsze docierałam do tego samego punktu i wnioski zawsze nasuwały się takie same: Ludzie nie mają prawa stwarzać sądzącego boga ani sami nie mają prawa osądzać! Trzeba to, oczywiście, rozumieć jak najszerzej. Odtrącenie czarnych aniołów jest jedynie symbolem. My, ludzie, w swojej pysze wierzymy, że wiemy wszystko i mamy prawo osądzać.
A tacy jesteśmy mali. Tacy żałośnie mali i ułomni. Tymczasem właśnie pycha jest naszym znakiem rozpoznawczym.
W drodze powrotnej do domu wiele rozmyślałam. O światach równoległych do naszego, o innych sferach. Dane mi było uchylić rąbka tajemnicy. Ale wciąż miałam wrażenie, że stanęłam jakby przy nie domkniętych drzwiach i zaglądałam przez szparę. Za drzwiami rozciągała się bezkresna przestrzeń niedostępna dla śmiertelnych ludzi.
Nie wiemy nic i niczego się nie dowiemy.
Wyobrażamy sobie tylko, że mamy prawo wiedzieć i panować nad światem.
Powracałam myślą do Ludzi Lodu. Jak cudownie było o nich pisać. Jak bardzo mnie praca nad tą książką rozwinęła, ile dobrego wyniosłam z obcowania z bohaterami o gorących sercach, dzielnych, odważnych, lojalnych.
Dobrze było o nich opowiadać czytelnikom. Wiele radości sprawiło mi pisanie o Taran-gaiczykach, tych niewielkich wzrostem mieszkańcach nieurodzajnej krainy, pełnych godności i wielkich duchem.
A teraz wracałam do domu z radością, że znowu zajmę się pisaniem. Nowe przeżycia zaowocowały inspiracją, czeka mnie dalsza praca. Choć przecież te książki zawsze wymagały wysiłku. W pierwszym okresie najwięcej kłopotów sprawiało mi to, że Ludzie Lodu zawsze byli tacy wyzwoleni, jeśli chodzi o erotykę. Ja sama urodziłam się w pokoleniu, które niechętnie mówi o sprawach intymnych, wielu moich rówieśników uważa je za nieprzyzwoite. Po drugie, noszę w sobie nie zabliźnione rany po gwałtach, jakim uległam w dzieciństwie, i także z tego powodu temat ten był dla mnie zawsze trudny.
A jednak wszystko, co wymyślały Sol, Ingrid, Tula, musiało zostać przeniesione na papier, rumieniłam się więc i bladłam, zagryzałam wargi i pisałam. Później okrzepłam i sceny miłosne przestały mi sprawiać kłopot. Do tego stopnia, że wydawnictwo musiało niekiedy cenzurować rozmaite opisy. A teraz dowiaduję się, że kobietom, które z trudem uzyskują satysfakcję w życiu erotycznym, w gazetowych kącikach doradza się, by czytały „Sagę o Ludziach Lodu”.
Nic nie mogłoby mnie bardziej ucieszyć!
Historia Ludzi Lodu zawiera wiele opowieści o tęsknocie. No i tak chyba powinno być, bo co by nam w życiu pozostało, gdyby nie tęsknota? Jeśli nawet człowiek przeżywa kiedyś pełne szczęście i myśli sobie: „Teraz mam już wszystko, niczego już w życiu nie pragnę”, to jak długo właściwie taki stan może trwać? Tydzień, miesiąc? Po czym znowu zaczynamy tęsknić za tęsknotą, za czymś więcej, co pociągnie nas dalej. Tęsknota Ludzi Lodu za tym, by ciążące nad ich rodem przekleństwo zła zostało unicestwione, była z pewnością jedną z najważniejszych sił napędowych w ich walce.
Ja sama uzyskałam ogromną siłę od tego czegoś niepojętego, co skłaniało mnie do pisania o Ludziach Lodu. Ale równie ważne było zainteresowanie czytelników. Nic chyba nie cieszy pisarza bardziej, nic go tak nie stymuluje, jak świadomość, że jest czytany. Zawsze jest mi strasznie przykro, kiedy myślę o tych wszystkich wspaniałych książkach, które docierają zaledwie do garstki czytelników, a potem popadają w zapomnienie. W porównaniu z tym ja jestem niebywale uprzywilejowana, za co z całego serca moim czytelnikom dziękuję.
Od czasu do czasu trzeba przerwać pisanie. Podczas jednego z takich ataków przygnębienia i niemocy postanowiliśmy z Asbjornem zorganizować krótką podróż studyjną. Pisałam właśnie tom czterdziesty trzeci pod tytułem „Odrobina czułości” i zbliżałam się do wydarzeń w Dolinie Ludzi Lodu. Postanowiliśmy pojechać do Trondelag i postarać się ją odszukać.
Doliny nie znaleźliśmy, niestety.
Ale też nie szukaliśmy chyba zbyt uparcie. Nie wiem, co się kryje w Trollheimen, być może jest tam dolina, która mogłaby się okazać tą właściwą. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty jej szukać, wolałam zachować marzenia o niej, to, co powstało w mojej wyobraźni.
W czasie tej podróży natknęłam się raz jeszcze na ową niezrozumiałą dla mnie sprawę, że mianowicie opisywałam z wyobraźni rzeczy naprawdę istniejące. Opisałam na przykład dwa stare szałasy pasterskie w Dovre, w których niebezpiecznie urodziwe kobiety z Ludzi Lodu „brały się” za pomocników Tengela Złego i likwidowały ich. „Pierwsze, co widzi wędrowiec, który znalazł się na rozległych pustkowiach Dovru, to dwa rozpadające się szałasy na zboczu na prawo od drogi” napisałam, tworząc ten obraz bez żadnych konkretnych informacji.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.