– Efrem – uśmiechnęła się. – To ten, który jest siódmym synem siódmego syna, prawda?
– Tak – potwierdził również z uśmiechem Abel. – Ale muszę powiedzieć, że nie odkryłem w nim żadnych nadprzyrodzonych talentów.
– O, to jeszcze dziecko. Dopiero co wyrósł z pieluch.
– To prawda, ale ja mimo wszystko nie wierzę w przesądy. Bóg kieruje naszymi krokami i liczba braci naprawdę nie ma wpływu na życie człowieka.
Christa mogłaby opowiedzieć mu o różnych nadnaturalnych sprawach, z jakimi miewają do czynienia Ludzie Lodu, lecz Abel był człowiekiem zbyt głęboko wierzącym, by uznawać inne poza aniołami istoty nadprzyrodzone, więc wolała milczeć. Skoro jednak powróciła myślami do swej rodziny, zebrała się na odwagę i powiedziała:
– Ja… Prawdę mówiąc chciałabym odłożyć na kilka dni… To znaczy, nie chciałabym jeszcze jutro zaczynać pracy z twoimi chłopcami. Bo jutro są urodziny mojego dziadka i chciałabym pojechać do Lipowej Alei.
– Zdawało mi się, że twój dziadek umarł jeszcze przed urodzeniem twojej mamy.
Jak on dobrze jest o wszystkim poinformowany! Ciekawe, ile razy on i Frank rozmawiali o niej?
Przeklęty Frank!
Christa uświadomiła sobie, że jej awersja do tak zwanego ojca narasta niemal z każdą chwilą. To trzeba przerwać. Niechęć, awersja do kogoś, to nie w jej stylu. Zawsze do większości ludzi Christa nastawiona była pozytywnie. Wszystkim wierzyła, cieszyła się ze wszystkiego. Kochała świat, życie, ludzi i zwierzęta, rośliny, kamienie, piękno natury, wszystko!
Tego wieczora tak wiele się zmieniło. Również jej stosunek do życia, cała jej psychika.
To przerażające. Christa nie chciała takich zmian.
Kiedy Abel odpowiadał zmartwiony, Christa nie pamiętała już, o co go pytała. Ach, tak, spytała przecież, czy mogłaby dzień później rozpocząć pracę.
– No, nie wiem – mówił Abel z wahaniem. – Jutro powinienem wyjechać z domu wcześnie rano i nie mogę wziąć wolnego dnia. A moja stara ciotka się przeziębiła i nie wstaje z łóżka. Ale…
Christa domyślała się, że ta jutrzejsza podróż jest dla niego bardzo ważna.
– Dobrze, niczym się już nie martw. Ja przyjdę.
Spoglądał na nią z ulgą i z wdzięcznością.
Będę musiała zadzwonić do Henninga, pomyślała Christa. Zadzwonię i wyjaśnię, dlaczego oboje z Frankiem nie możemy przyjechać. I, oczywiście, złożę mu życzenia.
Tylko jak zapytać przez telefon o skomplikowane sprawy swego pochodzenia? Skoro Frank będzie słuchał tej rozmowy, zawsze tak czynił, i skoro panie w centrali telefonicznej będą podsłuchiwać, jak to mają w zwyczaju?
Naprawdę nie ma jak przeprowadzić takiej rozmowy.
Położyła się spać przygnębiona. Nie widziała chmury, która płynęła wolno po nocnym niebie. Nie widziała, że chmura kieruje się wprost ku zimnej, bladej tarczy księżyca. I nie widziała, jak chmura przesłania księżyc, pokrywa go czarnym welonem.
Czarny księżyc.
Możliwość zatelefonowania do Lipowej Alei nadarzyła się niespodziewanie następnego ranka, kiedy Christa szykowała się do wyjścia. Przyszedł przełożony zgromadzenia, by obejrzeć jakąś maszynę, która została w piwnicy po poprzednim właścicielu domu. Ponieważ był to sam przełożony i ponieważ Frank miał nadzieję nieźle zarobić na sprzedaży urządzenia, nagle poczuł się na tyle dobrze, że mógł o własnych siłach towarzyszyć gościowi. Zresztą czy taką ważną sprawę można było zlecić Chriście?
Gdy obaj panowie zniknęli w piwnicy, Christa pospiesznie zamówiła połączenie z Lipową Aleją. Czekała niecierpliwie i z lękiem, że Frank może w każdej chwili wrócić.
Mieli widocznie z gościem wiele kwestii do omówienia, bo nie było ich przez dłuższy czas. Choć Christa czekała na sygnał, to podskoczyła przestraszona, gdy telefon zadzwonił.
Wyjaśniła Benedikte, że musi się spieszyć i że bardzo chce jak najszybciej porozmawiać z Henningiem.
Najpierw złożyła mu życzenia urodzinowe, ale zrobiła to naprawdę jednym tchem, po czym wytłumaczyła, dlaczego nie może przyjechać.
Henninga bardzo to, rzecz jasna, zmartwiło, milczał przez moment, a potem zapytał:
– Ale ty bardzo byś chciała przyjechać, prawda?
Christa bała się, że zaraz wybuchnie płaczem.
– Oczywiście, dziadku. Tak się cieszyłam na ten dzień!
– Poznaję po twoim głosie, że jest ci przykro. Czy zaszło coś szczególnego?
– Ja zawsze bardzo chcę jechać do Lipowej Alei, więc było mi naprawdę żal, jeszcze zanim to się stało.
– Jakoś nie bardzo cię rozumiem, co się stało? – zapytał spokojnie.
– Ja… Nie mogę tego powiedzieć. Ale muszę koniecznie z wami porozmawiać. O moim… ojcu.
Musiała niezwykle uważać, co mówi. Telefonistka z pewnością nadstawiała uszu.
Czy dziadek zrozumie?
Zrozumiał. Milczał dość długo, a potem rzekł:
– Domyślam się, o co ci chodzi.
– Dlaczego wy nigdy…?
– Nie mogliśmy. Nie chcieliśmy ranić… pewnej osoby.
– Tak, to oczywiste. Ale ja muszę mieć…
– Christo, kochanie, wszystkiego się dowiesz. Tylko że my też całej prawdy nie znamy. Tylko Imre wie wszystko.
– Imre? Ale przecież jego nikt nie widział od dziesięciu lat! Odkąd Vetle podróżował do Hiszpanii.
– Masz rację. Benedikte jednak wie, jak nawiązać z nim kontakt. Ona to załatwi. Powiemy mu, że potrzebujesz pomocy, a on już zajmie się resztą.
– Dziękuję – powiedziała Christa. – Oj, oni wracają, muszę kończyć!
– Pokażesz się niedługo?
Dziadek w ogóle nie zapytał o Franka.
– Jak tylko będę mogła, dziadku. Wiesz, ja zaczynam pracę.
– Naprawdę? I Frank się zgodził?
– Tak, i to dlatego nie mogłam dzisiaj przyjechać – rzekła i tym razem nie umiała powstrzymać goryczy. – Ale postaram się niedługo. Pozdrowienia dla wszystkich!
– Niech cię Bóg błogosławi, moje dziecko!
Rozmowa się skończyła. Christa odłożyła słuchawkę i zaczęła bez ładu i składu wycierać kurze, biegając po pokoju od mebla do mebla.
– Czy nie powinnaś już iść, Christo? – zawołał Frank.
– Tak, już jestem gotowa. Muszę tylko trochę sprzątnąć.
Nagle zdjął ją strach. Przecież informacja o rozmowie z Lipową Aleją znajdzie się na rachunku telefonicznym!
Co tam! Nie należy martwić się na zapas.
Nigdy nie przyszło jej do głowy, że dom utrzymywany jest za pieniądze Vanji, a więc teraz jej, Christy. To prawda, że Frank potrafił bardzo dobrze je ulokować, ale bez nich nie mieliby z czego żyć.
Tymczasem Christa zawsze czuła się od niego uzależniona, a on nieustannie dawał jej do zrozumienia, że tak właśnie naprawdę jest. Nigdy nawet nie wspomniał, że właściwie pieniądze należą do niej, a przynajmniej w tym samym stopniu do niej, co do niego. Były to przecież pieniądze Ludzi Lodu, Vanja dziedziczyła po bogatej szwedzkiej linii, a kto bardziej był związany z Ludźmi Lodu, Frank czy Christa?
Przez te wszystkie lata Frank żelazną ręką kierował jej egzystencją, dbał, by dziewczyna we wszystkim była mu podporządkowana. Bo gdyby utracił ją, utraciłby wszystko.
Chętnie widział w Ablu Gardzie swego przyszłego zięcia. Miałaby sam dobrze, weszłaby do chrześcijańskiego domu, mąż, jeszcze przecież niestary, miał przed sobą naprawdę piękne widoki i był poważany w religijnej wspólnocie, do której Frank przystał wiele lat temu. A poza tym Abel mieszkał tak blisko. Zaledwie dwa domy dalej. Choć to trochę nierealne, Frank wyobrażał sobie, że i po ślubie Christa będzie w pewnym sensie mieszkać w domu i opiekować się starym ojcem. Tak sobie to wszystko układał, bo nawet on pojmował, że dziewczyna taka jak Christa nie może zostać starą panną. A skoro tak, to Abel Gard był zdecydowanie najlepszym kandydatem.
Читать дальше