Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czy jesteśmy tutaj sami?
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czy jesteśmy tutaj sami?: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czy jesteśmy tutaj sami?»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czy jesteśmy tutaj sami? — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czy jesteśmy tutaj sami?», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Nie. Wiele o tym myślałem przez te wszystkie lata. On również owładnięty był żądzą władzy, jak tylu innych. I nikt nie wie, do czego by doprowadziło jego panowanie na ziemi.
– Ale dlaczego zrezygnował tak łatwo? I tak szybko?
– Ponieważ mimo wszystko to Pan Bóg posiadał większą władzę. I więcej wyznawców, a akurat w tym przypadku to jest ważne.
– Przecież były anioł światłości, gdyby go nie powstrzymano, z pewnością pozyskałby sobie równie liczne rzesze wyznawców!
– Och, naturalnie! Marco znakomicie przygotował grunt, a sam Lucyfer był przecież wspaniały! Po prostu porażający! I jakie miał plany…
– Można zrozumieć, że silniejsza władza zachowała panowanie nad ziemią – powiedziałam w zadumie. Odwróciłam się do Gabriela. – Zauważyłeś jakąś poprawę?
– Nie, a ty?
– Nie powiedziałabym – odparłam z ironią. – Ale cieszę się z jednego, a mianowicie, że Tova wyładniała. Bo tak przecież jest?
– Tova stała się bardzo interesującą osobowością. Nie jest to jakaś uderzająca uroda, ale ma ogromny czar osobisty, którym podbija ludzi. Mogę nawet powiedzieć, że jest na swój sposób piękna.
– No i to jest wspaniałe. Zasłużyła sobie na to.
Gabriel uśmiechnął się.
– Trzeba ci wiedzieć, że Tova i Ian ochrzcili swego pierworodnego imieniem Tengel. Po Tengelu Dobrym, naturalnie!
– No, ale… Jeśli ktoś uzna, że po Tengelu Złym?
– Właściwie jego imię brzmiało przecież Tan-ghil.
– No tak, racja.
Gabriel znowu podrapał naszego psa za uchem, a ja nareszcie odważyłam się zapytać:
– Powiedz mi… Twój ukochany pies, Peik, i obietnica Lucyfera, że będziesz mógł go jeszcze zachować przy sobie? Co się z nim stało? Długo żył?
Gabriel uśmiechnął się nieśmiało.
– Peik nadal żyje.
Szłam właśnie do kuchni i na te słowa stanęłam jak wryta, nie odrywając oczu od gościa.
– Muszę to ukrywać przed ludźmi, sąsiedzi są przekonani, że to już któryś kolejny pies. Dokładnie tak jak to było z Markiem, Imrem i Gandem. Nikt by przecież nie uwierzył, że pies może żyć trzydzieści lat!
Wciąż stałam oniemiała, w rękach kurczowo trzymałam salaterkę i chyba właśnie w tym momencie po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że historia Gabriela może być prawdziwa!
On wstał także z fotela i podszedł do okna. Widok z naszego domu jest wspaniały, na rozległe wzgórza i fiord. W dole pod nami widzimy osadę z kościołem i budynkiem gminy pośrodku, a także długą, krętą wstęgę E 68, drogi europejskiej w stronę Laerdal, moglibyśmy przyczaić się z karabinami maszynowymi i mieć bardzo długi odcinek drogi pod kontrolą, gdyby nam przyszła na to ochota. Niczego takiego nie robimy, ale widok na drogę ma też praktyczne znaczenie: zawczasu wiemy, kto do nas jedzie. Możemy śledzić samochód przez piętnaście minut, zanim znajdzie się przed naszą bramą.
Poza tym widok nie zawsze jest taki sam, zmienia się dosłownie z dnia na dzień. Bywa na przykład, że na dnie doliny zalega mgła, a wtedy my widzimy tylko dachy domów i kościelną wieżę, wiosną płaty śniegu leżą na zboczach, w letnie wieczory o zachodzie promienie niskiego słońca oświetlają dolinę ciepłym blaskiem, a wielki cień kościoła przypomina wtedy rycerski zamek. Woda zmienia się nieustannie, przylatują i odlatują różne ptaki. Czasami o świcie na tle płonącego czerwienią nieba pojawi się milczące stado wron.
Gabriel jednak nie podziwiał krajobrazu, pogrążony był we własnych myślach.
– Wiesz, to, o czym dopiero co rozmawialiśmy… Że ja już nigdy potem nikogo nie widziałem… Pamiętam pierwsze lata po tym, jak od nas odeszli. Zdarzało mi się, że klękałem na kanapie przy oknie i wpatrywałem się w nocną ciemność lub w światło dnia. „Czy jesteśmy tutaj sami?” pytałem szeptem. Nigdy nie otrzymałem odpowiedzi, ale często odnosiłem wrażenie, że ktoś przy mnie jest.
Odwrócił się do mnie i westchnął. Ciężko i ze smutkiem.
ROZDZIAŁ X
Zapadła noc. Obiad był zjedzony, Asbjorn wysłuchał streszczenia naszej wcześniejszej rozmowy, siedzieliśmy wszyscy wygodnie, każde z kieliszkiem lekkiego wina. Gabriel opowiadał nam najnowszą historię rodu, którą teraz odtwarzam wiernie, opuszczając jedynie uwagi moje i Asbjorna.
Było tak, jakby się nagle znaleźli w pustej przestrzeni.
Zapanował spokój i cisza; potworna presja, którą odczuwali za czasów Tengela Złego, zniknęła, ale wraz z nią zniknęli również z ich życia wypróbowani przyjaciele i sojusznicy.
Właściwie dla Ludzi Lodu powinien to być okres radości, ale odnalezienie się w nowych warunkach wymagało czasu. Nie tylko Gabriel się z tym borykał.
W pierwszych latach najciężej było Mari. Nie dość że straciła córkę, Christel, to jeszcze teraz dowiedziała się, że dziewczyna wzięła udział w spotkaniu, na które Mari pojechać nie chciała. Biedna kobieta całkiem straciła równowagę psychiczną, to przeklinała płynącą w jej żyłach krew Ludzi Lodu, to znowu rozpaczała, że nie pojechała do Lipowej Alei, kiedy mogła porozmawiać z córką. Raz nie chciała wierzyć, że Christel tam była, kiedy indziej zaś złorzeczyła swoim krewnym. Godzinami mogła chodzić tam i z powrotem po pokoju i zawodzić żałośnie. Rozpacz, nienawiść i wewnętrzny konflikt doprowadziły w końcu do tego, że już sama nie wiedziała, kim jest, kim jest jej mąż, a nawet ubóstwiane dzieci. Nie była w stanie niczym się zająć.
Wylądowała w klinice psychiatrycznej, ale na szczęście trafiła na bardzo wyrozumiałego lekarza. Przy pomocy rodziny zdołał jakoś uporządkować problemy swojej pacjentki, choć najpierw musiał sam przyjąć do wiadomości te niebywałe wydarzenia, które stały się przyczyną kryzysu. Nie było to łatwe, jak nietrudno się domyślić. Trzeba było wsparcia całego rodu, zwłaszcza Vetle, ojciec Mari, zrobił wiele, by przekonać lekarza, że chora mówi prawdę. Oczywiście, nie opowiadano doktorowi całej historii z detalami, tylko najbardziej niezbędne epizody i tylko w ogólnych zarysach. Ale to wystarczyło i lekarz znalazł w końcu sposób, żeby jej pomóc.
Robił mianowicie wszystko, by zaakceptowała fakt, iż pochodzi z rodziny obdarzonej niezwykłymi zdolnościami. Uważał bowiem, że pogodzenie się z faktami to połowa sukcesu.
Kryzys nie trwał na szczęście długo, lekarstwa i psychoterapia zrobiły swoje. Czas złagodził ból po utracie Christel i w pół roku później Ole Jargen mógł zabrać żonę do domu. Przez cały czas choroby sam zajmował się dziećmi i gospodarstwem i nawet na krótko nie przerwał pracy w warsztacie. Pozostała przy życiu czwórka dzieci dorastała. Mariana przestała biegać za chłopcami i wyrosła na roztropną osiemnastolatkę. Chłopcy pracowali w gospodarstwie i coraz mniej żałowali, że nie mogli wziąć udziału w tamtym spotkaniu na wzgórzach ponad Lipową Aleją.
Powoli, powoli Mari wracała do normalnego życia. Wciąż jednak wyraz bólu nie znikał z jej twarzy, a z oczu często płynęły łzy.
Pewnego dnia doznała szoku!
Była wiosna 1961 roku. Mari kupiła bukiecik żonkili i poszła na cmentarz, by położyć kwiatki na grobie Christel.
Zamyślona szła żwirową alejką i nagle stanęła jak wryta.
Przy grobie stał jej mąż. Najpierw ją to zirytowało, jakby miała monopol na odwiedzanie tego miejsca i źle się czuła, kiedy inni mogli widzieć, jak cierpi. Potem jednak zobaczyła, jak źle wygląda Ole Jorgen, jaki jest zgnębiony. Ściskał w rękach mały krzaczek polnych wiosennych kwiatków.
Od czasu do czasu ocierał płynące z oczu łzy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.