Przy bramie ktoś stał i czekał na nią.
Christa zadrżała, gdy uświadomiła sobie, kto to jest.
Nigdy przedtem nie widziała Imrego, ale domyśliła się od razu.
Jej najbliższy krewny! Jakie właściwie pokrewieństwo ich łączy? Imre jest kuzynem jej matki? Tak, właśnie tak.
Imre…
Piękniejszego mężczyzny nie było chyba na ziemi. Jasnoblond włosy ostro kontrastowały z głęboko szarymi oczyma, odziedziczonymi po Marcu, życzliwy, choć zarazem dosyć surowy wyraz szlachetnej twarzy, sylwetka, postawa, pełna godności niczym u królewicza czy księcia… Był jak ze snu.
I może właśnie to jedno jest prawdą?
Christa mimo woli dygnęła na powitanie. Przybysz uśmiechnął się, wyciągnął lewą rękę i poufałym gestem ujął jej prawą. Wiedział, że Christa domyśla się, z kim ma do czynienia i jak bardzo są sobie bliscy.
– Potrzebujesz mojej pomocy? – spytał łagodnie.
– Tak, dziękuję. Dziękuję, że przyszedłeś, bo ja muszę się dowiedzieć.
– Dowiedzieć się prawdy o swoim pochodzeniu, tak? Masz do tego prawo, ale czy starczy ci odwagi?
– Czy jest aż tak źle? Czy mój ojciec jest jakimś przestępcą?
– Akurat tego przypisać mu nie można. Ale prawda może cię przestraszyć.
W takim razie on jest chory psychicznie, pomyślała Christa.
– Zniosę wszystko – powiedziała pospiesznie. – Nic nie może być gorsze od…
Zawstydzona przerwała.
– No, no – upomniał ją Imre. – Przez tyle lat byłaś taką dobrą córką. Aż do chwili, gdy dowiedziałaś się, że jest inaczej.
– Tak, to prawda. Ale my się tak bardzo między sobą różnimy, właściwie pod każdym względem.
– Rzeczywiście. A poza tym on cię bezlitośnie wykorzystywał.
– Naprawdę?
– Tak. Stosował przymus, presję psychiczną.
– Skąd ty to wiesz?
– Obserwowaliśmy cię nieustannie, Christo. Jesteś przecież jedną z nas.
Domyślała się, że tym razem Imre nie o Ludziach Lodu mówi. Ona sama rzadko myślała o tym, że pochodzi z rodu czarnego anioła. Ale teraz uświadomiła to sobie niezwykle mocno.
– Ja chyba nie odziedziczyłam niczego po naszym… przodku – zaczęła niepewnie, mając na myśli Lucyfera.
– Tego jeszcze nie możesz wiedzieć – odparł Imre tajemniczo. – Czy moglibyśmy gdzieś porozmawiać w spokoju? Podejrzewam, że on nie przyjąłby mnie życzliwie.
– O, ale przecież ty jesteś moim najbliższym krewnym!
– Wolałbym się z nim nie spotykać.
Christa zastanawiała się przez chwilę.
– Zaraz będę musiała iść po mleko. Tylko że pada, nie będziemy mogli stać i rozmawiać na dworze.
– Czy on by coś słyszał, gdybyśmy rozmawiali w twoim pokoju?
– Nie. Z dołu nic nie słychać. Ja mieszkam na piętrze, a on na parterze i sam po schodach nie wejdzie. Musi wołać mnie bardzo głośno, gdy czegoś ode mnie chce. A chce często – zakończyła z uśmiechem. Zaraz się jednak zaniepokoiła. – Ty się nie dostaniesz do mojego pokoju. Frank zobaczy cię, kiedy będziesz przechodził przez hall. On bardzo uważnie śledzi wszystko, co się dzieje w domu.
Imre uśmiechnął się pod nosem.
– Tym się nie przejmuj. Idź po prostu teraz po mleko, a kiedy wrócisz, postaraj się jak najszybciej przyjść na górę!
Frank zachowywał się tak, jakby przeczuwał, że w domu dzieje się coś dziwnego. Gdy Christa wróciła z mleczarni, wynajdywał dziesiątki różnych drobnych spraw, które powinna niezwłocznie załatwić, czuł się bardzo źle, wszystko go bolało, nikt się nim nie przejmował, i czy może Christa mogłaby być tak dobra i podać mu to czy tamto, to przykre tak ją wciąż sobą obciążać, ale co może poradzić stary, chory człowiek…
Christa zaczynała się coraz bardziej denerwować. Imre był czcigodnym gościem, nie wypadało, żeby czekał. Może zirytuje go to i pójdzie sobie? Ciekawe, jak się dostał do jej pokoju? Jeśli w ogóle tam jest, nic przecież o tym nie wiedziała. Trudno było się komuś obcemu przemknąć niezauważenie obok Franka, dostrzegał wszystko swymi argusowymi oczyma.
A teraz najwyraźniej przeczuwał, że Christa coś przed nim ukrywa. Może spostrzegł przemykającego się Imrego? Nie, to niemożliwe, natychmiast by przecież coś powiedział.
– Może powinieneś się położyć, ojcze, skoro tak cię wszystko boli? – zaproponowała.
Ale nie, nieoczekiwanie Frank poczuł się znacznie lepiej.
– Tylko że ja jestem okropnie zmęczona – westchnęła Christa. – Chłopcy byli dzisiaj naprawdę nieznośni. (Nie zachowywali się wprawdzie gorzej niż normalnie, ale ona rozpaczliwie poszukiwała jakiejś wymówki, żeby nareszcie móc sobie pójść.) Gdybym mogła się już położyć, byłabym bardzo zadowolona. Jutro też czeka mnie trudny dzień.
Tacy ludzie jak Frank, którzy wciąż siedzą sami w domu, są bardziej niż inni uwrażliwieni na nastroje i stany psychiczne. Toteż spoglądał teraz ukradkiem na swoją córkę. Czy ona się czymś denerwuje? Czy może jest tylko zmęczona? No, niech tam, skoro nie chce wychodzić z domu, to nie ma powodu do niepokoju.
Bo Frank sobie po prostu nie życzył, by Christa spotykała innych ludzi, nawet Abla, poza jego kontrolą. Chciał wiedzieć o wszystkim, co Christa robi i co się z nią dzieje. Och, jakże go teraz złościło to, że córka spędza całe dnie w domu Abla! Sama z chłopcami, co prawda, ale Frank najchętniej by ją stamtąd zabrał. Jak to jednak zrobić? Wtedy ona by z pewnością natychmiast pojechała do Lipowej Alei, a Frank niczego nie bał się bardziej niż właśnie tego. Ci poganie już by jej nie wypuścili, gdyby raz wpadła w ich łapy.
Frank był niesprawiedliwy, bo Ludzie Lodu nigdy nie rościli sobie pretensji do jego córki, choć wiedział, że bardzo chętnie by się nią zajęli.
– Czy mogłabyś mi jeszcze przed wyjściem zrobić trochę kawy? – zapytał jękliwym głosem. – Ja wiem, że jestem uciążliwy…
Tym razem Christa nie chciała słuchać żadnych narzekań.
– Wypiłeś już przynajmniej trzy filiżanki nie dalej jak godzinę temu. Nie będziesz mógł spać po takich ilościach kawy wieczorem.
– Spać i tak nie mogę, dobrze o tym wiesz. W nocnych godzinach żyję równie intensywnie jak w dzień.
– To powinieneś przestać sypiać po obiedzie – rzuciła Christa.
– Jakbym w takim razie mógł przetrwać dzień, skoro ciebie nigdy nie ma w domu?
Christa westchnęła.
– Czy mogę już iść?
Frank szukał desperacko jeszcze jakiegoś powodu, dla którego mógłby ją zatrzymać, lecz zdążył już wykorzystać wszystkie możliwości.
– Oczywiście, drogie dziecko. Nie chciałbym cię trzymać przy sobie wbrew twojej woli…
Chyba nie musiała tak ostentacyjnie okazywać ulgi, że może go pożegnać?
Wbiegła na schody. Czy gość tam jeszcze jest? A może poszedł? Czy w ogóle kiedyś był w jej pokoju? Jak go teraz znowu odnajdzie? Bo przecież musi z nim porozmawiać. Jeśli się okaże, że przez Franka zaprzepaściła tę możliwość…
Ale Imre na nią czekał. Gdy weszła do pokoju wstał z krzesła, żeby zrobić jej miejsce. Nie posiadając się ze szczęścia znalazła drugie krzesło pod stosem ubrań i pospiesznie starała się trochę uporządkować pomieszczenie, choć i tak panował w nim względny ład.
Po chwili usiadła i czekała.
Na dole panowała zupełna cisza.
– Jesteś pewna, że on nas nie usłyszy? – zapytał Imre cicho.
– Absolutnie pewna. Muszę stąd krzyczeć bardzo głośno, żeby na dole było cokolwiek słychać. Na wszelki wypadek powiedziałam mu, że muszę się nauczyć dość długiego tekstu na pamięć, więc żeby się nie dziwił, gdy będę mówić sama do siebie. A teraz mów! Chcę się nareszcie dowiedzieć! Wiem już, że Frank nie jest moim ojcem, ale tak mi trudno uwierzyć, że moja mama, Vanja, była niewierną żoną…
Читать дальше