Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czy jesteśmy tutaj sami?: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czy jesteśmy tutaj sami?»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Długa i niebezpieczna walka Ludzi Lodu z Tengelem Złym dobiegła końca. Tanghil, zakała i największe zagrożenie świata, przestał istnieć. Nie znaczy to jednak, że w przyszłości już wszystko będzie dobrze. Nadal na wiele pytań nie udzielono odpowiedzi. Rodzina ma więc przed sobą rok pełen napięć…

Czy jesteśmy tutaj sami? — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czy jesteśmy tutaj sami?», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ach, ty pochlebco! – pisnęła Tova z udawanym gniewem i zrobiła do niego małpią minę. Najwyraźniej jednak komplement sprawił jej przyjemność, wyjęła bowiem małe lusterko i spojrzała w nie ukradkiem.

I… Na spotkanie przyszła też Christel, spacerowała teraz z Benedikte! Jaka szkoda, że jednak nie ma Mari i dzieci! Może zresztą byłoby to dla nich zbyt trudne? Już chyba lepiej, że jest tak, jak jest.

Shira i Mar rozmawiali z grupą Taran-gaiczyków. Gabriel stwierdził, że Mar bardzo się zmienił na korzyść, jeśli chodzi o wygląd. Naprawdę robi bardzo sympatyczne wrażenie.

– Właśnie wybiła północ – oznajmiła Tova szeptem prosto do ucha Gabrielowi, a on podskoczył, jakby się przestraszył, bo samo słowo „północ” na ogół budzi w człowieku ponure skojarzenia. Chłopiec roześmiał się nerwowo, ale przypominało to raczej gdakanie, więc się okropnie zawstydził.

Nagle chwycił kuzynkę za ramię i grobowym głosem oznajmił:

– Tova, ja tracę wzrok!

– Nie, nie – odparła jakby zniecierpliwiona. – Po prostu znowu robi się ciemno, ale tym razem w inny sposób. Ciemność jest bardziej intensywna i złowieszcza. Wszyscy to zauważyli.

Dziwny mglisty mrok ogarnął polanę. Gabriel zobaczył Christę i Linde-Lou, właśnie się odnaleźli i teraz przestraszeni obserwowali zachodzące zmiany.

Ciemności gęstniały z każdą chwilą. Gabriel drżącym głosem szepnął: „Mamo”, i Karine natychmiast się przy nim znalazła.

– Spokojnie – pocieszała go. – To z pewnością ma jakieś uzasadnienie.

Jakby coś wokół nich rosło. Coś, co wydobywało się z ziemi. Gabriel odwrócił się i zobaczył, że kamienna półka, na której siedziały demony, przemieniła się w trybunę, za którą piętrzyła się lśniąca czarna skała. On sam zaś, gdyby tylko chciał, mógł teraz usiąść w wygodnym fotelu. Wszyscy mogli.

– Robi się gorąco – mruknęła Tova. – Myślę, że równie dobrze możemy usiąść.

Gabriel podziwiał jej niezachwiany spokój i pewność siebie. Widział jednak, że otaczający ich krewni poszli za przykładem Tovy.

Mrok gęstniał coraz bardziej.

Chłopiec nie bardzo wiedział, co o tym myśleć, ani nie pojmował, co ma się stać.

Wkrótce jednak miał się dowiedzieć.

Oto bowiem powoli powracało światło i Gabriel rozglądał się wokół zdziwiony.

Tak to chyba musi wyglądać w Czarnych Salach, pomyślał.

Było to, rzecz jasna, złudzenie, tyle potrafił zrozumieć, ale znajdowali się teraz w czymś na kształt areny, jak Koloseum lub coś podobnego. Dominował kolor czarny i złoty, panowało przyjemne ciepło i zdawało się, że świat zewnętrzny został za bramą albo może w ogóle przestał istnieć.

Tu jednak, w tym zamkniętym kręgu otoczonym wysokimi skalnymi ścianami, znajdowało się jedno wyjście, które najwyraźniej prowadziło do lasu. Złota brama, przez którą właśnie wszedł Lucyfer. Tym razem przybrał ludzkie rozmiary. Jak Marcel, i jak zawsze, kiedy chodził po ziemi i spotykał zwyczajnych ludzi. Tym razem nie przyszedł sam.

Nareszcie mogli zobaczyć tę, która dotychczas ich nie odwiedzała – Sagę z Ludzi Lodu. Zgromadzenie oniemiało. Nikt nie miał wątpliwości, dlaczego właśnie ją Lucyfer wybrał i pokochał. Saga bowiem odznaczała się czymś wyjątkowym. Naturalnie, że była piękna, o tym wszyscy zawsze wiedzieli, ale z jej twarzy promieniowało coś takiego, co bardzo innych wzruszało i sprawiało, że od pierwszego wejrzenia odczuwało się dla niej ogromną sympatię.

Wielu z obecnych chciało się z nią przywitać. Matka Sagi Anna Maria, Henning, Viljar… wszyscy, którzy ją poznali w ciągu tych kilku miesięcy, jakie spędziła w Lipowej Alei.

Teraz jednak nie było na to czasu. Saga czuła życzliwość, z jaką została przyjęta, i uśmiechała się uszczęśliwiona.

Za dostojną parą szło dwóch młodych mężczyzn. Wszyscy poznawali Marca, ale ten drugi…?

Musiała upłynąć dłuższa chwila, nim zorientowali się, kto to.

– Ulvar? – zapytał Henning zaskoczony. – To musi być Ulvar. Ale… jaki odmieniony!

Stał bowiem przed nimi bardzo przystojny młody człowiek. Nie tak podobny do czarnych aniołów jak Marco, ale pokrewieństwo z Ludźmi Lodu było z daleka widoczne. Natomiast cała brzydota, która pochodziła od Tengela Złego, zniknęła. Wraz ze śmiercią Tan-ghila skończyła się jego władza nad chłopcem, i nad duszą, i nad ciałem.

Ulvar był trochę niższy od Marca, ale nie taki karłowaty jak za życia. Wszyscy witali go serdecznie.

Za synami Lucyfera kroczyły w orszaku czarne anioły.

Gabriel przygotowywał pióro, by spisać zakończenie pełnej cierpienia i koszmarów sagi o Ludziach Lodu.

Lucyfer uniósł rękę, a nocne niebo odpowiedziało na to płomienną błyskawicą.

– Moi przyjaciele i najbliżsi! Drodzy, oddani pomocnicy! Dzisiejszy dzień oznacza początek. Początek nowej ery!

Gabriel opuścił rękę trzymającą pióro. Początek? Co by to miało oznaczać, skoro rozprawili się z Tengelem Złym, a kronika jego strasznych postępków została spisana do końca?

– Ale jeszcze nie wszyscy są z nami – ciągnął Lucyfer. – Brakuje piętnastu bezpańskich demonów, strąconych do pustej przestrzeni. Tamlinie z rodu Demonów Nocy! Ty znasz drogę, sprowadź je do domu! Dość już cierpiały!

Tamlin, silny, mieniący się zielonkawym blaskiem, skłonił głowę. Wszedł na wysoki kamień, wyciągnął ręce ponad głową i na oczach wszystkich zniknął, jakby się wtopił w skałę.

Lucyfer uśmiechał się.

– Tak, to wy, potomkowie Ludzi Lodu, otworzyliście nową drogę, łączącą oba światy. Heike i Vinga, to wasze dzieło!

Heike rozglądał się onieśmielony. On sam nigdy sobie nie wybaczył tego, że wyprowadził szary ludek z ukrycia, ale teraz Lucyfer sprawiał wrażenie zadowolonego z jego czynu. Vinga uścisnęła dłoń Heikego, chcąc dodać mu odwagi.

Czekając, aż Tamlin sprowadzi nieobecne demony, Ludzie Lodu zauważyli, że wszystkie czarne anioły zajęły swoje miejsca i że jest w tym jakiś określony porządek.

Czyżby panowała u nich hierarchia?

Okropne słowo, oznaczające system, w którym różnice rang są kolosalne. Ludzie Lodu nie byliby w stanie zaakceptować czegoś takiego.

Gabriel na przykład wstydził się swojej dumy z tego, że znalazł się wśród najgodniejszych.

Ach, drogi Gabrielu, duma to bardzo ludzkie uczucie! A jeśli jeszcze człowiek potrafi się z jego powodu zawstydzić, to na ogół nie stanowi ono zagrożenia dla zdrowego rozsądku.

Skrępowane i niepewne, lecz uszczęśliwione ukazały się nareszcie przywiedzione przez Tamlina bezpańskie demony i rozsiadły się na skale. Witano je serdecznie, zgromadzenie było w komplecie.

Głos zabrał Lucyfer…

Przemówienie trwało długo. Gabriel pisał jak szalony, żeby nadążyć, a jego zmartwienie, jak później zdoła odcyfrować swoje bazgroły, miało głębokie uzasadnienie.

Najpierw notowanie pochłaniało go bez reszty, później jednak zaczął też zwracać uwagę na to, co pisze.

– Dwa razy została wobec mnie popełniona wielka niesprawiedliwość – mówił „Marcel” łagodnym, smutnym głosem, siedząc w otoczeniu czarnych aniołów z Sagą u swego boku. – Pierwszy raz miało to miejsce w Ogrodzie Edenu, gdzie ukarano mnie, bo nie chciałem oddawać czci człowiekowi. Poprzysiągłem wówczas, że wrócę. Ale później otrzymałem jeszcze jeden cios. Mianowicie na soborze w Nicei ludzie, kapłani Kościoła, zdecydowali, że ja jestem tą samą istotą, co ich dawne złe bóstwo, Szatan. Tym samym mój powrót do Edenu stał się praktycznie niemożliwy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?»

Обсуждение, отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x