Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czy jesteśmy tutaj sami?: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czy jesteśmy tutaj sami?»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Długa i niebezpieczna walka Ludzi Lodu z Tengelem Złym dobiegła końca. Tanghil, zakała i największe zagrożenie świata, przestał istnieć. Nie znaczy to jednak, że w przyszłości już wszystko będzie dobrze. Nadal na wiele pytań nie udzielono odpowiedzi. Rodzina ma więc przed sobą rok pełen napięć…

Czy jesteśmy tutaj sami? — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czy jesteśmy tutaj sami?», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ach, czego ja nie wymyślałam, jak tu się dostać do Lipowej Alei! Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o tym niezwykłym rodzie. A przynajmniej zobaczyć ich dom. Choćby z daleka. Dni jednak mijały i nie nadarzała się żadna okazja.

Oczywiście, dręczyły mnie ponure podejrzenia, że mi się to wszystko przyśniło. Albo że jest to reakcja na głębokie uśpienie, któremu poddano mnie w szpitalu.

I oto nagle, całkiem nieoczekiwanie, pojawiła się możliwość wyjazdu do Asker i Baerum, gdzie moim zdaniem powinna się znajdować Lipowa Aleja. Po prostu przyjaciółka zapytała mnie, czy nie mam jakiejś sprawy do załatwienia w Oslo, bo nie chce się sama wybierać w taką daleką podróż, jednego dnia tam i z powrotem. Zgodziłam się natychmiast, poprosiłam tylko, by wysadziła mnie w Baerum i wieczorem stamtąd zabrała. Dzieci na szczęście miały już wakacje i mogły podjąć syzyfowy trud utrzymywania naszych zwierząt w pewnej odległości jedne od drugich.

No i nareszcie znalazłam się u celu… gdzieś na terenie gminy Baerum. Przyjaciółka okazała się na tyle życzliwa, że pokonała wraz ze mną labirynt lokalnych dróg i ścieżek i wysadziła mnie w miejscu, które wyglądało na centrum, stąd też miała mnie odebrać.

Dalej musiałam już radzić sobie sama, sama rozpytywać o dalszą drogę. A to akurat jest dla mnie najgorsze. Zawsze mnie okropnie krępuje pytanie obcych ludzi, wolę iść wiele mil, byle tylko tego uniknąć. Tym razem jednak nie miałam pojęcia, gdzie się obrócić.

W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam sprzedawczynię w kiosku.

Lipowa Aleja? Nigdy nie słyszała. Jakaś wysadzana drzewami aleja przywodzi zawsze na myśl pałac lub zamek, w każdym razie pańską siedzibę, a tu niczego takiego nie ma.

To znaczy sen? Czy to możliwe, że wszystko powstało w mojej wyobraźni? Ale przecież Asbjorn, mój mąż, też widział tamtych w Oppdal!

Spróbowałam z innej strony. Parafia nazywała się kiedyś Grastensholm, teraz nosi inną nazwę.

A, tak, kościół Grastensholm pani z kiosku znała. Taki z czterema wieżyczkami, prawda?

Bez mrugnięcia okiem potwierdziłam, choć nie miałam pojęcia, jak kościół wygląda.

W takim razie powinnam przejść na tamtą stronę wzgórz, tamtędy!

Podziękowałam i z ciężkim westchnieniem podjęłam żmudną wędrówkę pod górę.

Dzień był ciepły, o czym przekonywałam się tym bardziej, im dłużej szłam. Ale czułam się dobrze, zapach nagrzanego lasu działał pobudzająco.

Nawet jeśli odnajdę Lipową Aleję, to przecież nie będę mogła tam wejść, w ogóle mi to do głowy nie przyszło. Tego rodzaju bezceremonialność nie leży w mojej naturze. Zresztą Gabriel tam nie mieszka. O ile wiem, nie mieszka tam żadne z tych, których spotkałam. Z tego, co mówił Gabriel, dom zajmuje starsze małżeństwo. Czy mężczyzna ma na imię Andre? Gromadka, która wybrała się do Trondelag, była tam prześladowana przez złą istotę imieniem Tengel. A jeśli oni wciąż nie wrócili do domu? Mogli przecież zginąć. Mam wejść do Lipowej Alei i zapytać: „Przepraszam, czy Gabriel jeszcze nie wrócił?” Jakie rany można w ten sposób rozjątrzyć?

Jak mówię, zawsze tchórzę wobec potrzeby konfrontacji z obcymi ludźmi. Biedny Asbjorn musi załatwiać za mnie różne nieprzyjemne telefony, a ja tymczasem chowam się pod kołdrę i zatykam uszy palcami.

Nagle znalazłam się na szczycie. Spocona i zdyszana. Co to Gabriel opowiadał o tych wzgórzach? O dziwnym miejscu wysoko ponad zniszczonym dworem Grastensholm.

A może weszłam wprost na to miejsce? Na myśl o mistycznych rytuałach, które tu odprawiano, ciarki przeszły mi po plecach. Osobiście przeżyłam wiele okultystycznych zjawisk, na przykład widywałam upiory, i zawsze fascynowały mnie tego rodzaju tajemnice. Często to, co nas przeraża, jednocześnie bardzo człowieka pociąga.

Ale tutaj, sama na odludziu, nie miałam najmniejszej ochoty odwiedzania „świętego” miejsca Ludzi Lodu.

Jednak chcąc nie chcąc, to właśnie robiłam. Szłam wprost na polankę.

Doznałam szoku, gdy uświadomiłam sobie, gdzie jestem. Krew uderzyła mi do głowy. Wzgórze urwało się nagle i stanęłam na krawędzi, mając przed sobą widok na osadę w dole. Kościół z czterema wieżyczkami w pół drogi pomiędzy mną a zabudowaniami, dalej jezioro, nad którym niegdyś musiało leżeć Elistrand, szeroka ulica, dawniej pewnie główna droga w parafii, rozległy park pode mną, to chyba tam był dwór Grastensholm…

W takim razie Lipowa Aleja powinna… Przeszukiwałam wzrokiem okolicę.

Pośród gęstej zabudowy, willi i ogrodów znalazłam wysadzaną drzewami aleję. Nie wyglądała zbyt imponująco, a budynki, do których wiodła, były śmiesznie małe, przytłoczone pyszniącym się zewsząd bogactwem.

Żadnego zamku w otoczeniu wiekowych lip, nic z tych rzeczy! Ale przecież wiedziałam, że aleja utraciła już wiele ze swojej dawnej wspaniałości.

Dopiero kiedy zaczęłam uważniej studiować znajdującą się pode mną osadę, uświadomiłam sobie, jak się sprawy mają naprawdę. Czułam pulsowanie w skroniach, zdjęta trwogą zapragnęłam zawrócić i uciec stąd jak najprędzej.

Mimo to wciągałam głęboko powietrze i nie ruszałam się z miejsca. Ostrożnie odwróciłam głowę i ukradkiem spoglądałam w stronę lasu za moimi plecami. Tam, bardzo blisko mnie, powinna się znajdować polana.

Żeby zejść do osady, musiałam zsunąć się po stromym zboczu albo wejść do lasu i odnaleźć ścieżkę, która z pewnością tam jest.

A może minęłam polankę, kiedy szłam tutaj? Chyba musiałam to zrobić?

Nie, szłam przecież krawędzią wzniesień! A może nie?

Serce tłukło się jak oszalałe…

Co, na Boga, mam do roboty w dawnej parafii Grastensholm? A poza tym robiło się późno, powinnam była wracać, i to jak najszybciej, tą samą drogą, którą przyszłam.

Mimo to wciąż nie ruszałam się z miejsca. Polana w lesie wabiła i kusiła, a jednocześnie serce waliło jak młotem ze strachu.

Nie wiem, jak to się stało, ale moje stopy poruszały się same, bez żadnych poleceń z mózgu. Szłam w stronę polanki, półprzytomna z przerażenia, mimo to owładnięta jakąś palącą potrzebą, żeby zobaczyć, dowiedzieć się…

Wyobrażałam sobie, że magiczna polana zdążyła tymczasem zarosnąć trawą i krzakami, że trudno będzie ją odszukać. Ale tak nie było. Widziałam ją z daleka i od razu wiedziałam, że to ta.

Wielokrotnie brałam głęboki oddech, by serce i płuca znowu zaczęły pracować spokojnie. Huczało mi w głowie, szumiało w uszach z podniecenia, które wciąż narastało. Uświadamiałam sobie przy tym, że od dawna pragnęłam tu przyjść, choć nie miałam odwagi się do tego przyznać nawet sama przed sobą. Właśnie to zaczarowane miejsce chciałam zobaczyć. Tkwiło to w mojej podświadomości i ciągnęło mnie tutaj, kierowało moimi krokami. Tak musiało być, bo w przeciwnym razie dlaczego w końcu znalazłam się akurat tutaj?

I, oczywiście, od bardzo dawna miałam bardzo konkretne wyobrażenie tego miejsca. Znałam szum tego lasu. Spokój… Wszystkie wspomnienia…

To pod tamtą skałą schroniła się Vinga. Gabriel mi o tym opowiadał. A tam, pośrodku polanki, był… był…

Z duszą na ramieniu ruszyłam w tamtą stronę, niepewna, co zobaczę. Ale to tylko niewielki nawis skalny. Tyle się w tym miejscu wydarzyło, a nie został żaden ślad. Podeszłam do skały, żeby się przekonać, czy nie jest niebezpieczna. Ale przecież mamy dwudziesty wiek. Tyle czasu minęło od ostatnich wydarzeń. To musiała być historia tej… Jak to ona miała na imię? Vanja? Tak, to Vanja i Tamlin. Tamlin z rodu Demonów Nocy. Tutaj się spotkali i w tym miejscu razem opuścili ziemię.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?»

Обсуждение, отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x