– Mnie? – zdumiał się Tamlin. – Ale ja przecież jestem demonem!
Drugi anioł uśmiechnął się:
– Są tam stworzenia jeszcze dziwniejsze niż demony. Nasz mistrz zbiera nieszczęsnych, których uzna za godnych, aby tam zamieszkali. Vanja, jego wnuczka, pójdzie do jego królestwa, zostało tak postanowione jeszcze w jej dzieciństwie. Jeśli zechcesz, możesz jej towarzyszyć, ponieważ wasza miłość pokonała wszystkie przeszkody, a ty sam potrafiłeś sprzeciwić się Tengelowi Złemu. To wielki czyn.
– Do Lucyfera? – powiedział Tamlin z niedowierzaniem. – Mielibyśmy udać się do samego Lucyfera?
– To jedyny sposób, by uratować Vanję. Inaczej umrze dziś w nocy i utracimy ją na wieki, a nie chce tego ani nasz władca, ani jego żona, Saga z Ludzi Lodu.
– Moja babcia, matka ojca? – zdziwiła się Vanja. – A więc ona tam jest? A więc to, co opowiadał o was Henning, to wszystko prawda? O czarnych aniołach, które zabrały ją ze sobą?
– To byliśmy my. A teraz ty wyruszysz w tę samą drogę.
– I spotkam ich tam? Mego dziadka i babcię?
– Losy twoje i Sagi są bardzo podobne.
Vanja mocniej przytuliła Christę.
– A maleńka?
– Jej będzie dobrze tutaj.
Ostrożnie spróbował odebrać jej dziecko.
– Ale ja nie mogę… – zaczęła Vanja, lecz poddała się. Jej córkę czekało niezwykle ważne zadanie. Jak kiedyś synów Sagi.
– Oby lepiej ci się ułożyło w życiu niż mnie – szepnęła. – Obyś dostała tego mężczyznę, którego pokochasz!
Teraz z kolei Tamlin wziął dziecko w ramiona i ucałował pokrytą delikatnym puchem główkę. Szepnął kilka słów, zaklęcie, którego nikt nie zrozumiał, przypominało ono jednak życzenia szczęścia wypowiedziane przez Vanję.
Teraz odezwał się jasnowłosy chłopiec:
– Mamy nadzieję, że to dodatkowo wzmocni dziecko, które ona wyda na świat. To, które podejmie walkę ze złą mocą. Teraz krew Ludzi Lodu wymieszała się nie tylko z krwią Lucyfera, lecz także z krwią Demonów Nocy. Będę czuwał nad Christą, Vanju. Możesz także zaufać Benedikte.
Pokiwała głową, ale w oczach zakręciły jej się łzy.
– I jak, Tamlinie? – spytał jeden z czarnych aniołów. – Idziesz z nami?
– A co mam do stracenia? – spytał cierpko. – Nie opuszczę Vanji. Jesteśmy nierozłączni. Dziękuję więc za życzliwą propozycję.
Otoczył ukochaną ramieniem. Jasnowłosy chłopiec trzymał dziecko. Vanja pogłaskała Christę po policzku i odwróciła się od niej.
– Jestem gotowa.
– Agneto! Agneto! – wołała wzburzona Benedikte. – W drzwiach stoi jakiś młody człowiek i trzyma na rękach Christę. Ale gdzie jest Vanja?
Było jeszcze tak wcześnie, że nie ustąpiła całkiem ciemność nocy. Na twarzy Benedikte malował się lęk i wyrzuty sumienia, ponieważ zasnęła, a kiedy się zbudziła, łóżko Vanji było puste, zniknęła też maleńka Christa.
Zbiegli się wszyscy mieszkańcy, jeszcze bowiem nie zaczęli szukać zagubionych poza domem. Zebrali się w wielkim hallu, Agneta odebrała dziecko z rąk obcego przybysza i sprawdziła, czy wszystko w porządku.
– Jestem Imre, syn Marca – oznajmił młody jasnowłosy chłopak.
– Syn Marca? – zawołali jedno przez drugie. – Nie wiedzieliśmy, że…
– Wejdź do środka, Imre – zapraszał Henning.
Chłopiec powstrzymał ich gestem.
– Nie mam teraz czasu na wyjaśnienia – oświadczył. – Muszę już iść, bo Tengel Zły nieustannie nas poszukuje, a Lipowa Aleja jest miejscem szczególnie niebezpiecznym. Ale Vanja niestety opuściła was na zawsze.
Agneta załkała i ukryła twarz w dłoniach.
– Czytałam list Vanji – powiedziała Benedikte i otarła czerwone, zapłakane oczy. – Z początku sądziłam, że napisała to w malignie.
– Nie, to wszystko prawda – odpowiedział młody Imre. – Ale Vanja jest teraz szczęśliwa.
Opowiedział im, jaki los ją spotkał.
Agneta płakała.
– Vanja, moje dziecko! Ale wszyscy wiedzieliśmy, że musi umrzeć złożona tą chorobą, utracilibyśmy ją więc i tak.
– Vanja przeszła do innej formy istnienia – pocieszał ją Imre. – Jest razem z Sagą i Tamlinem.
– Dobrze, że Franka tu nie ma – mruknął Henning. – Nie umiałby tego przyjąć. Ale jeśli jesteś synem Marca, to znaczy, że pochodzisz także z Ludzi Lodu?
– Oczywiście – uśmiechnął się Imre. – I bardzo jestem z tego dumny.
– Przepraszam, że się wtrącę – przerwała im Benedikte. – Uważam jednak, że to dla nas ważne, od dłuższego czasu już się nad tym zastanawiam. Wszyscy troje, Christoffer, Vanja i ja, mamy już dzieci, ale żadne z nich nie jest dotknięte. Czy wobec tego, Imre, los ten czeka twoje dziecko?
Ze śmiechem pokręcił głową i zwrócił się do Andre.
– Twoją sprawą będzie odnalezienie dotkniętego potomka Ludzi Lodu – powiedział.
Skłonił się i wyszedł, zanim zdążyli zapytać o coś więcej.
Popatrzyli po sobie. Na twarzach wszystkich wypisany był ogromny smutek, ale i niepokój.
– Jak zdołamy to wyjaśnić? – spytał Henning, który miał już podobne doświadczenie z czasów, kiedy musiał jakoś wytłumaczyć zniknięcie Sagi. Teraz nie było ciała Vanji, które mogliby pochować.
O bladym świcie Henning i Sander ruszyli na szczyt wzgórza. Szli ciężkim krokiem, przygięci do ziemi ciężarem smutku.
Zniknięcie Vanji wyjaśnili tym, że w malignie wymknęła się z domu i prawdopodobnie utonęła. Zorganizowano nawet, wprawdzie bez przekonania, akcję poszukiwania. Skończyło się jednak tylko na mszy za duszę zmarłej bez udziału „zmarłej”.
Problemy zaczęły się dopiero później. Okazało się mianowicie, że Frank nie ma najmniejszego zamiaru zostawić córki w Lipowej Alei. Wychowanie dziewczynki było jego sprawą, nikogo innego. Zatrudnił już nawet pewną kobietę, która zająć się miała Christą. Przeprowadził się wraz z dziewczynką do stolicy, Ludzie Lodu tracili więc kontakt z córeczką Vanji. Szczególnie boleśnie odczuła to Agneta. Najpierw utraciła własną córkę, teraz także odebrano jej wnuczkę. Rzadkie odwiedziny Franka z córką w Lipowej Alei nie wystarczały troskliwej babci.
Dobrze, że przynajmniej Benedikte, przybrana córka, i jej rodzina zostali w domu.
Andre zaczął już dorastać, a pewnego dnia był już dość duży, by rozważyć słowa Imrego. Postanowił dowiedzieć się, kogo w jego pokoleniu dotknęło przekleństwo.
Stanął przed niezwykle trudnym zadaniem.
***