Tengel Zły zawołał histerycznie:
– Zróbcie coś!
Jak zawsze w sytuacji, kiedy czegoś nie rozumiał, Tengel usiłował przerzucić odpowiedzialność na innych.
Ani Lynx jednak, ani Ahriman nie mogli powstrzymać biegu wydarzeń. Rune padł na kolana z nadzieją, że lodowiec nie pęknie akurat pod nim. Lynx po daremnych próbach zachowania równowagi i godności przewrócił się, lecz Ahriman i Tengel wciąż stali, utrzymując się mniej lub bardziej w pionie.
Co to może być? zastanawiał się Rune.
Huk i wstrząsy ustały.
Zapadła cisza. Wielka, przeogromna cisza.
W następnej chwili Rune kątem oka dostrzegł coś ciemnego.
Popatrzył w tamtą stronę, pozostali także powiedli wzrokiem za jego spojrzeniem.
Od krawędzi lodowca szedł w ich stronę samotny wędrowiec w ciemnej pelerynie.
Stojący koło skał przy przełęczy prowadzącej do Doliny Ludzi Lodu Marco odruchowo ścisnął Nataniela za ramię. Przyjaciele ze zdumieniem spoglądali na wyraz najwyższego napięcia, jakie odmalowało się na jego nieziemsko pięknym obliczu.
Wędrowiec dotarł do czwórki na lodowcu. Rune przyglądał mu się, zmarszczywszy brwi, ale Tengel Zły prychnął zirytowany:
– Czego tu szukasz, po coś przyszedł? Wynoś się stąd natychmiast, nie życzymy tu sobie żadnych żebraków. Znikaj!
Ale obcy przybysz nie zwracał na niego uwagi. Zwrócił się do Runego.
– Dobrze cię znów widzieć, przyjacielu!
Rune nie spuszczał wzroku z mężczyzny. Patrzył na czarne, spadające w lokach na ramiona włosy, na uśmiech w dziwnie jaśniejących oczach, choć wcale nie żółtych jak u Ludzi Lodu. Ta życzliwość…
Łzy ścisnęły Runego w gardle. Ledwie zdołał wydusić z siebie:
– Witaj!
Ahriman ze zdziwienia rozdziawił usta. Cała jego postać wyrażała silne obrzydzenie wywołane widokiem nieznajomego. I niepewność. Czy to naprawdę ktoś obcy, czy też… znajomy?
Tan-ghil nad niczym się nie zastanawiał. Ogarnęła go tylko wściekłość, ponieważ przeszkodzono mu w unicestwieniu alrauny.
– Wynoś się! – wrzasnął falsetem. – Inaczej zamienię cię w pył, nędzny żebraku!
Obcy skierował na niego swe przenikliwe spojrzenie.
– Nie, to ci się nie uda, ludzki robaku!
Tengel Zły podskoczył. Od dawna już nikt go tak nie nazwał, nie słyszał tego określenia od czasów wędrówki przez groty do Źródeł Życia.
– Lynx! – zaniósł się krzykiem. – Wyślij go do Wielkiej Otchłani! Nikomu nie wolno się tak zwracać do Władcy Świata!
Lynx ledwie zdążył unieść dłoń, a już musiał ją opuścić. Powietrze przecięła błyskawica, towarzyszył jej huk grzmotu, i obcy przeobraził się w coś niemożliwego do pojęcia.
Przy skałach oddalonych od grupy na lodzie Marco padł na kolana, zasłaniając dłońmi twarz.
– Nareszcie – szepnął. – Sądziłem już, że błędnie wyliczyłem czas. Dzięki, serdeczne dzięki!
Na widok sceny rozgrywającej się na lodzie Natanielowi i jego przyjaciołom dech zaparło w piersiach.
Na własne oczy widzieli, jak obcy przybysz powoli i majestatycznie przeistacza się przed Tengelem Złym. Czarny niczym zimowa noc, osiągnął wzrost jakichś ośmiu-dziesięciu metrów, a na plecach pojawiły mu się czarne, błyszczące skrzydła. Widok, którego Gabriel, Tova, Nataniel i Ian nigdy nie zapomną, byli o tym święcie przekonani.
Już wcześniej mieli do czynienia z czarnymi aniołami, ale to zjawisko było czymś tak niesamowitym, że Gabriel musiał usiąść, a Tova bliska była utraty przytomności.
Nataniel rzekł cicho:
– Wiedziałeś o tym, Marco. Przez cały czas wiedziałeś, co się stanie, dlatego zwlekałeś z wezwaniem nas na spotkanie w Górze Demonów. Dlatego ja i Tova musieliśmy przez kilka lat czekać na podjęcie próby dotarcia do Doliny Ludzi Lodu.
– Tak – odparł Marco.
– Teraz już wszystko jasne – westchnęła Tova. – Teraz już rozumiem. Mamy rok tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty. A…
Gabriel wpadł jej w słowo:
– A on spotkał Sagę z Ludzi Lodu w roku tysiąc osiemset sześćdziesiątym. Legenda o miłości Lucyfera! Tylko raz na sto lat wolno mu odwiedzić ziemię. O mamo – szepnął oszołomiony.
Tova spytała z lekkim niepokojem:
– Ale chyba przestał już szukać swej zagubionej miłości?
– Oczywiście – uśmiechnął się Marco. Z oczu biło mu szczęście i niewypowiedziana ulga. – Przestał jej szukać po wielu tysiącach lat. Po tym, jak spotkał Sagę, moją matkę, nie spojrzał już nigdy na żadną inną kobietę, sam mi o tym powiedział.
W zamyśleniu popatrzyli na Marca. Tak niewiele wiedzieli o nim i jego życiu.
Marco stał nieruchomo, nie odrywał wzroku od grupy zebranej na lodowcu, jakby zapomniał o otaczających go przyjaciołach. Kiedy przemówił, w jego głosie zabrzmiała żarliwa prośba:
– Na miłosierdzie, ojca Runego, naszego najdroższego druha. On tyle już wycierpiał!
Na lodowcu Ahriman usiłował się wycofać jak pies z podkulonym ogonem. Lucyfer był jego przeciwstawnym biegunem i zagorzałym wrogiem. I Ahriman uznał, że dla Tengela Złego nie będzie ryzykował takiej konfrontacji. Doszedł do wniosku, że lepiej odejść, niż marnie skończyć, widać bowiem było, że wszechpotężny anioł światłości jest rozgniewany.
Lynx także postanowił uciec. Uczynił to za plecami Lucyfera, a więc pozostawała mu jedynie droga wiodąca ku przełęczy otwierającej zejście ku Dolinie Ludzi Lodu.
– Zaczekajcie, tchórze! – zawołał Tengel Zły. – Nie ma się czego bać! To tylko trochę magii. Iluzje. Ja potrafię o wiele więcej i mogę was tego nauczyć.
– Dzięki! – cierpko odkrzyknął Ahriman. – Nie staję w szranki z Lucyferem!
– Z Lucyferem? – ucieszył się Tengel Zły, z radości mrużąc oczy. – Lucyfer jest po mojej stronie! Zalicza się do kręgów podlegających Źródłu Zła. Wracaj, Lynx, to nasz człowiek!
Lynx jednak był już daleko. Może więcej rozumiał?
– Niech ucieka – zwrócił się Lucyfer do paskudnego gnoma. – Daleko nie zajdzie. Ja niestety nie mogę mu nic zrobić, chroni go bowiem twoja czarna magia. Ale został już wyznaczony ten, który położy kres jego istnieniu.
Położy kres istnieniu Lynxa? Co ten olbrzym sobie wyobraża? Tengelowi ze złości odebrało mowę.
– Przecież Lynx to moja prawa ręka – wydusił wreszcie z siebie. – Ale ty mógłbyś go zastąpić – przypochlebiał się.
Niezwykłe oczy Lucyfera zapłonęły.
– Wydaje mi się, że nie rozumiesz, kim jestem – rzekł dobitnie. Jestem strąconym aniołem światłości i żaden człowiek nie ma prawa nazwać mnie złym. Zostałem wygnany z Raju, to prawda, ale nie znaczy to wcale, że przeszedłem na stronę Szatana. Moim królestwem są Czarne Sale, a małżonka moja wywodzi się z Ludzi Lodu. Ten, którego tak przez cały czas nienawidziłeś, bałeś się i którego zagadkę usiłowałeś rozwiązać, to mój syn!
– Marco? – syknął Tengel, pozieleniały z wściekłości.
– Tak, Marco. Bardzo bliski memu sercu. Moja duma! Nawet przez moment nie wyobrażaj sobie, że trzymam twoją stronę! Piłeś wodę z owego niebezpiecznego źródła, nie mogę więc cię zgładzić, ale potrafię opóźnić twoją wędrówkę.
– Nie ośmielisz się! Prosta droga zawiedzie cię do Wielkiej Otchłani!
Lucyfer wybuchnął śmiechem:
– Spróbuj tylko!
Tengel Zły musiał odchylić głowę, aby spojrzeć w oczy aniołowi światłości. Nie chciał się do tego przed sobą przyznać, ale nigdy jeszcze nie widział kogoś tak wspaniałego, kogo z nikim nie dało się porównać. Choć spoglądał oczami nienawiści i zazdrości, musiał to przyznać. Lucyfer w pełnej krasie przytłaczał sobą wszystko. Olbrzymie skrzydła zdawały się sięgać nieba, a ich dolne krawędzie dotykały ziemi. Połyskiwały niczym czarny jedwab, w który wpleciono nitki w rozmaitych chłodnych odcieniach. Kruczoczarne kędziory spływały na ramiona, a oczy o trudnej do określenia barwie lśniły ujmującym blaskiem. Twarz o idealnych rysach, surowa, a zarazem łagodna; pod skórą przypominającą wypolerowany heban grały mięśnie. Ubrany był jedynie w czarną przepaskę na biodrach.
Читать дальше