Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czy jesteśmy tutaj sami?
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czy jesteśmy tutaj sami?: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czy jesteśmy tutaj sami?»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czy jesteśmy tutaj sami? — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czy jesteśmy tutaj sami?», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Najbardziej jednak przygnębił mnie fakt, że plany filmu i serialu telewizyjnego, nad czym pracowano już od jakiegoś czasu, nagle i nieoczekiwanie wzięły w łeb. Projekt był tak bliski realizacji, że nawet aktorów już wybrano, a tu wszystko się rozeszło po kościach. Tak więc nie z jednej przyczyny, a z wielu różnych popadłam w depresję.
„Górę Demonów” pisałam przez sześć miesięcy, a nie jak inne tomy miesiąc, najwyżej dwa. Traciłam przez to rezerwę czasową, co mnie bardzo zmartwiło.
Pojawił się też inny problem, z Markiem.
Od początku wiedziałam, że Nataniel jest Wybranym, tym, o którym mówi się w przedmowie do większości tomów, że „kiedyś w przyszłości urodzi się ktoś rozporządzający taką ponadnaturalną siłą, jakiej świat jeszcze nie widział”.
Nagle jednak pojawił się Marco. Silniejszy, bardziej władczy niż Nataniel, przewyższający go pod wieloma względami. Tak to przynajmniej wyglądało.
Nie przewidywałam tego na początku. To chyba Lucyfer chciał go włączyć do akcji, bo może wątpił, czy Nataniel sam potrafi pokonać złego Tan-ghila? Nie wiem, byłam kompletnie zdezorientowana, pojęcia nie miałam, co zrobić, by jakoś zrównoważyć te dwie postaci. Nad Markiem nie miałam żadnej władzy, chadzał własnymi drogami i robił, co chciał.
Nieszczęsny pisarz naprawdę może się w takiej sytuacji nabawić kompleksów!
W końcu powiedziałam sobie: Trudno, niech Marco dalej robi, co chce, zobaczymy, do czego to doprowadzi!
Marco okazał się dla Ludzi Lodu nieoceniony, ale naprawdę przewyższał Nataniela.
Aż do ostatecznej bitwy. Wtedy nareszcie przewaga była po stronie Nataniela.
Odetchnęłam. I ogarnęła mnie naprawdę wielka ulga. Więc jednak nie popełniłam błędu! Kiedy przyszło co do czego, Nataniel okazał się najsilniejszy. A jego siłą było współczucie dla cierpiącego, dla całej ludzkości, dzięki temu udało mu się pokonać zło.
Cudowne uczucie móc coś takiego stwierdzić, ale zanim do tego doszło, Marco przyczynił mi naprawdę wielu zmartwień. A najgorsze, że od początku zawsze tak bardzo mnie ta postać fascynowała. Kiedy Nataniel i Ellen mieli się połączyć, musiałam chyba utracić trochę zainteresowanie osobą Wybranego, bo dość trudno mi szło opisanie ich ponownego spotkania.
Wielu pisarzy mogłoby opowiedzieć o podobnych kłopotach, więc to pewnie nic wyjątkowego.
Ale martwiło mnie wiele innych spraw.
Na przykład demony.
Oczywiście, to one przemykały się ukradkiem w moich snach! Z czasem rozpoznałam je wszystkie.
Opowiadałam o nich chętnie, zresztą chciałam trochę „oddemonizować” demony. Troszkę je przybliżyć do rzeczywistości, zdjąć z nich nieco mistycznej tajemnicy i sprawić, by nie budziły takiej grozy w ludziach. Wielu bowiem całkiem niepotrzebnie się ich lęka, tyle się mówi o tym, że mogą się wcielać w człowieka, i o egzorcyzmach. Kto wymyśla podobne głupstwa? A może to starania sfanatyzowanych na tle religijnym mężczyzn o zdobycie dominacji nad głupimi kobietami?
Chciałam, żeby demony przedstawiły się z nieco sympatyczniejszej strony, stały się mniej groźne. Nikomu to nie zaszkodziło. Demony mogą się okazać bardzo interesujące, a nawet pociągające, jeśli tylko przestaniemy łączyć je ze złem. Wyobrażam sobie, że demony mają ogromne poczucie humoru. Takiego humoru, jakim obdarzone są satyry; rzecz jasna, złośliwego, ze skłonnością do szyderstwa, ale niegroźnego.
Poza tym, i to wydaje mi się ważne, pierwotny demon, ów grecki „daimon”, nie był zły. Był bóstwem niższego rodzaju, siłą, która towarzyszyła człowiekowi od kołyski do grobu i strzegła go przed niebezpieczeństwami. A zatem opiekun i pomocnik, taki, o jakim ja często opowiadam. Później ludzie zaczęli rozdzielać pojęcia, tak że jedne demony stały się istotami dobrymi, inne złymi. Ludzie mieli od zawsze skłonność do komplikowania spraw prostych.
Kto wie, może demony Ludzi Lodu należały do rodzaju dobrych? Może to one były duchami opiekuńczymi, przewodnikami i pomocnikami?
Możemy się jedynie nad tym zastanawiać.
Czarne anioły, te, które ja spotkałam, to istoty bardzo dumne; właśnie z tego powodu utraciły prestiż i zostały strącone do otchłani. Cóż one mają wspólnego z piekłem i Szatanem? Uważam, że pomysł z białymi i czarnymi aniołami jest bardzo piękny. Tylko że ludzie od dawna łączą barwę czarną ze złem. Dlaczego? Czy Lucyfer był zły w Raju? Anioł światłości, który strzegł Raju? Czy to możliwe? Czy nie miał prawa powiedzieć, że Adam mu się nie spodobał? Czy za to musiał zostać skazany na wieczne zesłanie do otchłani? Im dłużej czytam Biblię, tym bardziej czuję się bezradna.
Znowu narzekam, a przecież powinnam opowiedzieć o innych dziwnych „podróżach”, które później odbyłam. O podróżach do obcych światów.
ROZDZIAŁ XV
Zostałam wezwana do centrum Leifa Lundberga, mieszczącego się w głębi norrlandzkich lasów. Wespół z Cecilią mieli zamiar przenieść mnie do innego świata.
Nie powiedzieli mi o tym, ale się domyślałam, że są zaniepokojeni, czy przypadkiem ktoś nie zepchnął mojej pracy nad historią Ludzi Lodu na fałszywy tor. Że znalazłam się pod złym wpływem kogoś z tamtej strony, mianowicie Lucyfera.
Pierwszego wieczora byłam zbyt zmęczona po podróży z Valdres, więc próby, które podejmowaliśmy, kończyły się na niczym. Krążyłam w różnych sferach, ale nie byłam w stanie z nikim nawiązać kontaktu, w ogóle nie wiedziałam, co się dzieje, i musieliśmy zakończyć eksperyment.
Następnego dnia, kiedy już wypoczęłam, mogliśmy odbyć wiele „podróży” do innych sfer.
Spróbuję jakoś wyjaśnić, co się działo.
Początek był bardzo ciekawy, ale i dramatyczny. Leif starał się otoczyć mnie jak największą liczbą opiekunów, żebym nie dostała się pod czyjś zły wpływ. Następnie zostałam wprowadzona w trans jak zawsze.
Natychmiast zaczęło się dziać coś, czego dotychczas nie przeżywałam. Przede wszystkim podczas tego eksperymentu nie leżałam, lecz siedziałam. Po drugie, tym razem nie musiałam pokonywać ciemnego tunelu.
Znalazłam się w jeszcze piękniejszym niż poprzednio otoczeniu. Miałam zamknięte oczy, bo tak się zawsze podczas tego rodzaju prób robi…
Pojawiły się wizje.
Gdzieś jakby nad horyzontem znajdowała się gęsta powłoka chmur, te bliżej mnie to były ciemne chmury burzowe i zbliżały się w wielkim pędzie. To znaczy, ja płynęłam ku nim. W pewnym momencie chmury rozwarły się jak niegdyś Morze Czerwone przed Mojżeszem, a ja pomknęłam dalej, mając wciąż po obu stronach ciemną ścianę. Chmury ciągnęły w jedną stronę, ja w drugą.
Jak długo to trwało, nie mam pojęcia. Może pięć minut?
Wkrótce znalazłam się w kompletnie odmiennym środowisku, ale nie wiem, czy powinnam to nazywać innym światem. Otaczał mnie zimowy, mroźny krajobraz z mnóstwem połyskujących, mieniących się kryształów i odnosiłam wrażenie, że jestem stworzona z tej samej substancji. Zresztą krajobraz to może nie najodpowiedniejsze słowo. Wokół mnie zwisały gałęzie uginające się pod ciężarem grubej warstwy szronu, a pod stopami miałam zamarznięte trzęsawisko, ale nie widziałam tego dokładnie, majaczyło mi to wszystko niewyraźnie, jak przez zasłonę białego dymu albo opadającej szadzi. A może to nie był szron, tylko prawdziwe kryształy mieniące się wszystkimi kolorami jak śnieżynki w blasku słońca lub księżyca? Nie pamiętam i nie potrafię odtworzyć sobie tamtej wizji, pozostało mi tylko wrażenie, że byłam częścią tego wszystkiego.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.