Spojrzał na nią, nagle czujny.
– Ja? Dlaczego o to pytasz?
– Taki jesteś ostatnio roztargniony. To mnie przeraża.
Tarald milczał przez chwilę.
– To dlatego się boisz?
– Tak – odparła z wahaniem. – A poza tym miałam dzisiaj wizytę, która mnie okropnie zdenerwowała.
Tarald zerwał się na równe nogi. W jego głosie brzmiał lęk.
– Wizytę? Kto to był?
– To… żona pastora.
– Żona pastora? A co ona ma z tym wspólnego?
Irja odetchnęła głęboko,
– Z jakim „tym”?
Gdy nie odpowiadał, wyciągnęła do niego rękę. Ujął jej dłoń i usiadł znowu. Irja starała się ze wszystkich sił zachować spokój, lecz płacz dławił ją w gardle.
– Taraldzie, najdroższy, powiedz, co cię dręczy? Nie jestem w stanie znieść myśli, że mogłabym utracić…
Powstrzymała się, by nie powiedzieć „ciebie”, zamiast tego wykrztusiła „twoje zaufanie”.
– Moje zaufanie masz zawsze, Irjo – powiedział serdecznie i przytulił ją do siebie.
– Chciałbym ci tylko oszczędzić przykrości, rozumiesz mnie chyba.
A więc to prawda! Irja ukryła twarz w dłoniach.
– Mogę wrócić do Eikeby, jeżeli chcesz – wykrztusiła zdławionym przez płacz głosem.
– A to co znowu za głupstwa? – wybuchnął. – Dlaczego miałabyś wracać?
Teraz Irja rozpłakała się na dobre.
– Z powodu tego o czym mówiła pastorowa, rzecz jasna!
– Przecież ta przeklęta pastorowa nic chyba nie wie o Ole Olesenie!
Irja natychmiast przestała płakać.
– Ole Olesen? A kto to jest?
Tarald wstał.
– Nie, no musimy to wszystko wyjaśnić od początku do końca. Takie zgadywanki do niczego nie doprowadzą. Co ci powiedziała pastorowa?
– Zabroniła mi o tym wspominać. Nie wolno mi cię dręczyć.
– Teraz ty mówisz zagadkami. O czym nie wolno ci wspominać?
Z oczu Irji znowu popłynęły łzy. Skuliła się i odwróciła od niego.
– Nie wiem, Taraldzie. Ja nie rozumiem, co ona chciała powiedzieć.
– Powtórz, co mówiła!
– Tak trudno o tym mówić! Całe moje ciało jest jedną wielką, bolesną raną, Taraldzie. Zrozumiałam to tak, że robiłeś jej nieprzyzwoite propozycje wtedy, kiedy ja chodziłam z Mattiasem. Że nie zdołałeś „zapanować nad swoimi żądzami”, jak się wyraziła.
Tarald poczuł się tak, jakby uszło z niego całe powietrze, a ktoś ścisnął mu płuca. Irja, szlochając i pociągając nosem, przedstawiła jak mogła najlepiej oskarżenie Julii.
Tarald słuchał bez ruchu, jak sparaliżowany.
– Co za obrzydliwe babsko! – rzekł w końcu powoli. – Jaka przewrotna wiedźma! Co, na Boga, chciała osiągnąć tym podstępnym atakiem?
Objął żonę i przytulił.
– Irjo, moja kochana, mogę ci przysiąc z ręką na Biblii, że nigdy ani przez moment nie zalecałem się do tej woskowej kukły, ani tym bardziej jej nie dotknąłem, i nigdy, nigdy w życiu nie miałem na nią najmniejszej ochoty! Ona chyba zwariowała. Ale to okropne, mogła nam przecież zatruć życie, podejrzenia i wątpliwości mogły cię załamać.
– Tak – potwierdziła Irja cicho. Jeszcze nie doszła do siebie, wciąż był wstrząśnięta i zdenerwowana. – Była bliska celu. Ale coś mi się teraz przypomniało, Taraldzie. Coś, co mi powiedziała Cecylia przed wyjazdem. Że też mogłam o tym zapomnieć!
– A co ci powiedziała?
– „Strzeż się tej małej, ślicznej Julii z probostwa, Irjo! i Ona na nas poluje!” Wtedy nic z tego nie zrozumiałam i dlatego szybko zapomniałam. Dopiero dziś zaczynam się domyślać.
– Cecylia? – rzekł Tarald w zamyśleniu. – Cóż to, na Boga, znaczy?
– Teraz kolej na ciebie – rzekła Irja, wycierając nos. – Kim jest Ole Olesen?
Tarald westchnął.
– Tak, chyba będzie najsłuszniej, jak ci o tym powiem, choć tak bardzo nie chcę cię martwić! To się stało jeszcze za życia Sunnivy, a dobrze wiem jaka jesteś wrażliwa na wszystko, co się z nią wiąże. Dlatego nie chciałem o tym z tobą rozmawiać. Czy pamiętasz tamten tydzień, kiedy ona i ja mieszkaliśmy w domu w Oslo?
Miał rację, wspomnienie Sunnivy zawsze sprawiało Irji ból.
– Pamiętam.
– Żyliśmy wtedy z wielkim rozmachem, Irjo. Bawiliśmy się w ludzi światowych, ucztowaliśmy, kupowaliśmy mnóstwo drogich rzeczy. Uprawialiśmy także w tajemnicy zakazany hazard i ja właśnie wtedy, oszołomiony tym wszystkim, zaciągnąłem po pijanemu wielki karciany dług. Od tamtej pory robiłem, co mogłem i po trochu spłacałem dług…
– Ole Olesenowi?
– Tak. Ale przecież wiesz, że ja nie mam żadnej gotówki, cały majątek to ta posiadłość, niełatwo coś zarobić. Teraz mój wierzyciel stracił cierpliwość i zażądał zwrotu całej sumy. A ja nie mam nic!
Nareszcie dotarło do Irji, że pastorowa przyszła do niej z kłamstwami, choć nie wiadomo dlaczego to zrobiła. Ole Olesen i karciany dług nie mają znaczenia. Wiadomość o tym przyjęła prawie z ulgą. Kobiety takie są.
– Kiedy mija termin?
– W piątek. Jeśli nie dostanie pieniędzy, komornik wejdzie na Grastensholm.
– Ile tego jest?
– Zostało jeszcze 500 talarów.
Serce Irji zamarło. Trudno powiedzieć, że to drobiazg! A ona, nieszczęsna, myślała o swoich zaoszczędzonych talarach!
– Gdybym ci tylko mogła jakoś pomóc – powiedziała przepełniona uczuciem lojalności. – Ale to, co mam, to kropla w morzu. No, a twoi rodzice?
– Nie, nie, oni nie mogą się o tym dowiedzieć. Tyle się przeze mnie wycierpieli w tamtych latach, że nie chciałbym rozdrapywać starych ran. Stałem się innym człowiekiem od czasu, kiedy weszłaś w moje życie, wiesz przecież.
Wiedziała, oczywiście.
– Czy on tutaj przyjdzie?
– Nie, mam się z nim spotkać w karczmie. Przychodzi tam prawie każdego wieczora, bo ze względu na swoje zajęcie wciąż jeździ po dystrykcie Akershus.
– Rozumiem. No, Bogu dzięki, mamy parę dni. Tylko nie zrób niczego nieprzemyślanego, Taraldzie.
– Nie, obiecuję ci – odparł wdzięczny, że ona bez wahania powiedziała „my”, „my mamy parę dni”.
– Jesteś taka dobra, Irjo. Jak mogłaś pomyśleć, że chciałbym cię zdradzić?
Tarald leżał i ogarniał go coraz większy gniew. Gdy opowiedział Irji o karcianym długu, poczuł ulgę i dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo Julia zraniła jego żonę.
– To jej nie może ujść bezkarnie – oświadczył oburzony. – Chodź, Irjo! Nie możemy tak tego zostawić.
Zerwał się z łóżka i pociągnął ją za sobą.
– Chodźmy na dół, do rodziców. Trzeba im to powiedzieć! Możesz zawołać kogoś do dzieci?
– Oczywiście. Ale…
Tarald nie chciał o niczym słyszeć. Irja szybko wezwała pokojówkę, żeby posiedziała przy śpiących chłopcach i zeszli na dół do rodziców Taralda, siedzących przy kominku. Liv szyła, Dag przeglądał swoje papiery.
– O – zdziwiła się Liv. – Myślałam, że poszliście już spać. Co się stało? Wyglądacie na bardzo przejętych.
– Bo jesteśmy – odparł Tarald. – Zaraz usłyszycie zupełnie szaloną historię!
Irja musiała więc jeszcze raz opowiedzieć o wizycie Julii, słowo po słowie. I o tajemniczym ostrzeżeniu Cecylii.
– Ależ to bezwstydne! – powiedział Dag wstrząśnięty, gdy skończyła. – Wprost trudno uwierzyć.
– Tak, ona tu dzisiaj rzeczywiście była – potwierdziła Liv, poruszona. – Powinniśmy z nią porozmawiać, ale pan Martinius jest naszym przyjacielem…
– On wyjechał do sąsiedniej parafii – rzekł Dag wstając. – Chodźcie dzieci. Jedziemy zaraz na probostwo! Czegoś takiego w moim domu nie będę tolerować. Mogła przecież narobić niepowetowanych szkód.
Читать дальше