– Ale jak zdołał przeżyć przez cztery tygodnie?
– W zgięciu łokcia ma wyraźne ślady wskazujące na to, że odżywiano go dożylnie. Ubranie miał wilgotne, ubrudzone ziemią, ale to może dlatego, że spędził noc na cmentarzu.
– Nie byłabym tego wcale taka pewna – powiedziała Ellen. – Nataniel znajdował się w miejscu, gdzie była ziemia, chłód i mrok. Ach, czy nie możemy zacząć go szukać?
– Czekam tylko na moich ludzi, niedługo tu będą. Na ciele Kena, a także w miejscu, gdzie odzyskał przytomność, odkryliśmy przedziwne znaki, jakieś symbole, musieliśmy więc zaaresztować pana Bigby. W niemałym stopniu wpłynęła na to opinia publiczna.
– Tak, tego z pewnością nie dało się uniknąć – westchnęła Ellen. – Czy znaleźliście psa?
– Psa?
– Tak, psa Alexa. Alex wyszedł z psem na spacer i wtedy zniknął. Nataniel bardzo się niepokoił o zwierzę.
– W listach, które pani przeczytała, nie było o tym ani słowa.
Ach, te listy! Przetłumaczone z norweskiego na angielski tak nieporadnie, że stary nauczyciel Ellen nigdy by tego nie zaakceptował.
– Nie, wyczułam to podczas naszego… naszego eksperymentu. To pies naprowadził go na trop. To on właśnie niemym głosem wzywał go z lasu, a jednocześnie bał się ludzi. Dlatego sygnały były tak trudne do odebrania, Nataniel początkowo nie zrozumiał, że wzywa go zwierzę.
Inspektor dostał ataku kaszlu. Zgoda, Natanielowi Gardowi mogło grozić rzeczywiste niebezpieczeństwo, ale policjantowi-realiście trudno było potraktować serio całą tę parapsychologiczną gadaninę.
– Dlaczego tak niepokoił się o psa?
– Nie wiem, ale to właśnie wyczułam.
– Rozumiem – powiedział, ale nie zabrzmiało to szczerze. – Nie, nigdzie nie widzieliśmy psa, ale faktem jest, że zbytnio się nad tym nie zastanawialiśmy. Traktowaliśmy go jako doczepkę do Alexa.
– Jaka to rasa?
– Chyba seter.
– Dzięki Bogu – mruknęła Ellen. – Setery potrafią zwykle dać sobie same radę. Wiem jedno, inspektorze: pies ma ogromne znaczenie. Mam nadzieję, że jeszcze żyje, jemu także coś grozi, ale nie zdołałam się zorientować, co. Czy dzisiaj jest środa?
– Tak.
Ellen zamyśliła się.
– Ciekawa jestem, co się stanie jutro, w czwartkową noc.
– Tak, rzeczywiście jest się nad czym zastanawiać. W pierwszą czwartkową noc zniknął Ken. W drugą Alex, no i pies. W trzecią Liz. W czwartą Nataniel Gard, ale za to odnalazł się Ken. Co to za sztuczki?
– Z pewnością nie planowano udziału Nataniela w całej tej sprawie. Wplątał się w nią przypadkowo, dlatego właśnie się boję.
Na posterunek przybyli dwaj policjanci. Kilka minut później cała czwórka kierowała się już ku dworowi i domowi pana Bigby.
– Czy pani naprawdę ma jakiś pomysł? – spytał Ellen inspektor, kiedy już siedzieli w samochodzie.
– Tak, chyba tak – odparła. – Ale najpierw muszę przyjrzeć się okolicy. Ta mała ścieżka…
– Sądzi pani, że Nataniel Gard poszedł tamtędy?
– Ale chyba nie bardzo daleko, nie jestem pewna. Podczas tego… tego eksperymentu z przekazywaniem myśli wyczułam coś, co wskazywałoby na to, że on jest zamknięty w tej stacji pomp.
– W stacji pomp? W jakiej znów stacji pomp? – zdziwili się policjanci.
Jechali dalej w milczeniu. Ellen siedziała jak na szpilkach, dręczona lękiem i niecierpliwością. Dom pana Bigby wyglądał dokładnie tak, jak opisywał go Nataniel. Wprost zakłócał wiejską sielankę. Owszem, otoczaki są materiałem odpowiednim dla budownictwa wiejskiego, ale cały pomysł architektoniczny był nie na miejscu.
Samochód zwolnił.
– To ta ścieżka, prawda? – spytał kierowca.
Ellen wyjrzała prze okno, zobaczyła budkę transformatora z żółtawego betonu.
– Tak, to tutaj.
Trzasnęły drzwi samochodu. Wszyscy powoli ruszyli ścieżką w górę.
Trawa była tu wysoka i miękka, wśród drżących osik rosły bez planu nieduże krzewy. Ellen przystanęła.
– Tam jest ta stacja pomp niepomp – wskazała i zboczyła ze ścieżki.
– Wielkie nieba! – mruknął jeden z policjantów. Inspektor nie odezwał się ani słowem, posłał tylko Ellen wymowne spojrzenie.
Podeszli bliżej, Ellen szła jako pierwsza, policjanci kroczyli za nią jakby niechętnie.
Ogrodzony budyneczek z kamienia leżał zagłębiony w ziemi, dostęp do niego był możliwy tylko od jednej strony. Niezwykle piękne ogrodzenie jak na stację pomp, pomyślała Ellen. Jest nawet maleńka żelazna furtka. Otworzyła ją i poszła dalej.
– Proszę się zatrzymać! – zawołał inspektor. – W trawie pełno jest śladów. Ostatnio musiał tu panować podejrzanie duży ruch, a od wielu lat nie było ku temu żadnych powodów.
– Zobaczcie tutaj – wskazał policjant stojący jeszcze przed furtką. – Przygnieciona trawa. Leżało tu jakieś zwierzę.
Popatrzyli na siebie. Wszyscy myśleli o tym samym stworzeniu.
– Idziemy? – spytał inspektor stłumionym głosem.
Ellen obróciła się w stronę wejścia do budynku. Dwa zarośnięte trawą schodki prowadziły w dół do ciężkich drzwi w kamiennym obramowaniu, zaopatrzonych w solidną kłódkę. Nad drzwiami widniała nieduża metalowa płytka z jakimś napisem.
Ellen pochyliła się i zmrużyła oczy, by odczytać litery wyryte w lśniącym w słońcu brązie.
The family of Fry. Rest in peace.
Stali przed grobowcem rodziny Fry.
Osłupiała Ellen wpatrywała się we wrota grobowca. Przypomniała sobie młodego człowieka, który tak niespodziewanie ją odwiedził. Linde-Lou. Smutek, żal w jego miłych, tchnących dobrocią oczach… „Pomóż mojemu podopiecznemu”, mówił jego wzrok. „Jestem odpowiedzialny za Nataniela, a nie mogę do niego dotrzeć. Tylko ty możesz tego dokonać. Proszę, spróbuj go uratować!” Ellen żałowała teraz, że nie zaofiarowała ubogiemu chłopakowi pieniędzy na pokrycie kosztów podróży, aby mógł przyjechać tu razem z nią. Na pewno uspokoiłoby go to i ucieszyło.
Inspektor zwrócił się do jednego z policjantów:
– Masterson, jedź do dworu, sprowadź państwa Fry!
– Chce pan otrzymać od nich pozwolenie, sir?
– Nie ma na to czasu – ostrym głosem powiedział inspektor. – Zaginęło troje ludzi i pies, a ja sam zaczynam stawać się zwolennikiem spirytyzmu!
Ellen nawet nie próbowała wyjaśniać, że zdolności Nataniela nie mają nic wspólnego ze spirytyzmem. Niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę, kiedy funkcjonariusz odchodził z westchnieniem – chciał być przy otwieraniu grobowca – a pozostali dwaj zabrali się za rozbijanie kłódki ostrym kamieniem.
Zamek okazał się bardzo solidny. Ellen czuła, że ze strachu oblewa ją zimny pot. Co będzie, jeśli przyszli za późno? A jeśli ten trop okaże się fałszywy? Może jej kontakt z Natanielem był tylko wytworem jej wyobraźni albo autosugestii?
Nareszcie zamek puścił. Inspektor niemal go wyrwał i odciągnął przytrzymującą sztabę.
Zazgrzytały zawiasy i drzwi do grobowca stanęły otworem.
Buchnął nieprzyjemny odór. Ellen odwróciła głowę, by zaczerpnąć świeżego powietrza, rozpoznała zapach, który wyczuła podczas eksperymentu: chłodna, duszna woń ziemi, zmieszana z zapachem człowieka, z zapachem życia i śmierci…
Och, nie, nie śmierci, byle nie Nataniel!
W środku panował gęsty mrok, światło słońca rozjaśniało jedynie samo wejście, rysując na ziemi niewielki czworokąt. Policjant towarzyszący inspektorowi zapalił kieszonkową latarkę i z ociąganiem wszedł do środka.
Ellen zacisnęła powieki i jak dziecko zakryła dłońmi uszy, nie chciała słuchać ich komentarzy.
Читать дальше