Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czy jesteśmy tutaj sami?: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czy jesteśmy tutaj sami?»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Długa i niebezpieczna walka Ludzi Lodu z Tengelem Złym dobiegła końca. Tanghil, zakała i największe zagrożenie świata, przestał istnieć. Nie znaczy to jednak, że w przyszłości już wszystko będzie dobrze. Nadal na wiele pytań nie udzielono odpowiedzi. Rodzina ma więc przed sobą rok pełen napięć…

Czy jesteśmy tutaj sami? — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czy jesteśmy tutaj sami?», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Z radością przekażę im pozdrowienia – obiecał z powagą. – I o wszystkim im powiem, bo ci, którzy zostają i muszą żyć dalej, cierpią bardzo. Na pewno się ucieszą, wiedząc, że jesteś szczęśliwa.

– Dziękuję, Gabrielu!

Kroki Linde-Lou i Christel ucichły i żyjący zostali sami.

Wszyscy spoglądali w stronę polany, jakby jeszcze nie chcieli zrywać ostatnich więzów.

Nataniel był bardzo smutny, ale to on był najważniejszą osobą, to on znał wszystkich wyjątkowo dobrze. Ellen ściskała jego dłoń, chcąc pocieszyć ukochanego, ale na jej twarzy malowało się przygnębienie.

Pierwszy opanował się najstarszy w rodzie, Andre.

– Dzień zaczął się już dawno. Chodźcie teraz wszyscy do Lipowej Alei na śniadanie. Zjemy i porozmawiamy, jeśli przyjdzie nam ochota.

Dziadek Gabriela, Vetle, wyciągnął rękę do chłopca.

– Chodź, Gabrielu! Masz za sobą trudną noc.

Chłopiec bez słowa ruszył za nim, ale kiedy ścieżka zaczynała schodzić w dół, odwrócił się jeszcze w stronę polany, skąpanej teraz w blasku słońca. Krople rosy perliły się na delikatnych sieciach pajęczyn rozpiętych na krzakach i wysokich źdźbłach. Zmarli bowiem oraz istoty z zaświatów nie pozostawiają po sobie śladów, a żywych nie było tak wielu, by mogli w widoczny sposób zdeptać trawę.

Szukał wzrokiem choćby najmniejszego znaku po swoich przyjaciołach, którzy odeszli. Jakiegoś wspomnienia, do którego mógłby wracać w chwilach samotności.

Ale widział jedynie zwyczajną leśną polanę, tu i tam jakieś nic nie znaczące ślady gromadki ludzi, która pewnie spędziła tu noc świętojańską.

– Żegnajcie, przyjaciele – szepnął. – Nigdy was nie zapomnę.

Potem pobiegł za resztą rodziny. Z powrotem do powszedniego dnia zwyczajnych ludzi, do świata, który już nigdy nie będzie taki jak przedtem.

ROZDZIAŁ IX

Gabriela spotkałam jeszcze raz.

Była wiosna 1980 roku i właściwie to on nawiązał kontakt.

Kiedy dostałam list, przypomniało mi się, jak wiele myślałam o Ludziach Lodu niedługo po tamtych wydarzeniach. Ale dwadzieścia lat to szmat czasu i wspomnienia powoli przemieniły się w niejasne obrazy jak ze snu. Teraz trudno mi było w to uwierzyć. Wszystko wydawało się zbyt nierzeczywiste, zbyt magiczne i fantastyczne. Znam przecież moją własną wiecznie aktywną wyobraźnię, wiem też spotkanie z Ludźmi Lodu widziałam po latach jako fragment moich niezliczonych snów na jawie.

I nagle stoję z kopertą w ręce. „Gabriel Gard” – napisano na odwrocie. Niżej adres. Żadnej wzmianki o Ludziach Lodu, ale wiedziałam przecież, że od dawna używają tego nazwiska jedynie między sobą.

Z adresu wynikało, że Gabriel mieszka na wschód od Oslo, podobnie jak wielu jego krewnych. Zwlekałam z otwarciem koperty, czułam się, jakbym miała uchylić drzwi dawno minionej przeszłości, która powinna była zostać zapomniana.

Ale, rzecz jasna, otworzyłam.

Droga Margit Sandemo!

Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz. Spotkaliśmy się w 1960 roku w szpitalu w Lillehammer, Ty i Twój mąż byliście tak mili i odwieźliście mnie do Oppdal.”

No, początek dotyczy jednak rzeczywistości! Czytała dalej:

„Przyczyną, dla której teraz zwracam się do Ciebie, jest to, że widuję Twoje nazwisko w gazetach i tygodnikach, a także na okładkach książek. Zostałaś więc pisarką! I właśnie jako pisarkę chciałbym Cię spotkać. Czy byłoby to możliwe?”

Potem następowały informacje na temat, czym się zajmował w ostatnich latach, a na samym dole numer telefonu.

Nie zastanawiałam się dłużej. Przedyskutowałam z Asbjornem możliwość zorganizowania spotkania, po czym zadzwoniłam i zaprosiłam Gabriela na niedzielę do nas do Valdres.

I chociaż wspomniał w liście o studiach i pracy, na jego widok doznałam lekkiego szoku. Widocznie wyobrażałam sobie, że nadal jest wielkookim chłopcem o niesfornych włosach, wygłaszającym w roztargnieniu dziwne komentarze.

Wszystko się zmieniło. Miał teraz trzydzieści dwa lata i był bardzo podobny do Nataniela. Nie tak może urodziwy, bez tego smutku w spojrzeniu, ale zdecydowanie przystojny mężczyzna, reprezentacyjny, elegancki. Nawet włosy udało mu się przyczesać.

Gabriel został nauczycielem, co mnie zdziwiło, ale właściwie, dlaczego nie? Uczniowie go z pewnością lubią za prostotę i otwartość; sprawiał wrażenie człowieka głęboko szlachetnego. A przy tym wszystkim miał poczucie humoru.

Przywitał się wesoło z naszym psem i długo do niego przemawiał. Nie odważyłam się zapytać, czy sam też ma psa, pamiętałam bowiem, jak bardzo był przywiązany do tamtego – Peik, chyba takie nosił imię? – i jak bardzo się bał, że przyjaciel się starzeje. Często tak bywa, że ludzie, którzy mieli psa i kochali go jak najlepszego przyjaciela, nie mogą potem kupić innego, bo przeraża ich myśl, że ten nowy też któregoś dnia umrze. Dlatego wolałam nie pytać.

Mnie samej wiodło się w ostatnich latach znakomicie. Wszystko układało się jak najlepiej, jak to ludzie mówią, wszystko samo szło mi w ręce. Kiedy uświadomiłam sobie nareszcie, że moje długie wieczorne marzenia to po prostu powieści, zaczęłam je spisywać. Startowałam, mając w głowie trzydzieści gotowych książek. Literatura rozrywkowa, tak się to nazywa, ale w tym gatunku zawsze czułam się bardzo dobrze, a pisywanie powieści w odcinkach dla tygodników oraz książek tak zwanych kieszonkowych od dawna daje mi wiele radości.

Mój wydawca od jakiegoś czasu ponawiał propozycje bym napisała powieść-rzekę, coś w rodzaju rodzinnej sagi. Mnie jednak wydawało się to okropnie nudne. Miałam w pamięci te wszystkie romanse pełne pięknych pań, mieszkających w wytwornych rezydencjach, które w przerwach pomiędzy balami odbywają konne przejażdżki z wdziękiem uwodzą mężczyzn, a ci padają dosłownie jak muchy. Nie, wolałam pozostać przy swoich opowieściach.

– Musisz wiedzieć, że wiele o was rozmyślałam – rzekłam, kiedy wraz z moim mężem Asbjornem i Gabrielem zasiedliśmy do kawy. – Jak wam się teraz układa?

– Dziękuję, nieźle. W każdym razie żyjemy w spokoju – odparł dziwnie pustym głosem.

– Jakoś nie dostrzegam w tobie entuzjazmu.

– Różnie to bywa.

– Rozumiem. Takie wydarzenia zawsze zostawiają ślady.

– To prawda.

Asbjorn musiał wrócić do swoich obowiązków, więc trzeba było zrobić przerwę. Kiedy wyszedł, usiedliśmy z Gabrielem wygodnie w dziennym pokoju. Troje moich dzieci założyło już rodziny i wyprowadziło się z domu. Tylko więc pies wsłuchiwał się teraz w nasze głosy, niczego nie rozumiejąc. Znalazł sobie najwygodniejsze, jego zdaniem, miejsce przy stoliku i wyglądał na zadowolonego. Gabriel w roztargnieniu drapał go od czasu do czasu za uchem.

– Nie dowiedziałam się nigdy, co było potem – zaczęłam. – Po naszym rozstaniu w Oppdal. Próbowałam nawiązać kontakt jeszcze tego lata, nic jednak z tego nie wyszło. Ale skoro tu przede mną siedzisz, to musiało wam się w jakiś sposób udać… Jak… to poszło?

Wtedy Gabriel opowiedział o wyprawie do Doliny Ludzi Lodu i o dramatach, jakie się rozegrały w górach. O bitwie stoczonej przez duchy na hali i o Wielkiej Otchłani oraz o zaciekłej ostatniej walce Nataniela. Zdążyłam już zapomnieć, że przygoda Ludzi Lodu była taka fantastyczna, ale nie trwało długo, a weszłam w nastrój i dałam się ponieść opowieści. Osobisty stosunek Gabriela do wydarzeń czynił ją wiarygodną.

Opowiadał przez bite trzy godziny, a ja siedziałam bez ruchu i słuchałam. I trzeba było potem sporo czasu, zanim odzyskałam zdolność mowy. Ujawnienie planów Lucyfera, jego wejście na arenę, a później jeszcze archanioł Michał, to zbyt silna dawka, nawet jak dla mnie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?»

Обсуждение, отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x