Gabriel widział otwarte, tajemnicze korytarze wiodące do dalszych grot, dostrzegał w oddali piękne komnaty o sufitach z górskiego kryształu, oświetlone ogromnymi, również kryształowymi żyrandolami.
Tula rozmawiała z Tovą. Gabriel domyślał się, że te dwie kobiety rozumieją się znakomicie. Słyszał, jak Tula opowiada, że ona sama przeszła taki sam proces „oczyszczania” jak Tova, zanim stała się „grzeczną” dziewczyną i weszła na właściwą ścieżkę Ludzi Lodu.
Miał wrażenie, że Tovę bardzo to ucieszyło. Rikard, jej ojciec, przyglądał się córce z wyraźną ulgą. Jak to dobrze, że Tula nie wspomniała o strasznym wyglądzie Tovy, pomyślał Gabriel.
Wszyscy przeszli przez hall i znaleźli się w sali pogrążonej w półmroku. Gabriel stwierdził ze zdumieniem, że podłoga sali obniża się ku środkowi, a wszędzie ustawione są ławki jak w amfiteatrze, z wyjątkiem części obok drzwi. Tam bowiem znajdowało się podium ze schodkami po obu stronach.
Gand, zdaje się, zniknął.
Wędrowca też nie było.
I… Czyż nie brakuje kogoś jeszcze? W pośpiechu nie był w stanie uświadomić sobie, kogo mianowicie.
Tula uśmiechnęła się do Gabriela i zapytała, kim jest. Chłopiec przedstawił się.
– No, to w takim razie jesteś moim potomkiem! – zawołała uradowana i przytuliła go mocno.
Czy można zostać przytulonym przez ducha? zastanawiał się zdumiony. Nie odczuwał jednak niczego szczególnego. Tula sprawiała wrażenie normalnej żywej kobiety.
W sali znajdował się marmurowy stół. I tylko ten stół był oświetlony, zarówno od góry, jak i od spodu, jakimiś ukrytymi lampami. Delikatne Światło rozjaśniało przestrzeń aż do najbliższych ław. Przy końcu stołu, w pobliżu schodów, stało w szeregu pięć krzeseł.
Gabriel zobaczył, że dziadek Vetle prowadzony jest do miejsca na ławie za tymi właśnie krzesłami. Za nim szedł Andre z Mali i Benedikte, a następnie inni dorośli i rozsiadali się wygodnie.
Prawie jak w kinie, pomyślał chłopiec. Tylko że dużo, dużo ładniej. Elegancko i komfortowo. I bardzo stylowo, jak w zamku z baśni.
A czyż nie tak właśnie to miejsce powinno się nazywać?
Ellen i Tova zostały poprowadzone w stronę krzeseł. A kiedy Gabriel chciał pójść za swoją mamą, Karine, jeden z przewodników z końską głową położył mu delikatnie rękę na ramieniu i również wskazał mu miejsce na krześle. Gabriel zdenerwowany usiadł na samym brzeżku. Wtedy tamten konioczłowiek uśmiechnął się do niego ciepło, a oczy lśniły mu przyjaźnie pod krzaczastymi brwiami. Chłopiec odprężył się i usiadł wygodniej obok Ellen. Wkrótce potem przyszedł Nataniel i zajął miejsce po jego drugiej stronie.
Piąte krzesło wciąż stało puste, ale Gabriel domyślał się, na kogo ono czeka.
Na Ganda.
Piątka, dla której przeznaczono krzesła, miała się znaleźć na pierwszej linii walki z Tengelem Złym. Nataniel, Tova, Ellen, Gabriel (jego rola miała być dość pasywna) oraz Gand.
Ganda jednak na razie nigdzie nie było widać.
Ellen i Nataniel obok mnie, jedno po jednej, drugie po drugiej stronie. Chodzi pewnie o to, bym ich rozdzielał. Gabriel słyszał bowiem, że tych dwoje nie powinno być zbyt dużo razem. I… Chłopiec rozejrzał się ostrożnie wokół. Mama Karine i wuj Jonathan, a także Rikard Brink siedzieli za nim.
Uśmiechnął się pod nosem. Teraz czuł się bezpieczny.
Przewodnicy, którzy prowadzili ich przez mgłę, weszli do sali i usiedli na ławie nieco z boku. Heike, Ingrid, Ulvhedin, Villemo, Dominik, Linde-Lou i tak dalej.
W dalszym ciągu jednak nie było Ganda. Ani Wędrowca, który zniknął już dawno, prawdopodobnie w tamtym wielkim hallu. Teraz Gabriel uświadomił sobie nareszcie, kogo jeszcze brak. Tym trzecim oczekiwanym był Tarjei.
Gand, Wędrowiec i Tarjei. Dlaczego właśnie oni trzej?
Gabriel siedział bardzo wygodnie. Każdy z przybyłych miał przed sobą mały pulpit i teraz przewodnicy o końskich głowach chodzili po sali i stawiali na tych pulpitach przekąski. Gabriel spojrzał spod oka na stojące przed nim talerzyki. Naprawdę można to zjeść? W dzieciństwie naczytał się bajek o różnych czarodziejskich potrawach przygotowanych z kociego mięsa, pajęczyny i takich tam rzeczy, jakie musieli zjadać ludzie, którzy zostali zamknięci we wnętrzu góry.
To jednak wyglądało bardzo dobrze, naprawdę smakowicie. I całkiem po ludzku. Zarówno różnego rodzaju przekąski, jak i ogromne ciasta z wielką ilością bitej śmietany.
Gabriel zastanawiał się, czy mógłby już zacząć jeść.
Nikt jednak jeszcze tego nie robił, natomiast wszyscy popijali lekkie wino lub inne napoje z pięknych kielichów.
Zatem i on powinien chyba poczekać.
Pomyślał też, co by to było, gdyby mu się zachciało siusiu i gdzie powinien wtedy pójść. Chociaż na razie nic nie wskazywało, że zaistnieje taka konieczność.
Zdawało się, że czas stanął w tej sali we wnętrzu góry. Dokładnie tak, jak opisano w księgach Ludzi Lodu w rozdziale o przeżyciach Shiry i jej spotkaniu z Shamą, który zatrzymał czas, gdy oboje z Shirą znaleźli się w pustej przestrzeni oddzielającej jedno okamgnienie od drugiego. Czy teraz jest właśnie tak?
Dziwne, ale Gabriel tak to odczuwał. Naprawdę przeżywał zaczarowaną noc. A może to tylko sen? Pełen strasznego napięcia, podniecający sen! Mimo wszystko jednak chłopiec wolałby, żeby się to działo na jawie.
Gabriel od dawna był przygotowywany do tego, że jest jednym z pięciorga wybranych do podjęcia walki. Czasami wydawało mu się to rzeczą niezwykle odległą, którą na razie nie ma co się przejmować. Bywały jednak chwile, gdy na myśl o tym, co go czeka, zaczynał drżeć z niepokoju. Najbardziej przerażało go to, jak sobie poradzi z zadaniem, o którym nic nie wie, nie ma pojęcia, na czym ono polega. Co będzie musiał zrobić? – pytał często matkę. I jak należy to zrobić. A także dlaczego właśnie on został wyznaczony?
„Z powodu twoich jasnych oczu” – odpowiadała w takich momentach mama. „I z powodu twojej niezwykłej uczciwości i bardzo poważnego stosunku do życia”.
Często o tych sprawach rozmyślał. Zawsze słyszał, że jeśli chodzi o charakter, to jest bardzo podobny do Henninga Linda z Ludzi Lodu, człowieka o wyjątkowo czystym sercu. Ale fizycznie różnił się od niego bardzo. Gabriel był niedużego wzrostu, miał ciemnoniebieskie oczy i ciemne sztywne włosy, które sterczały na wszystkie strony. Był piegowaty i wielkooki. „Śliczny”, mawiały dziewczęta w klasie, a on tego nienawidził. Miał marzycielskie usposobienie i zapominał o wszystkim, o lekcjach, o szkolnych książkach, rano mógł siedzieć zamyślony, trzymając w ręce skarpetkę, którą zapomniał włożyć, nie zdając sobie sprawy z tego, która godzina, mógł przy obiedzie pogrążyć się w marzeniach do tego stopnia, że zapomniał o jedzeniu, mógł przerwać w pół słowa jakąś historię czy dowcip, który właśnie zaczął opowiadać, i zająć się czymś całkiem innym.
Był jednak dzieckiem szczerym i pozbawionym fałszu, sam nie miał co do tego wątpliwości. A poza tym w szkole pisał znakomite wypracowania. Nauczycielka mówiła, że ma zdolność wypowiadania się. Zawsze bardzo poważnie, aż za poważnie jak na swój wiek, odnosił się do spraw, za które odpowiadał. Pewnie więc dlatego został wybrany.
Nagle drgnął przestraszony. To wszystko, co jeszcze parę godzin temu wydawało się odległą przyszłością, nieoczekiwanie nabrało aktualności. Ma się stać teraz! Dziś w nocy!
Serce chłopca zaczęło bić gwałtownie, drżały mu ręce. Mowy nie ma, on nie sprosta takiemu zadaniu! Zwłaszcza że wciąż nie wie, co powinien robić!
Читать дальше