Teraz miał lat pięćdziesiąt osiem i od tamtej pory mnóstwo wody upłynęło w rzekach. Nigdy jednak nie zapomniał tego głębokiego, głucho brzmiącego głosu, wzywającego tak stanowczo.
Spojrzał w górę i zobaczył przy sobie Wędrowca. A więc to znowu on… Wędrowiec w Mroku, którego życie wciąż stanowi zagadkę. Ten, który towarzyszył kiedyś Tengelowi Złemu.
Przyjaciel i opiekun Vetlego, podobnie jak kiedyś opiekun Heikego. Teraz Heike sam jest opiekunem.
– Słucham – rzekł Vetle z uśmiechem. Tym razem już się go nie bał.
– Czas nadszedł – rzekł Wędrowiec. – Ludzie Lodu spotkają się dziś w nocy. Twoja żona już się położyła i będzie spała głęboko. Tak samo jak twoja synowa, Lisbeth, i zięciowie Ole Jorgen i Joachim. Wszyscy spać będą w swoich domach i nie powinni nic wiedzieć o naszym spotkaniu. Weźmie w nim natomiast udział Jonathan i jego dzieci: Finn, Ole i Gro. Już zostali wezwani.
– Ale one są jeszcze małe! Dwanaście, trzynaście i czternaście lat!
– Ty wcale nie byłeś dużo starszy, kiedy wyruszyłeś w bardzo niebezpieczną podróż. Twoim wnukom nic się nie stanie, nigdy nie będą lepiej chronione niż dzisiejszej nocy. A poza tym pewnie chcesz, żeby wiedziały o naszych sprawach?
– Oczywiście! Ale co z resztą moich wnuków? Czy zostaną wezwane?
– Naturalnie!
– Tylko że Mari mieszka tak daleko stąd.
Wędrowiec uśmiechnął się tajemniczo, jak to on. Vetle nie mógł jednak niczego dostrzec pod mnisim kapturem Wędrowca, domyślał się zaledwie.
– Mari i jej dzieci bez trudu znajdą drogę tam, dokąd wszyscy mamy się udać. Będą mieć przewodnika jak pozostali członkowie rodu. Ja już zdążyłem wezwać Jonathana i jego dzieci, bo oni dopiero później poznają własnych opiekunów. Chodź już!
Vetle wszedł na chwilę do sypialni i pocałował Hannę w czoło. Potem wyruszył z Wędrowcem.
Spora gromadka czekała już na dziedzińcu domu Vetlego, drżąc w wieczornym chłodzie. Jonathan wraz z trójką dzieci miał towarzyszyć Vetlemu. Sytuacja była tak wyjątkowa, że Finn, Ole i Gro zachowywali się spokojnie jak nigdy. Na ich twarzach malowało się skupienie i napięcie.
Wędrowiec dał znak, by szli za nim.
– Skąd się wzięła taka mgła? – zastanawiał się Finn. – I tylko tutaj, przed naszą bramą?
Wędrowiec powiedział spokojnie:
– Po prostu idźcie za mną, wszystko jest jak trzeba.
Z wahaniem wkroczyli w obszar osłonięty mgłą i nagle przestali widzieć cokolwiek. Jakby cały świat zniknął, wszędzie panowała jedynie mlecznobiala mgła.
– Powinnam była włożyć zimowe ubranie – szepnęła Gro, jedyna przedstawicielka kobiet w tym towarzystwie. – Jest po prostu lodowate zimno!
– No, no, nie przesadzaj – odparł jej ojciec Jonathan równie cicho.
Ciekawe, kto jest moim opiekunem, zastanawiał się Finn. To ci dopiero podniecająca sprawa! Ale dziadka opiekun jest nadzwyczajny! Ojciec też ma mieć kogoś ważnego, tak powiedział ten dziwny pan, który idzie przed nami. Uff, ciarki przechodzą mi po plecach.
– Oj, co ten asfalt zrobił się taki twardy! – jęknął Ole. – Aż dźwięczy pod stopami!
– Ja nic nie widzę – powiedział Finn. – Nie widzę nawet własnych stóp.
– Jezu, ale ciemności! – jęknęła cicho Gro i przysunęła się do ojca.
– Fajnie! – stwierdził Finn, ale słychać było, że głos mu trochę drży.
Nataniel pojechał z kilkudniową wizytą do swojej matki. Nie był wcale zaskoczony, kiedy w drzwiach stanął Linde-Lou z tym swoim nieśmiałym uśmiechem.
Nataniel skończył właśnie kolację. Zamknął spokojnie lodówkę i przywitał gościa pytaniem:
– Domyślam się, że godzina próby wybiła?
– Tak – potwierdził Linde-Lou. – Sprawiłem właśnie, że twój ojciec zasnął bardzo głęboko.
Nataniel poczuł, że serce bije mu mocniej i szybciej. A więc zaczyna się na poważnie, przede wszystkim dla niego, ale innych również.
– Mama…?
– Zaraz do niej pójdziemy.
Nataniel wiedział, że mama siedzi w salonie, tam więc się skierowali. Ale Christa nie była sama. Rozmawiała z jakimś ciemnowłosym młodym mężczyzną o skośnych oczach, wystających kościach policzkowych i inteligentnej twarzy.
Nieznajomy zwrócił się do Nataniela:
– Jestem Tarjei, przewodnik twojej matki.
Nataniel przywitał go z szacunkiem. To przecież jego poprzednik, ten, który miał poprowadzić walkę przeciwko Tengelowi Złemu, ale nie dożył tej chwili.
– Jak długo nas… nie będzie? – zapytała Christa ostrożnie.
– Tym nie powinniście się przejmować – uspokoił ich Tarjei. – Ziemski czas nie będzie tej nocy obowiązywał. Wrócicie przed świtaniem, choć dla was noc może trwać bardzo długo.
W odpowiedzi Christa uśmiechnęła się niepewnie.
Ci dwoje, którzy kiedyś kochali się najbardziej chyba beznadziejną miłością na świecie, Christa i Linde-Lou, popatrzyli na siebie smutno. Christa postarzała się, skończyła już pięćdziesiąt lat, gdy tymczasem on… On był równie młody, równie ufny i niewinny jak wtedy, ponad trzydzieści lat temu.
Mimo to Christa wyczuwała wibrujące między nimi napięcie. Nic niestosownego, nic nieczystego, wyłącznie głębokie wzajemne porozumienie i szczerość. A także smutek, który boleśnie ściskał jej serce.
Po chwili milczenia powiedziała cicho:
– Idziemy z wami.
Na dworze panowała dziwna atmosfera. W powietrzu wyczuwało się… napięcie? Zdziwienie? A może strach? Nie, to nie strach. Raczej wyczekiwanie. Odległe sygnały już dawno umilkły. Świat pogrążony był w wieczornej ciszy.
Nie widzieli niczego wokół siebie, bo nad dziedzińcem zalegała gęsta mgła. Dwoje ludzi, Christa i Nataniel, sądziło, że tuman okrył całą okolicę.
Tak jednak nie było.
Linde-Lou i Tarjei wprowadzili ich w obszar mgły i ludzie poczuli lodowaty chłód. Bez słowa podążali za przewodnikami, choć wszystko to bardzo ich dziwiło. I ta gęsta mgła, i nieoczekiwane zimno, i dziwnie głuchy odgłos ich własnych kroków. Chcieliby też wiedzieć, jak długo potrwa ta wędrówka.
Ani Christa, ani Nataniel nie zapytali jednak o nic. Ufali tym, którzy po nich przyszli.
Mój synu, myślała Christa. Mój ukochany synu, to ty musisz podjąć walkę, która nas czeka.
Tovę obudził Gand. Tego wieczora położyła się wcześnie, a teraz ocknęła się, bo ktoś gładził ją delikatnie po policzku, i spojrzała w górę.
Na ogół jedynie mama albo ojciec dotykali ją tak pieszczotliwie i serdecznie. Gdy stwierdziła, że to Gand, oczywiście natychmiast odwróciła się do ściany. Bo jeśli o niego chodzi, to nigdy nie panowała nad swoimi uczuciami.
– Co ty tu, do diabła, robisz? – prychnęła z rozpaloną nagle twarzą. – Dlaczego tu przyszedłeś? O co chodzi?
– Zbieramy się – odpowiedział z wielką powagą. – A ty jesteś w naszym gronie bardzo ważna, wiesz o tym.
Tova przyjęła to z takim ożywieniem, że gotowa była natychmiast wyskoczyć z łóżka i zacząć się ubierać. Ale szybko się opanowała. Jej krótka nocna koszulka nie nadawała się do pokazywania, szczególnie mężczyznom, a już zwłaszcza komuś takiemu jak ubóstwiany Gand.
– Mógłbyś przynajmniej… – zaczęła ostro, ale umilkła i wciąż siedziała na łóżku. W takiej chwili powinna zachowywać się z godnością. – A moi rodzice? Czy oni również wezmą udział w spotkaniu?
– Rikard, twój ojciec, pochodzi z Ludzi Lodu, i już został powiadomiony. Trond stoi z nim przed bramą. Mama natomiast śpi mocno. Postarałem się, żeby niczego nie zauważyła. A teraz zaczekam za drzwiami, ubierz się spokojnie. Tylko włóż coś ciepłego. Będziesz poza domem przez całą noc i może być zimno.
Читать дальше