Gdyby tak jeszcze żył pan Tengel! To była jej stała żałosna śpiewka, powtarzana zawsze, kiedy miała jakieś zmartwienie. On był czarodziejem, który znajdował radę na wszystko.
I nieoczekiwanie znalazła rozwiązanie. Przyszło jej do głowy jakby poprzez wspomnienie pana Tengela.
Po chwili, uspokojona zasnęła
Następnego dnia powierzyła małego synka opiece teściowej, a sama wybrała się z Kolgrimem do Lipowej Alei. Wiedziała, że Are nie pojechał tego dnia do lasu, bo zajmował się chorą krową.
Zostawiła Kolgrima z Trondem i Brandem. Ci dwaj umieli zaspokajać jego potrzebę szalonych zabaw, w każdym razie Trond. Brand zaś był na tyle silny, by go powstrzymać, gdyby chłopiec posunął się za daleko.
Rzeczywiście, znalazła Arego w przesyconej zapachem nawozu, ciepłej oborze. Pomieszczenie było niskie i mroczne, ale i tak znacznie bardziej przestronne niż zwyczajne obory w okolicy.
– Witaj, Irjo – rzekł Are z przyjaznym uśmiechem. – Jak miło cię widzieć!
– Dziękuję – odparła skrępowana. – Jak tam krowa?
– Lepiej. Wyliże się.
– O, to dobrze. Panie Are, przychodzę z wielką prośbą.
– Mów, o co chodzi?
Irja zagryzła dolną wargę. Jakoś nie mogła patrzeć na Taraldowego wuja, nie spuszczała więc oczu z krowy, która leżała spokojnie i przeżuwała.
– Mój Tarald popadł w kłopoty. A ja tak rozpaczliwie tęsknię do pana Tengela, żebym mogła zwrócić się do niego a pomoc. Pomyślałam sobie, że przecież to wy, wuju, zajmujecie się teraz, jak kiedyś on, rodzinnymi sprawami i dlatego przyszłam do was.
Are czekał. Duży, budzący poczucie bezpieczeństwa, z pierwszymi śladami siwizny we włosach.
– Nie mogłam pójść do jego rodziców, bo Tarald nie chce, żeby o tym wiedzieli. Wy jesteście teraz głową rodu, w każdym razie rodu Ludzi Lodu. I myślałam, że mi przynajmniej poradzicie co robić…
Are wciąż czekał, a Irja poczuła się już znacznie pewniej w jego obecności, nie podejrzewając nawet, jak Are ceni sobie to, że nazwała go głową rodu. Bez wahania opowiedziała mu bardzo szybko o karcianym długu Taralda i wysiłkach, jakie czynił, już po ślubie z nią, żeby go spłacić.
– Co ja mam zrobić, wuju Are? Tak bym mu chciała pomóc. Jeśli jest jakieś wyjście, to proszę mi je wskazać!
Are położył jej na ramieniu swoją ciężką dłoń.
– To szalona głowa – burczał życzliwie. – Ale to było za czasów Sunnivy i od tamtej pory Tarald bardzo wydoroślał. Rozumiem, że nie chce z tym iść do Liv i Daga, chociaż oni by mu na pewno pomogli. Dag mógłby też przy okazji poskromić tego krwiopijcę Ole Olesena, słyszałem o nim to i owo. Ale to dobrze świadczy o Taraldzie, że nie chce obciążać swoich rodziców. 500 talarów, powiadasz? No, nie jest to mało, zwłaszcza kiedy trzeba je jakoś zdobyć.
– No właśnie, ale jak? Ja mam tylko osiemnaście talarów, zaoszczędzonych w ciągu wielu lat. Lecz to na niewiele się zda.
– Nie, tych pieniędzy nie ruszaj. Wiesz, moi rodzice, Tengel i Silje, byli bardzo bogaci. Mamy pieniądze, które po nich odziedziczyliśmy, i Liv, i ja.
Głos Irji drżał, spoglądała na niego błagalnie:
– Czy mogłabym pożyczyć? Oddam wszystko, nawet gdyby to miała trwać sto lat!
Are uśmiechnął się.
– Ty wcale nie musisz niczego pożyczać. To sprawa Taralda. Ale domyślam się, że przyszłaś do mnie w tajemnicy przed nim.
– Tak. On mnie nie poprosi o pomoc, chce sam płacić za swoje grzechy.
– No, a jak zamierza to zrobić? Lepiej się pospieszmy, zanim nie popełni jakiegoś głupstwa. Irjo, ja wiem, że mama Silje ceniła cię niezwykle wysoko. Często mawiała, że ciebie nie można przecenić. Weź te pieniądze jako dar od niej i od Tengela! Są twoje. I przeznacz je na tego szaławiłę, który jest twoim mężem. W przeciwnym razie nigdy nie będziesz w pełni szczęśliwa. Poza tym trzeba ratować Grastensholm!
– Ale to wasz spadek!
– Ech, mam dość i dla moich dzieci, i dla przyszłych wnuków. Zresztą Tarald także jest wnukiem Tengela i Silje.
A w ogóle to mogę je sobie później, przy jakiejś okazji, odebrać od Liv i Daga. Przede wszystkim musimy zatkać gębę temu tam Olesenowi. Chcesz, żebym poszedł do karczmy i zapłacił mu, co trzeba?
Zawahała się.
– Czy nie byłoby lepiej, gdyby Tarald sam to załatwił?
– Masz rację, chyba tak. A jak mu zamierzasz wytłumaczyć, skąd wzięłaś pieniądze?
– No tak, to istotne pytanie. Nie myślałam o tym.
Are uśmiechnął się spokojnie.
– Pozwól, że jednak ja się tym zajmę! Przyjdę do was dziś wieczorem z pieniędzmi i powiem, że przypadkiem dowiedziałem się o długu od kogoś postronnego. Powtórzę też dokładnie to, co powiedziałem ci przed chwilą, że mama Silje była do ciebie taka przywiązana, kochała cię i miała nadzieję, że Tarald ożeni się z tobą, a nie z Sunnivą. Tak, bo ona tego naprawdę pragnęła.
Irja skinęła głową. Wiedziała o tym.
– Więc to jest dar od Silje dla ciebie, Irjo. Żeby Tarald nie odmówił przyjęcia tych pieniędzy, przyniosę 600 talarów. Będziesz mogła zachować przynajmniej sto, a ja poczuję się trochę pewniej. Potem, jakby chciał, może ci spłacić te 500 talarów.
– Niech Bóg broni!
– Nie powinnaś odmawiać. Nie masz obowiązku ponosić ofiary z powodu jego grzechów z czasów Sunnivy.
Are miał niewątpliwie rację. Irja przyznała to skinieniem głowy.
– Wuju Are – rzekła serdecznie, z roześmianymi oczyma. – Dzięki. Tysiąc razy dzięki.
– Wystarczy pięćset razy – zawołał ze śmiechem…
1625…
Przełomowy rok dla Ludzi Lodu.
Gdy Cecylia opuszczała Norwegię, na początku roku 1625, nie wiedziała, że wigilia, którą dopiero co obchodzili, była ostatnią, jaką rodziny z Grastensholm i Lipowej Alei spędziły razem. Miały się rozproszyć, dobrowolnie lub wbrew własnej woli, i tylko kilkoro ich członków pozostało na miejscu.
Nie wiedziała też, że zabiera ze sobą do Danii zarodek nowego życia, przekazany jej przez młodego, nieszczęśliwego pastora z parafii Grastensholm.
Przy jej pozycji na dworze oznaczało to katastrofę.
Z niepokojem oczekiwała spotkania z Alexandrem Paladinem. Odnosiła wrażenie, że przybyło jej wiele lat od czasu, gdy widzieli się po raz ostatni. Cecylia nie miała pojęcia, jak powinna się wobec niego zachować. Jeżeli w ogóle odważy się go zobaczyć. Żaden inny mężczyzna nie znaczył dla niej tak wiele, jak ten wysoki, z pozoru silny i pewny siebie margrabia. Ta prawda stawała się dla niej coraz bardziej oczywista.
W roku 1625 miało się okazać, który z wnuków Tengela odziedziczył po przodkach żółty błysk zła w oczach.
Przede wszystkim jednak był to rok rozpadu.
Tarjei opuścił już rodzinę. Został beznadziejnie wplątany w toczącą się w Niemczech wojnę, która wybuchła w dalekich Czechach jeszcze w roku 1618, a potem rozprzestrzeniała się na wszystkie strony z powodu nieczystych interesów małych i większych książąt. Wojna miała szaleć w Europie przez trzydzieści lat, a dotychczas minęło ich dopiero siedem.
Król Christian IV od dawna miał ochotę włączyć się do walki. Było raczej wątpliwe, czy powodują nim motywy czysto religijne. Równie mocno pociągały go podboje i możliwość zyskania osobistego prestiżu. Duńska Rada Państwowa była jednak skąpa, hamowała zapędy króla, nie godziła się dać ani pieniędzy, ani wojska.
Niebezpieczna stawała się konkurencja Gustawa II Adolfa ze Szwecji, wojownika dużej klasy, władcy głęboko religijnego. Gdyby Christian się nie pospieszył, Gustaw Adolf mógł zostać wodzem protestantów w wyprawie przeciwko postępującym naprzód katolikom w Niemczech. Przywództwo zaproponowano obu królom, lecz władca szwedzki spełniał więcej warunków.
Читать дальше