Ogarnęła ją gorączka. Zbyt długo była sama… Nie, nie chciała się wdawać w coś tak… wątpliwego! Chciała zostać przy Alexandrze.
Alexander? O Boże, przecież on już dla niej nie istnieje.
Nie miała nikogo.
Nagle uświadomiła sobie, że inni młodzi kawalerowie w Danii, którzy chętnie by z nią flirtowali, trzymali się z daleka ze względu na Alexandra. Nie byli pewni jak się sprawy mają, czy ona jest damą jego serca, czy nie.
Więc on to miał na myśli mówiąc, że ją wykorzystuje! Posługiwał się nią jak tarczą dla swoich poczynań, traktował jako świadectwo swej niewinności, gdy wysuwano przeciw niemu oskarżenia.
Biedny Alexander myślał, że ona rozumie o co chodzi i bierze udział w grze. A ona o niczym nie miała pojęcia.
W małej szopie było ciasno. Cecylia opierała się plecami o ścianę, a Martin, z braku miejsca, stał tuż przy niej. Tak blisko, że czuła ciepło jego ciała.
Nie zaskoczyło jej, gdy dłoń Martina dotknęła jej policzka. Odsunęła się tylko instynktownie, drżąc z lęku, że ulegnie powodowana trudnym do opanowania pragnieniem, nie chcąc popełnić czegoś nieczystego, niegodnego. Nagle przypomniała sobie lodowatą Julię. Jej świętoszkowaty, łagodny uśmieszek i podstępne ataki na Irję i Kolgrima. Cecylia da sobie z nią radę, ale oni są bezbronni.
Dłoń Martina wciąż dotykała jej policzka. Kciukiem lekko gładził ją po twarzy i nagle Cecylia ujęła jego rękę czułym gestem. Drżąca niepewność zniknęła. Pojawiła się spokojna pewność. Gdyby Julia była normalną żoną, nigdy by się nic takiego nie stało. Ale teraz Martin pragnął jej, Cecylii. Pragnął czułości i troskliwości.
Od chwili, gdy poddała się jego pragnieniom, a nie wymagało to specjalnego poświęcenia z jej strony, wszystko stało się proste i pożądane. Kiedy Martin zbliżył się jeszcze bardziej i przytulił do niej, poczuła się bezpieczna.
Martin drżał rozgorączkowany, przestraszony i podniecony, ona była niczym rozżarzona masa, która pali się mocno, lecz spokojnie, ledwo dostrzegalnie. Całował tak, jak całuje nowicjusz, jej spokój dawał mu jednak poczucie pewności i raz po raz jego usta napotykały wargi, twarz, szyję Cecylii. Kiedy poczuła, że jego ręka zsuwa się w dół, na jej uda, pomogła mu unieść ciężkie spódnice i dotrzeć do celu.
Dopiero wtedy ona zapłonęła także, od razu gwałtownie, jak pochodnia. Jęknęła i przyciągnęła go ku sobie, odpowiadając na jego gorące pocałunki i czując, że gdyby nie była tak mocno przyciśnięta do ściany, nogi odmówiłyby jej posłuszeństwa. Alexander, myślała, Alexander…
Cecylia należała do tych nielicznych kobiet, którym pierwsze zbliżenie nie sprawia bólu. Dla niej wszystko było rozkoszne i podniecające. Oto mężczyzna, który jej pragnął. I któremu ona dała rozkosz i ukojenie!
Potem, gdy pod osłoną zimowego mroku pospiesznie wracała do domu, wszystko to wydało jej się jakieś lepkie, brudne i niepotrzebne.
Ale wtedy było już za późno.
Pan Martinius, wlokąc się noga za nogą, wracał na plebanię. Grzech, którego się dopuścił, przygniatał go ciężkim brzemieniem. Był zgubiony jako człowiek, niegodny miana pastora, niegodny stawać na ambonie, by osądzać swoich niewinnych wiernych.
Całą noc spędził na klęczkach, pogrążony w modłach o pomoc, wyrozumiałość i przebaczenie.
Martin był człowiekiem zbyt prostolinijnym, by przemilczeć swój postępek. Gdy Julia wróciła następnego dnia do domu, natychmiast usłyszała tę całą, godną pożałowania historię.
Nie da się powtórzyć, jak to przyjęła. Mówiła dokładnie to, czego można się było spodziewać po kimś dotkniętym chorobliwą pychą, odsądzającym wszystkich od czci i wiary. Potem zamknęła się w sypialni na klucz i żeby ukarać męża, nie pokazała się podczas dwóch kolejnych posiłków.
W końcu jednak wyszła.
– Martinie – zaczęła lodowato. – Co zamierzasz powiedzieć o swoich poczynaniach w niedzielę na ambonie?
Spojrzał na nią przerażony.
– Zamierzam, naturalnie, wyjawić mój grzech. I niech wierni mnie osądzą.
Julia zbladła. Po chwili oświadczyła krótko:
– Rozmawiałam z Bogiem. On ci wybacza, więc ja nie mogę być bardziej nieprzejednana niż on. To się nigdy nie stało, Martinie! Zapamiętaj to sobie! Wczoraj rozmawiałam także z moim ojcem, ale o zupełnie innych sprawach. Zostałeś wyznaczony na proboszcza parafii przy katedrze. W dużym mieście!
Martin przeraził się.
– Ale ja nie mogę się czegoś takiego podjąć, to chyba rozumiesz? Zgrzeszyłem, Julio! Nie chcę żadnej godności, nawet wiejskiego proboszcza. Nigdy nie czułem się tu dobrze. Myślałem, żeby zrzucić sutannę i jako najgorszy grzesznik pracować wśród najuboższych, najbardziej nieszczęśliwych w parafii, czynić chrześcijańskie dobro. Tak jak ty robisz od dawna. Teraz możemy pracować razem, droga przyjaciółko, i…
– Nawet o czymś takim nie wspominaj! – przerwała mu Julia ostro. – A poza tym co miałeś zamiar z nią robić? Z tą rozpustnicą, która cię uwiodła.
– Cecylia mnie nie uwiodła, Julio – powtórzył zmęczony już chyba po raz dziesiąty. – To moje ciało nie było w stanie dłużej się opierać. Naturalnie, nigdy więcej jej nie zobaczę. Ona mieszka w Danii i zostanie tam jeszcze przez wiele lat, jeżeli w ogóle wróci kiedykolwiek do domu.
Julia stoczyła sama ze sobą trudną walkę. Nie była taka głupia, by nie rozumieć, że wina za to spada na nią. Ta myśl dręczyła ją przez jakiś czas, kiedy siedziała zamknięta w sypialni. W końcu rzekła surowo:
– Ona czy jakaś inna. Wy, mężczyźni, nigdy nie potrafiliście panować nad swoimi żądzami! Ale… Martinie… Mam do ciebie prośbę.
– Powiedz, o co chodzi.
– Nie chcę rozwodu. Nigdy bym nie zniosła takiego wstydu. Chciałabym cię prosić o dwie rzeczy. Żebyś rozważył propozycję biskupa… dokładnie. I… i… żebyś mnie nauczył kochać.
– Julio! – szepnął Martin.
– Nie teraz! Nie tak od razu – przerwała mu pospiesznie. – Ale powoli, powoli!
Zabrakło mu sił, żeby odpowiedzieć. Myślał o Cecylii, której nie miał więcej zobaczyć. A potem o swojej wieloletniej miłości do Julii, miłości, która nigdy nie doczekała się spełnienia i dlatego zgasła. Czy mogłaby ponownie zapłonąć?
– Spróbuję – obiecał, starając się, by nie było słychać obrzydzenia w jego głosie.
Julia wróciła do siebie.
Nie była zadowolona. Zapobiegła wprawdzie jednej katastrofie, mianowicie temu, że Martin wykrzyczy w kościele jej wstyd. I prawie jej obiecał, że będzie się ubiegał o godność proboszcza przy katedrze. Jaką jednak ceną musi opłacić to zwycięstwo! Z estetycznego punktu widzenia Martin był mężczyzną pociągającym i to nie do niego osobiście odczuwała wstręt. Jej wypaczony pogląd na sprawy miłości i grzechu określał stosunek Julii do mężczyzn w ogóle. Nigdy nie myślała o tym, by pozostać niezamężną, starą panną, to byłoby zbyt dotkliwe dla jej próżności. Martin zaś był najsympatyczniejszy ze wszystkich mężczyzn, których spotkała. I najłatwiej było nim manipulować. Linię postępowania Julii wyznaczały ambicje, jakie żywiła co do jego i własnej kariery.
Teraz jednak musiała przyjąć jego miłość. Musi pozwolić, by ją dotykał niecierpliwymi, pożądliwymi palcami, tak jak dotykał tę szlachecką dziwkę, co w Julii budziło nieopisany wstręt. Taki sam, jaki tego rodzaju myśli budziły w niej zawsze, jeszcze w dzieciństwie, na długo zanim spotkała Martina.
Dylemat, wobec którego postawił ją teraz, był zbyt trudny! Jedynie zemsta mogła przynieść jej ulgę. Na mężu zemścić się nie mogła, bo wtedy by ją opuścił. Cecylia zaś wyjechała.
Читать дальше