Okazało się jednak, że to nieprawda. Teraz czekał już zbyt długo. Przekonywało go o tym gniewne sapanie Snivela, które nie wróżyło nic dobrego.
– Chyba mają jakieś kłopoty – próbował jeszcze ułagodzić stryja. – A może nie wiedzą, która godzina?
– Albo może się potopili, albo ulecieli w powietrze – warknął Snivel ze złością. – Ciii, ktoś idzie!
Z trudem podniósł swoje nalane cielsko z fotela i wytoczył się do sąsiedniego pokoju.
Sorensen wstał zarumieniony i poprawił koronkowy kołnierzyk. Znakomicie, widocznie jego uwodzicielska siła jeszcze nie wygasła! Dziewczyna przyszła mimo wszystko.
Ale w drzwiach pojawił się tylko służący, który przyniósł pocztę. Sorensen stłumił uczucie zawodu. Przejrzał listy, na ogół wiedział, czego dotyczą. Z wyjątkiem jednego.
Z zaciekawieniem złamał pieczęcie.
Powoli, bardzo powoli krew odpływała mu z twarzy. Sorensen opadł bezsilnie na fotel.
– Nie! – szeptał przerażony. – Nie! Nie! To nieprawda!
Do pokoju wpadł Snivel.
– Co z tobą? Co się stało?
Sorensen zebrał się na odwagę i powiedział, co zawiera list
– Co? – ryknął Snivel. Twarz zrobiła mu się purpurowa, a żyły na szyi nabrzmiały. Pochylał się nad eleganckim biurkiem swego bratanka, jakby za chwilę miała go trafić apopleksja.
Serensen skulił się w fotelu.
– Tak, to prawda – wyjąkał. – Proszę tu spojrzeć! Czarno na białym. Panna Vinga Tark z Ludzi Lodu wystąpiła do sądu przeciwko mnie za bezprawne zagarnięcie jej majątku Elistrand.
Snivel wyrwał mu papier z rąk, ale wzrok miał nie najlepszy.
– Czytaj! – rozkazał. – Albo nie! Powiedz tylko, kto jej w tym pomógł, a rozszarpię go na strzępy!
– Adwokat Fridtjof Menger.
Słysząc to, Snivel mało się nie udławił.
– Co takiego? – zaśmiał się ordynarnie. – Ten stary wrak? Dmuchnij na niego, to się przewróci! On miałby się odważyć… Nie, nigdy nie słyszałem czegoś podobnego! Sigurd, ten proces wygraliśmy, zanim jeszcze się zaczął!
– Czy w takim razie w ogóle powinien się zaczynać? – zapytał bratanek przytomnie.
Twarz Snivela znowu nabrzmiała.
– Nie! – wrzasnął.
– Tamten nie traci czasu – zauważył Sorensen, przeglądając dokumenty. – Sprawa ma się zacząć już w poniedziałek. Nie bardzo mamy kiedy się przygotować.
– Ja porozmawiam z sędziami – powiedział Snivel ostro. – Nikt jeszcze nie odmówił przyjęcia gratyfikacji za przysługę. Ale dla pewności: teraz jest sprawą niezwykłej wagi, by twoi ludzie odszukali tych dwoje smarkaczy. I to natychmiast!
– Oczywiście. Ale oni jakby się zapadli pod ziemię. Czy ludzie stryja nie natrafili na jakiś ślad? – spytał bratanek, który zawsze najchętniej przerzucał odpowiedzialność na innych.
– Nie. Ale do Mengera dobiorę się osobiście. To znaczy moi ludzie.
Sorensen nie był pewien, czy wolno mu to powiedzieć, ale zdobył się na odwagę:
– Słyszałem w gospodzie, jak ktoś mówił, że nie widziano go od wielu dni. To niezwykłe, bo zawsze tam przesiadywał. On także zniknął bez śladu.
Snivel wydał z siebie ryk tak głośny, że bratanek musiał zatkać uszy.
– Odszukaj go! – wrzeszczał stryj. – Odszukaj go! Odszukaj wszystkich troje! I zetrzyj ich z powierzchni ziemi, zanim narobią nam kłopotów!
Sorensen powstrzymał się od przypomnienia, że właśnie to od kilku dni starają się uczynić, ale bez rezultatu. Nie odważył się nawet pisnąć.
Nowa kryjówka zapewniała komfort, jakiego Vinga od dwóch lat z górą nie zaznała i z jakim Heike zetknął się jedynie w Szwecji.
Vinga przeciągała się rozkosznie w jedwabnej pościeli, a w ciągu dnia wielokrotnie biegała do pokoju kąpielowego tylko po to, by zobaczyć, jak tam pięknie.
I nareszcie mogła się przeglądać w lustrze!
– Heike, przecież ja jestem dorosła!
– No, no! – prześmiewał się Heike za jej plecami, ale ona zdawała się tego nie słyszeć.
– I wcale nie wyglądam tak źle, jak myślałam! Tylko ter nos mam okropny!
– Twój nos jest bez zarzutu.
Jak wszystko inne, jeśli o ciebie chodzi, pomyślał, lecz głośno tego nie powiedział.
Vinga wciąż krygowała się przed lustrem, oceniała figurę, komentowała wszelkie szczegóły swojej urody. Heike jej nie przeszkadzał. Przez tyle czasu żyła w ukryciu, w samotności i w nędzy, należało jej wybaczyć tę odrobinę próżności.
Większość czasu spędzali jednak oboje na rozmowach z Mengerem, który nocował razem z nimi w domu kuzynki. Ułożyli bardzo szczegółowy plan działania, w którym Vindze przypadała rola dość nieznaczna. Obaj mężczyźni bowiem śmiertelnie się bali jej wystąpień na sali sądowej. Przez swoją impulsywność i uzasadniony gniew na Sorensena mogła wszystko popsuć.
Heike i Vinga starali się odnosić do siebie możliwie obojętnie, końca nie było konwencjonalnym uprzejmościom, jakie sobie prawili. „Zechciałbyś podać mi salaterkę?” „Bardzo proszę!” „Czy chcesz jutro dłużej pospać?” „Nie, dziękuję, byłabym wdzięczna, gdybyś zechciał mnie obudzić…”
Nawet Menger musiał zauważyć ogromne napięcie między nimi i kręcił głową nad dziwactwami młodości. On sam promieniał, od dawna nie czuł się tak zdrowo. Pracował dużo, codziennie zajmował się sprawą, jeździł do miasta, rozmawiał ze świadkami i przeprowadzał prywatne śledztwo.
Mimo pewnych komplikacji osobistych między młodymi wszystko szło dobrze – aż do poniedziałku, kiedy miał się rozpocząć proces.
Menger bardzo wcześnie pojechał do sądu, żeby wszystko przygotować. Dotarł na miejsce bez kłopotów, bo zawsze podróżował w przebraniu żebraka.
Vinga i Heike jednak popadli w tarapaty.
Ludzie Sorensena i Snivela pilnowali wejścia do sali sądowej. Specjalni wysłannicy strzegli też wszystkich bram do miasta. Szczególnie pilnowana była, rzecz jasna, droga z zachodu, z parafii Grastensholm, toteż po wschodniej stronie znalazło się tylko trzech wynajętych opryszków. Przyczaili się w pewnej odległości od bramy i czekali.
Mengera przepuścili, bo wędrował nocą, gdy drzemali w krzakach po paru głębszych, których sobie wieczorem nie mogli odmówić. Oboje młodzi jednak wpadli w zasadzkę.
Opryszkowie mieli rozkaz zabić. Bez skrupułów. Heike i Vinga szli piechotą, by nie ryzykować, że piękny koń padnie łupem miejskich złodziei, kiedy oni będą w sali sądowej, a poza tym nie mieli daleko.
Zostali całkowicie zaskoczeni, tak daleko od miasta napaści się nie spodziewali.
Droga była zbyt uczęszczana, by ludzie Sorensena odważyli się posłużyć bronią palną. Postanowili, że zaskoczą idących od tyłu, zatkają im usta i przyłożą noże do gardeł. Cicho i dyskretnie.
Nie wzięli jednak pod uwagę siły wyższej. Nie wiedzieli nic o alraunie. Gdy się szykowali do ataku, Heike poczuł, że amulet drgnął szybko i gwałtownie. Nie zastanawiając się nad. przyczynami, odepchnął Vingę w bok i sam rzucił się za nią.
Plan opryszków nie do końca się powiódł, ale Vinga dostała jednak cios nożem w bok i krzyknęła z bólu. Kiedy Heike odwrócił się, żeby jej pomóc, został uderzony czymś ciężkim w tył głowy tak mocno, że świat zawirował mu w oczach. Napastników było trzech, nie mógł osłonić się przed wszystkimi.
Dwaj bandyci podnieśli noże, by zadać Heikemu i Vindze śmiertelne pchnięcia, gdy trzeci zawołał:
– Ludzie na drodze! Cała gromada! jazda na wóz, wszyscy!
W największym pośpiechu pociągnęli za sobą nieprzytomnego Heikego i sparaliżowaną bólem Vingę na wóz stojący na skraju drogi. Napastnicy wskoczyli za swoimi ofiarami i wóz ruszył spokojnie na spotkanie zbliżających się żołnierzy.
Читать дальше