Margit Sandemo - Demon I Panna

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Demon I Panna» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Demon I Panna: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Demon I Panna»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Po długich wędrówkach Heike Lind z Ludzi Lodu przybywa do Norwegii, aby odebrać swój spadek. Wszyscy członkowie rodziny pomarli, a majątki przejęli pozbawieni skrupułów oszuści. Heike musi je odzyskać za wszelką cenę, bowiem w Grastensholm ukryty jest magiczny skarb Ludzi Lodu… Sprawy przybiorę pomyślny obrót, dopiero gdy spotka tajemniczą istotę, która jak cień pojawia się w okolicznych lasach…

Demon I Panna — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Demon I Panna», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Para zatrzymała się. Patrzyli sobie w oczy, palce ich rąk splatały się. W oczach lśniło coś, o czym Vinga niemal całkiem zapomniała. To, co czasami powracało do niej w snach. Oczy mamy lub ojca, pełne miłości, ciepła i czułości dla niej.

Nagle poczuła dławiący ból w gardle. Oczy napełniły się łzami. Mama… i ojciec! Zapragnęła, aby młoda para poszła sobie stąd, by ona mogła zostać sama ze swoją rozpaczą.

Na szczęście udręka nie trwała długo. Jeśli tamtym mignęło coś spoza zwalonych sosen, coś, co przypominało blond włosy lub zalśniło jak para napełnionych łzami czujnych oczu, które ich śledziły, to musieli uznać, że to zapewne blask słońca w zeszłorocznych trawach i być może jakaś wiewiórka, zaciekawiona, kto też to chodzi po jej lesie.

Kiedy odeszli, Vinga pomknęła, skacząc swoim zwyczajem przez pnie i kamienie, z powrotem do komorniczej chaty. Po drodze zabrała kozę, a przemawiała do niej bardzo surowo.

– Chodź! Wracamy do domu!

Koza to wprawdzie nie pies, ale ta była tak przyzwyczajona do Vingi, że widziała w niej swoją przewodniczkę stada. Dlatego poszła bez oporu. Były przecież tylko one dwie na całym świecie, Vinga znaczyła dla niej jedzenie, ciepło i ochronę przed dzikimi zwierzętami. Co prawda drapieżniki nie włóczyły się w tych czasach stadami po parafii Grastensholm, ale co to można wiedzieć!

Wróciły do domu. Vinga mówiła przez cały czas, kiedy szły przez wzniesienia i szukały w lesie czegoś jadalnego.

– Wrony wrzeszczą dzisiaj tak okropnie, pewnie budują gniazda. A słyszałaś szpaka dziś rano? Zdaje mi się, że on zamierza uściełać gniazdo w budce, którą mu w zeszłym roku powiesiłam na drzewie. Wtedy przyleciał tylko i pooglądał. Nie, no wiesz, to były moje liście, możesz chyba poszukać sobie w innym miejscu. Ty masz większy wybór niż ja. Jedz oset albo wawrzynek, a jadalne dla ludzi zostaw mnie! Och, przepraszam, ja tylko żartowałam, masz, proszę bardzo! Nie chcę, żebyś jadła wawrzynki, mam przecież tylko ciebie.

Upadła na kolana i przytuliła czoło do głowy swojej towarzyszki, tak że zwierzę utonęło w chmurze jasnych włosów.

Znowu powróciła uporczywa, bolesna myśl, że być może pewnego dnia będzie musiała pogodzić się ze stratą kozy. Natura obdarzyła je przecież różną długością życia i Vinga często się bała, tak okropnie się tego bała!

Nagle podniosła głowę jak czujne dzikie zwierzę.

– A to co znowu? Do środka! Natychmiast!

Pomknęły przez polankę. Vinga przeskakiwała zdradzieckie spróchniałe pnie, koza sadziła za nią. Znała drogę do domu, umiała unikać zbutwiałych desek.

Vinga wyglądała przez szparę w ścianie i po chwili odetchnęła z ulgą.

– Łoś! Nic strasznego! To samica, znamy ją. Jedynym zagrożeniem dla nas są ludzie, wiesz o tym. Oni mogą nas stąd zabrać. A potem wpakują mnie do jakiegoś okropnego domu i odbiorą mi ciebie. Nie możemy im na to pozwolić!

Skuliły się, przytulone do siebie, Vinga z nosem w sierści kozy. Zwierzę mniej się tym wszystkim przejmowało, odwróciło głowę i zaczęło przeżuwać.

Vinga musiała czekać z gotowaniem zupy, dopóki się nie upewniła, że tamta młoda para odeszła na dobre. Dopiero wtedy rozpaliła ogień, wyjęła garnek, przywieziony tu z Elistrand, i rozpuściła trochę tłuszczu, którego zapach nawet największego biedaka musiałby przyprawić o mdłości. Ale dla niej było to świąteczne jedzenie. Pierwsza wiosenna zupa!

Następnego dnia Vinga dostrzegła coś nowego w swoim małym świecie.

Nie była już tutaj sama.

Ktoś chodził cicho po lesie. Musiał to być ktoś obcy, nigdy przedtem nie widziała nikogo podobnego do niego.

Vinga, która znała wszystkie ścieżki, która potrafiła stać się całkiem niewidzialna w leśnym mroku, śledziła z niepokojem dziwnego wędrowca. Bowiem ów obcy umiał kryć się tak samo dobrze jak ona.

Wiedziała, że ktoś tam jest, ale nie mogła podejść bliżej, by sama się nie ujawnić.

Świadomość tego budziła jakiś nowy, bardzo nieprzyjemny lęk w jej sercu.

ROZDZIAŁ II

Pierwszy raz zauważyła, że coś jest nie w porządku, kiedy ziemia w lesie pokryta była dywanem błękitnych przylaszczek. Właściwie ten delikatny, jakby nieśmiały błękit, rozpostarty na ziemi jak okiem sięgnąć, sprawił, że stała się mniej uważna. Musiała się zatrzymać i nazbierać bladych kwiatuszków do bukietu. Jak one ożywią jej nieprzytulną izbę? Przypomniała sobie, jak to dawnymi laty każdej wiosny przynosiła mamie bukieciki niebieskich przylaszczek i białych zawilców.

Koza nie podziękuje zapewne z takim zachwytem, jak to czyniła mama. Prawdopodobnie po prostu zje bukiet.

To właśnie podczas zbierania kwiatów wyczuła w pobliżu obecność drugiej istoty, wyprostowała się natychmiast i czujnie rozejrzała wokół.

Nie, nikogo nie widać. Las trwał nieruchomy, pogrążony w ciszy.

Mimo to nie mogła się pozbyć uczucia, że ktoś ją obserwuje.

Vinga nie miała ani trochę tej intuicji, jaką obdarzeni byli dotknięci dziedzictwem potomkowie Ludzi Lodu. Tę wrażliwość zmysłów i czujność, którą posiadała, wykształciło w niej samotne życie w lesie. Była to umiejętność zrodzona z potrzeby.

Tym razem jednak doznawała czegoś szczególnego.

Jakby to nie ona przyjmowała sygnały o obecności drugiej istoty. To ta istota je wysyłała! Świadomie i w pełni je kontrolując.

Leśne zwierzęta tak nie postępowały. Wprost przeciwnie, ich natura nastawiona była na zacieranie po sobie wszelkich śladów.

Vinga pochyliła się ostrożnie, chwyciła kozę za rogi i powoli, cichutko usunęła się ze swojego miejsca, z na wpół gotowym bukietem i opierającym się zwierzęciem.

Nikt jej nie zaatakował, nikt się nie pokazał.

Później, w ciągu dnia, gdy wyszła, by nazbierać chrustu na ogień, znowu poczuła coś niepokojącego.

W miejscu gdzie zazwyczaj zbierała drzewo na opał, na rozległej porębie, zobaczyła gotową wiązkę chrustu, starannie związaną, ułożoną na kamieniu, bez wątpienia przeznaczoną dla niej. Nie znała nikogo innego, kto by się zapuszczał tak daleko w las w poszukiwaniu opału.

– Nie podoba mi się to – powiedziała do kozy.

Wzięła jednak wiązkę ze starej poręby, należącej do komorniczej zagrody, i poszła do domu.

Tutaj doznała prawdziwego szoku.

Na ławie, której używała jako stołu, leżały stosy różnego rodzaju jedzenia. Czegoś takiego nie widziała od czasu, gdy opuściła Elistrand. Mięso, ryby, jaja, chleb, sery, domowej roboty piwo, ciasta i owoce, a obok tego worek wypełniony smakołykami, które lubią kozy.

– Och, nie! – syknęła Vinga przez zaciśnięte zęby. – Nie oszukacie mnie! Odkryliście moją siedzibę, a teraz chcecie mnie zwabić w pułapkę. A potem już prosta droga do domu madame Fieden. Jeśli nie postaracie się, bym w inny sposób zniknęła z parafii – na zawsze. I w ogóle ze świata!

Patrzyła ponuro na wszystkie pyszności, czuła, że głód dotkliwiej niż zwykle szarpie jej wnętrzności. Swędziały ją palce, żeby po coś sięgnąć.

Potem popatrzyła na kozę i kąciki ust jej opadły.

– Przedtem jednak możemy chyba wziąć trochę z tego, czym nas częstują, prawda? Masz tu worek, jest twój! Tak, mówię poważnie! Zjedz wszystko do końca, jeśli masz ochotę!

Vinga miała piękny głos, który wznosił się i opadał, kiedy tak czule przemawiała do kozy.

Usiadła przy ławie i obie rozpoczęły prawdziwą ucztę.

– Nie pojmuję tylko, jak oni się tu dostali – powiedziała Vinga do swojej przyjaciółki. – Trzeba dobrze znać miejsce, żeby nie natrafić na zbutwiałe deski.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Demon I Panna»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Demon I Panna» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Demon I Panna»

Обсуждение, отзывы о книге «Demon I Panna» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x