Margit Sandemo - Głód
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Głód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Głód
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Głód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Głód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Głód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Głód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Co on takiego robi? Proponuje Marit ten sam rodzaj pracy, który, jak stwierdził, był nieodpowiedni dla Lise – Merete. Albo, ujmując to jeszcze inaczej, nie pozwolił swej ukochanej na pracę na terenie szpitala, a zaproponował ją innej kobiecie?
Ale to było coś innego. Po części ze względu na rodzaj pracy, po części zaś dlatego, że Marit naprawdę jej potrzebowała. Potrzebna jej była może nie tyle sama praca, co świadomość, że ma przed sobą jakąś przyszłość. To konieczne, by w ogóle wyzdrowiała. Teraz przemawiał przez niego lekarz, a poza tym młody syn Ludzi Lodu od zawsze miał w sobie coś z psychologa.
Marit z radości zakręciły się w oczach łzy.
– Jeśli tylko będzie mi wolno, będę pracować dzień i noc!
– Wystarczą same dnie – uśmiechnął się wstając. – Teraz musisz się tylko starać, żeby wyzdrowieć i nabrać sił, ja już zajmę się resztą. A poza tym dobrze się czujesz?
– O, tak! Wszyscy są tacy mili. Rozmawiałam dziś trochę z moimi sąsiadkami z pokoju. Są takie życzliwe.
Christoffer rozejrzał się po sali i wszędzie napotkał wyrażające sympatię, przyjazne uśmiechy.
– Bardzo się cieszę, że dotrzymujecie Marit towarzystwa – powiedział wesoło.
Przechodził od jednego łóżka do drugiego, dla każdej z pacjentek potrafił znaleźć dobre słowo. Taka półprywatna wizyta zdawała się kroplami sączyć życie w chore kobiety. Aż podrywały się z łóżek, chcąc okazać mu uwielbienie i szacunek. Trwało to, dopóki Christoffer nie wyszedł.
Wielką przesadą było stwierdzenie, że Marit rozmawiała z innymi pacjentkami. Wstydziła się ludzi do szaleństwa i cała konwersacja ograniczyła się do zdawkowej wymiany zdań: „Jak się nazywasz?” „Marit” „Na co tu leżysz?” „Co takiego? Ach, tak, na zapalenie ślepej kiszki”.
Wkrótce pacjentki zorientowały się, jak bardzo nieśmiała jest Marit, i przez delikatność nie pytały o nic więcej.
Teraz jednak te, które mogły, uniosły się na łokciach i zapragnęły dowiedzieć się o niej czegoś jeszcze. I Marit zaczęła mówić, z początku bezgranicznie zawstydzona, ale kiedy spostrzegła ich szczere zainteresowanie, opowiedziała im całą historię, jak to doktor i parę innych osób znaleźli ją w lesie.
Jej współtowarzyszki uznały opowieść za niezwykle interesującą. A potem Marit odważyła się na coś niesłychanego, nigdy nie przypuszczała, by kiedykolwiek było to możliwe. Ośmieliła się zapytać, co dolega innym.
Wywiązała się ożywiona rozmowa. Niektóre pacjentki w zapale usiadły na łóżkach, inne leżały spokojnie, uszczęśliwione, że wolno im mówić o własnych przeżyciach i doświadczeniach.
Był to jak do tej pory najpiękniejszy dzień w życiu Marit. Być wśród ludzi, być jedną z nich! Nic nie szkodziło, że rozmowy dotyczyły przede wszystkim chorób i dość drastycznych sprawozdań z sal operacyjnych i korytarzy szpitalnych.
Była jedną z nich! Czego więcej mogła pragnąć?
Ale rozmowa nadwątliła jej siły. Wieczorem pielęgniarki zganiły ją za to, że nie wypoczywała.
Nic na to nie poradzę, myślała sobie Marit. To na osłodę duszy.
Była taka szczęśliwa, taka szczęśliwa! Nawet gruba, szorstka koszula szpitalna, w której leżała, koszula, która kłuła i drapała, stanowiła dla niej źródło radości. Marit nie była bowiem przyzwyczajona do nowych ubrań. Donaszała garderobę po rodzeństwie, dopóki nie zostały z niej strzępki.
A teraz miała przyjaciół! I dane jej było spotkać tak wspaniałego człowieka, jak doktor Volden. Choć Marit odczuwała dla niego tylko dziecięcy podziw, coś jednak się w niej przebudziło, coś, do czego nie chciała się przyznać sama przed sobą i z pewnością przeraziłaby się nie na żarty, gdyby ktoś brutalnie odkrył przed nią całą prawdę. Ale kiełkujące w niej uczucie wykazywało pewne podobieństwo do głodu.
Słowo „głód” kryje w sobie tak wiele. Tęsknotę, pragnienie, potrzebę, pożądanie… Przede wszystkim jednak jest to uczucie dławiącego niezaspokojenia.
Na razie jednak było ono na tyle słabe, że Marit nie zauważyła, że coś zaczyna się z nią dziać. I tak chyba było lepiej, bo cóż innego mógł przynieść jej głód oprócz smutku?
Zwyczajem stało się już, że Christoffer każdego dnia przysiadał na kilka minut na łóżku Marit. Starał się sam siebie przekonać, że trzeba jej dodać otuchy, że to niezbędne do jej wyzdrowienia.
Prawdą jednak było, że on sam dobrze się przy niej czuł. Rozpierała go duma na myśl, że zdołał przywrócić Marit z Grodziska do życia w podwójnym rozumieniu tego wyrażenia.
Z każdym dniem pozwalano jej przyjmować coraz więcej pokarmów, najpierw tylko płynnych, aż wreszcie podano rzadki, wodnisty kleik.
A Marit stopniowo nabierała ciała, rozkwitała i ładniała. Robiła się ładniejsza, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
Rana nie goiła się tak prędko, jak życzyłby sobie tego Christoffer, ale miał nadzieję, że Marit z czasem wydobrzeje i nabierze sił, a wtedy szybciej będzie powracać do zdrowia.
Doszło wreszcie do tego, że cała doba upływała Marit na wyczekiwaniu na przyjście Christoffera. „Głód” na dobre pochwycił ją w swoje objęcia. Za każdym razem, gdy na korytarzu rozlegały się kroki, całe ciało drżało jej w napięciu. Nauczyła się już rozpoznawać jego chód. Stąpał szybko i stanowczo, świadomy celu. Czasami słyszała jego głos i serce zaczynało jej walić jak młotem, a gdy wchodził do innej sali, czuła rozczarowanie. Świadomość jego bliskości napełniała ją dręczącym niepokojem. Nie wiedziała nic o Lise – Merete, ale też i myślała o Christofferze tylko jak o dobrym przyjacielu. Prawdą jednak było, że on wypełnił całe jej istnienie, każda jej myśl miała związek z nim, a za każdym razem, gdy przychodził i uśmiechał się do niej, była tak niewypowiedzianie szczęśliwa, jakby zaraz miała wybuchnąć, i bardzo chciała móc wypłakać swą radość.
Christoffer nic o tym nie wiedział. Dostrzegał jedynie, że Marit jest weselsza i swobodniejsza niż dawniej i poczytywał to za dobry znak.
Natomiast jeśli chodziło o brata Lise – Merete, Bernta, to zanosiło się na to, że jego pobyt w szpitalu potrwa długo. Odmawiał wykonywania poleceń, nie chciał leżeć spokojnie, wiercił się w łóżku i próbował siadać, a to było niewskazane dla jego precyzyjnie poskładanych nóg.
Ponieważ dotykał i drapał rany, wywiązała się w nich zupełnie niepotrzebna infekcja. Ojciec Bernta stale przebywał w szpitalu, ciągle krzycząc i pomstując na złą opiekę, bo Bernt oczywiście skarżył się na wszystko, byle tylko usłyszeć choć parę słów współczucia. Personel szpitalny zaciskał zęby i milczał. Wiedzieli, że rajca ma wielką władzę i jeśli coś mu się nie spodoba, jest w mocy zmniejszyć wsparcie finansowe dla szpitala.
Ordynator wrócił do pracy i nareszcie Christoffer mógł podzielić się z nim odpowiedzialnością. Przyjął to z wielką ulgą.
Niestety, jak się okazało, nie udało im się powstrzymać ataku zarazków. Powoli, lecz nieubłaganie infekcja rozszerzała się na cały szpital. Lekarze byli bardzo zaniepokojeni, zaangażowano wszystkie siły, byle tylko uchronić pacjentów, ale któż zdoła wykryć bakcyle i zwalczyć je, dysponując tak skromnymi środkami?
Pewnego wieczoru Christoffer przyszedł z wizytą do domu rajcy.
Lise – Merete w ostatnich dniach wprost kipiała energią. Układała plany związane ze ślubem, weselem i wyprawą, szczebiotała i ćwierkała, aż Christofferowi trudno było zebrać myśli.
Oskarżał samego siebie, że nawet w wolnym czasie nie potrafi zapomnieć o pracy, ale w szpitalu tak wiele się teraz działo. Nie mógł też zwierzyć się Lise – Merete z tego, co go dręczy, gdyż panna panicznie bała się zarazków i być może, gdyby opowiedział jej o epidemii stafilokoków, nie zgodziłaby się na spotkania. A jeśliby usłyszała, że jej brat znalazł się w samym środku tych okropności, ani chybi wpadłaby w histerię. Lise – Merete była dziewczyną wspaniałą pod każdym względem, ale dla chorób miała niecodzienny respekt. Często żartowała, że właśnie po to, by uchronić się przed najrozmaitszymi paskudztwami, wybrała sobie lekarza. Dobrze mięć kogoś takiego w rodzinie!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Głód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Głód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Głód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.