On zaś pilnie uważał, by stać za jej plecami. Trudno mu było robić cokolwiek, gdy miał jej twarz tuż przy swojej, gdy jej wzrok szukał jego oczu, blisko, coraz bliżej…
W końcu jednak musiał stanąć przed nią.
– Jakie ty masz piękne oczy – szepnęła Vinga.
Nie było wyjścia, musiał na nią spojrzeć. Jej oczy były przymknięte, jakby chciała ukryć myśli.
– Wcale nie są ładne!
– Oczywiście, że są. Jest w nich coś niezwykłego. Tyle wyrazu, nie umiem określić – mistyka, czary, coś z niezwykle odległej przeszłości, wszystko, co mnie tak pociąga i kusi. Jakby się w nich odbijały rozległe pustkowia sprzed niepamiętnych wieków. Tak odległych, że wszystko przesłania mgła.
– Z czasów Tengela Złego – mruknął Heike cierpko.
– Nie, nie, ze znacznie dawniejszych! Mam wrażenie, że z twoich oczu mogłabym wyczytać najwcześniejszą historię Ludzi Lodu. Tę, którą Mikael opisał w swoich książkach.
– No właśnie, musisz mi je przeczytać, Vingo. Nie zapomnij o tym!
– Jakbym mogła zapomnieć? – uśmiechnęła się, a twarz jej pojaśniała. – To przecież jedyne, w czym mam nad tobą przewagę, to że umiem czytać!
– Masz nade mną przewagę w wielu innych sprawach, moja kochana – powiedział, osuszając delikatnie liściem oczyszczoną już ranę. – Gdybyś wiedziała, w jak wielu, traktowałabyś mnie jak niewolnika.
– Cudownie! – zawołała Vinga. – Powiedz, w czym konkretnie?
– O nie, nic z tego! No, rana jest czysta!
Skaleczenie było niegroźne. Długa, cienka rysa na skórze, z której jednak wciąż kapała krew.
– Ale to mnie naprawdę bolało! – pisnęła Vinga.
Heike pogłaskał jej policzek.
– Oczywiście, że bolało. Ani przez chwilę w to nie wątpiłem.
Zauważyła, że Heike staje się coraz bardziej roztargniony, i przebiegły kobiecy uśmiech zadowolenia pojawił się na jej twarzy.
– Możesz mnie pieścić, pozwalam ci – powiedziała cichutko, gdy ręka Heikego musnęła jej biodro.
– Vinga, wiesz, że nie powinienem cię nawet tknąć. Ale jesteś mi droższa niż wszystko na świecie. Czy naprawdę mam prawo czuć pod rękami twoją skórę? Całe twoje ciało?
– Oczywiście, Heike. Bo także i ty jesteś mi droższy niż cokolwiek innego, wiesz o tym.
– Akurat teraz wiem i dlatego proszę cię, żebym mógł wykorzystać ten czas, kiedy jeszcze jesteś ze mną.
– Chciałabym, abyś aż tak nie wątpił w stałość moich uczuć. Ale, oczywiście, proszę, wykorzystuj, jak powiadasz, czas. Daj i mnie przy okazji kilka okruchów z twojego stołu.
– Vinga! – syknął, ale nic więcej już nie powiedział. Jego dłonie przesuwały się delikatnie po jej skórze, po biodrach, piersiach, wznosiły się do szyi, potem na kark, pod włosy, uniosły je do góry, a potem przesunęły się na plecy i z powrotem w dół, do bioder. Na króciutką chwilę przygarnął ją do siebie, delikatnie, ostrożnie, i Vinga uświadomiła sobie, jak bardzo Heike jej pożąda. Ale nie zamierzał posuwać się za daleko, miał na względzie wyłącznie jej dobro.
Heike osunął się na kolana, rozpaloną twarz przytulił do jej ciała, końcem języka dotykał skóry na jej brzuchu, Vingę przeniknął dreszcz i jęknęła cicho. Wtedy Heike zerwał się na równe nogi, odnalazł jej suknię, bez słowa pomógł jej się ubrać, po czym, trzymając się za ręce, ruszyli w dalszą drogę.
Vinga nie potrzebowała pytać, dlaczego Heike zburzył tamten nastrój. Rozpalił w niej pożądanie i za chwilę nie mógłby się wycofać, żeby jej nie ranić. Dlatego nie mógł przedłużać tamtej pięknej chwili, kiedy byli sobie tacy bliscy.
Och, tak, myślała Vinga. Kobiety z Ludzi Lodu nigdy nie umiały wyniośle odrzucać męskich uczuć. Jeśli nie czuły nic do mężczyzny, nie wahały się odtrącić jego umizgów stanowczo i raz na zawsze, ale gdy kogoś kochały, gotowe były dać mu wszystko, kiedy tylko zapragnął!
Damy jednak tak się nie zachowują, tyle Vinga pojmowała, ale ani nie umiała, ani nie chciała się zmienić. Prapraprababka Heikego, Villemo, nigdy nie ukrywała swojej miłości do Dominika, narażała swoje życie i cześć, byleby tylko być z nim, nie wahała się przed niczym, stosowała wszelkie dostępne środki. Podobnie zresztą postępowała, kiedy chciała zdobyć swoją pierwszą sympatię, Eldara Svartskogen. Villemo nie wiedziała, co to nieśmiałość. I taka sama była Vinga, przynajmniej jeśli chodzi o Heikego. Ale czekać umiała. Zresztą to było nawet podniecające: obserwować, ile czasu musi upłynąć, nim on, z własnej woli, znajdzie się w jej ramionach. I bez specjalnych zabiegów z jej strony.
Vinga odkryła jedną z najpiękniejszych kobiecych gier miłosnych. Choć tę sprawę traktowała niezwykle poważnie, to przecież człowiek ma także prawo do radosnej zabawy.
Zresztą ona należała do ludzi, którzy dostrzegają w życiu przede wszystkim jego radosne strony. Nie żeby odnosiła się obojętnie do tych, którzy cierpią, nie, wprost przeciwnie! Kiedy jednak w grę wchodziły jej najbardziej prywatne sprawy, zamierzała czerpać z tego przede wszystkim radość. Była urodzoną optymistką i zawsze znajdowała powody do radości, nawet w swoim samotnym życiu w lesie dostrzegała nie tylko rozpacz, choć wtedy jedyną jej towarzyszką była koza. Wszelkie porażki jak najszybciej odsuwała od siebie i rozglądała się wokół, co ją dalej czeka, czy w najbliższym kącie nie dostrzeże jakichś ciekawych możliwości. Dzięki temu Vinga zaliczała się do nielicznych naprawdę szczęśliwych ludzi na świecie.
A teraz zaświeciło jej przecież słońce wielkiego szczęścia. Znalazła Heikego i starała się ze wszystkich sił, by go zdobyć, przekonać, że nie chce nikogo innego i że może do niego należeć, kiedy tylko on zechce. Nie zamierzała jednak dokonywać na nim gwałtu, Heike sam musi chcieć, nic innego nie wydawało jej się godne zachodu.
Uff, cóż to za myśli chodzą mi po głowie, pomyślała zawstydzona. Natychmiast jednak podskoczyła wesoło, pełna radości życia.
Co tam Sorensen i Snivel! Ci dwaj są bez znaczenia wobec tego, co ona przeżywa!
Heike znajdował się w zupełnie odmiennym nastroju. Szedł przez las, trzymając Vingę za rękę, dręczony potwornymi wyrzutami sumienia.
To biedne, małe, niewinne stworzenie, jak mogłem się tak okropnie wobec niej zachować? Dać się ponieść egoistycznym pragnieniom, pieścić ją w ten sposób? Przecież obiecaliśmy sobie, po tamtej chwili słabości na wozie, nigdy więcej nie doprowadzać do takich intymnych sytuacji. Nie mam prawa narażać jej na cierpienia, to nie w porządku z mojej strony.
Mój Boże, jak to dobrze, że ona się nie zorientowała, jak strasznie jej pożądam! Moje ciało było niczym wulkan… Jak mogłem wystawiać ją na takie niebezpieczeństwo?
Owszem, Heike obiecywał już nigdy nie doprowadzać do takich sytuacji. Ale żeby sobie obiecywali nawzajem…? Bardzo wątpliwe. Vinga nie mogłaby chyba poważnie niczego takiego obiecać.
Przy najbliższym leśnym jeziorku zatrzymali się na chwilę i Heike zeprał z sukni plamy z krwi, ale Vinga tym razem jej nie zdjęła. Po wszystkim była z jednej strony przemoczona do suchej nitki, dzień był jednak ciepły, więc powinno szybko wyschnąć.
– Jak my wejdziemy do miasta? – zapytała.
– Sądzę, że nasi „przyjaciele” mają nas już dość – odparł Heike. – Powinniśmy mieć nadzieję, że wszystko ułoży się jak najlepiej. Wciągnij głęboko dech, Vingo, bo zbliżamy się już do pierwszych zabudowań!
Adwokat Menger musiał rozstrzygnąć ważną kwestię: albo bardzo starannie przygotować sprawę przeciwko swemu koledze Sorensenowi, albo działać szybko.
Читать дальше