Kaleb przyznał mu rację.
– A ja ułożę się na polu żyta. Brand też może to zrobić, ale potrzeba nam jeszcze kogoś. Weźmiemy paru waszych ludzi.
– Pastor dopilnuje okolicy kościoła – powiedział Andreas. – Tam jest sporo mrocznych miejsc. I kościelny niech czuwa gdzieś w pobliżu. Ale to i tak za mało… Już wiem! Przecież tak wielu chłopów trzymało straż, chowając w zanadrzu srebrne kule. Możemy wybrać spomiędzy nich najbardziej gorliwych i prosić, by obstawili równinę.
– Czy to słuszne? – wójt miał wątpliwości. – Jeden z nich może okazać się winny albo też zaczną strzelać do wszystkiego, co się rusza.
– Andreasie, ty dobrze znasz okolicznych mieszkańców – powiedział Kaleb. – Wybierz pięciu, sześciu najbardziej rozumnych.
– Dobrze.
– Ale nie wolno angażować nikogo więcej!
Zakończono planowanie. Ustalono jeszcze, że Hilda wyruszy koło dziewiątej, kiedy już będzie ciemno.
Rodzina była wzburzona.
– Cóż to za pomysł! – gorączkowała się Gabriella. – Puszczać dziewczynę samą po nocy!
– Hilda da sobie radę – powiedział Kaleb. – Weźmie nóż.
Nawet najbliższych nie wprowadzili w szczegóły planu. Nikt nie mógł wiedzieć o strażach, które będą czuwać nad Hildą.
Zaczęli rozchodzić się do domów, do Elistrand i Lipowej Alei, a wójt pojechał zebrać swoich ludzi. Mattias nie wrócił jeszcze, z czego wszyscy, oprócz Hildy, byli zadowoleni. Kiedy wróci, dowie się o akcji, nie zdąży jednak jej odwołać.
Popołudnie było dla Hildy nieustającym pasmem udręki. Tysiąc razy zdążyła pożałować swojego pomysłu; wielokrotnie zdecydowana była iść do Kaleba i odwołać całą akcję.
Nie uczyniła tego jednak przez wzgląd na Mattiasa i jego ojca.
Gdyby tylko mogła pomówić z Mattiasem! Gdyby mógł jej towarzyszyć! Potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek, ale odra grasowała w parafii i Mattias zajęty był przy chorych dzieciach.
Siedziała przy łóżku Jonasa, ocierała mu pot z czoła, wypatrując dobrze znanej wysypki, która na razie jeszcze się nie pojawiła. Mattias prosił, by zwróciła uwagę, czy chłopca nie bolą uszy, a jeśli kaszel by się wzmógł, miała go wezwać.
Wydawało się jednak, że Jonas urobiony jest z wyjątkowo odpornej materii.
U jednej z dziewczynek zaczęły pojawiać się oznaki zarażenia. Gabriella siedziała więc przy niej i pilnowała, by mała wstając z łóżka nie zmarzła.
Zaszło słońce.
Hildę oblewały zimne poty. Jak mogła wymyślić coś tak głupiego?
Andreas wyruszył już dawno temu, teraz do drogi przygotowywał się Kaleb. Gabriella dopytywała się, dokąd wychodzi, ale on odparł wymijająco:
– Idę pogadać z Andreasem.
– Przecież rozmawialiście przez cały dzień!
– Jakoś nie możemy się nagadać.
Eli miała oczy szeroko otwarte; czuła, że coś się szykuje.
– Mogę z tobą iść, Hildo.
Dobry Boże, gdyby naprawdę mogła, pomyślała Hilda.
– Nie, tobie nie wolno.
– Dlaczego?
– Twoi rodzice nigdy by się na to nie zgodzili.
– Ale tobie pozwalają iść samej?
– Prosiłam o to. Zajmiesz się Jonasem wieczorem?
– Tak, tak. Co wy zamierzacie?
– Czy my coś zamierzamy?
– Jasne! Ojciec jest taki tajemniczy, a matka gniewa się, że nic nie chce jej powiedzieć.
– Nie, nie wiem, co by to mogło być. Eli…
– Tak?
– Jeżeli… jeśli Mattias przyjdzie tu dzisiaj…
– To co?
– Powiedz mu, dokąd poszłam.
– Oczywiście!
Tu nastąpił pierwszy wyłom w murze tajemnicy. Miała nikomu nie mówić, zwłaszcza Mattiasowi. Ale gdyby przybył, nim ona dojdzie do kościoła, gdyby pojechał za nią jak najszybciej…
O Boże, jakie by to było wspaniałe!
Eli zeszła na wieczerzę. Jonas zasnął.
Hilda podeszła do okna, wyjrzała. Niebo było przesłonięte chmurami, prześwitywał zza nich zarys księżyca. Chmur jednak było tak dużo, że na ziemię nie docierała jego poświata. Zapowiadała się ciemna noc, a nie ma nic mroczniejszego od sierpniowej nocy.
Wysoko w lesie rozległo się wycie psa – głęboki ton, jak gdyby obwieszczający, że nie jest to zwyczajne zwierzę.
Zegar na dole w sieni wybił z trudem jedenaście uderzeń. Hilda wiedziała, że jest dziewiąta, mechanizm bowiem od dawna szwankował. Mattias się nie pokazał.
Gabriella nadal siedziała w sypialni dziewczynek. Hilda wezwała więc Eli, by zastąpiła ją przy Jonasie.
Dom sprawiał wrażenie opustoszałego, służba w większości zakończyła już pracę.
Drżącymi dłońmi Hilda owinęła szal wokół głowy i ramion i związała go w pasie. Po cichu odmówiła krótką modlitwę i wymknęła się z domu.
Nigdy jeszcze serce nie biło jej tak mocno. Wydawało się, że zaraz wyskoczy z piersi.
Mężczyźni na pewno są na swoich miejscach, powtarzała w myślach.
Pierwszy miał leżeć już tu, koło dworu, ze strzelbą załadowaną srebrną kulą.
Nie ma się czego bać, wmawiała sobie. Andreas i Kaleb wszystko starannie zaplanowali. Zabrali ze sobą nawet baryłkę piwa dla strażników, na wypadek gdyby czekanie miało się wydłużyć. To przecież brzmiało tak zwyczajnie…
Ona miała postarać się, by nie tkwili w ukryciu zbyt długo; dojść do zagrody i wrócić szybko jak nigdy dotąd.
Niebo było teraz tak zachmurzone, że straciła orientację, gdzie znajduje się księżyc. Może jeszcze się nie wyłonił. Nie, dobrze wiedziała, że od dawna jest na niebie.
One… pokazywały się tylko podczas pełni księżyca… Czy księżyc nie musiał być widoczny, by wyszły z ukrycia?
Taką miała nadzieję.
Wyżej, za kościołem, dostrzegła czarną ścianę lasu.
Zawrócę do dworu, nie zniosę tego, myślała.
Głupstwa, czy jest się czego bać? Czy nie mieszkałam w domu pod lasem przez całe życie? Miałabym bać się pójść tam teraz, ten jeden jedyny raz?
Hilda na moment przymknęła oczy, zebrała siły i rozpoczęła swą trudną wędrówkę.
Stąpała niepewnie. Gdyby chociaż miała świecę lub pochodnię!
Matko, myślała. Matko, spójrz teraz na swą córkę. Zawsze byłaś dla mnie taka dobra. Dlaczego musiałaś umrzeć tak młodo? Dlaczego najpierw odchodzą ci dobrzy, a mniej wartościowi zostają?
Kiedy opuściła dwór Elistrand i skierowała się ku kościołowi, znów była Hildą córką hycla, znów sama przeciwko całemu światu, bez przyjaciół.
Teraz czuła się samotna bardziej niż kiedykolwiek.
Mattias nie przyszedł, nie powstrzymał biegu wydarzeń. A ona mu tak bezgranicznie ufała! Wierzyła, że bardzo by się rozgniewał, nie pozwolił, by narażała się na takie niebezpieczeństwo.
Ale on nic nie zrobił! Może jeszcze nie wiedział?
Już musiała minąć pierwszego ze swych strażników. Gdzie mógł być następny? Jaka odległość ich dzieliła? Gdyby mogli dać jej choć maleńki znak! A jeżeli ich tu nie ma? Jeśli nie ma nikogo wzdłuż całej drogi?
Przez takie myśli omal nie wpadła w panikę. Wyobraziła sobie całą długą drogę aż do lasu. I nikogo, nikogusieńko. Tylko ona i…
Cały plan opierał się na założeniu, że pochwycą człowieka. A jeśli to nie był człowiek?
W jakim tempie potoczą się wówczas wydarzenia? Czy strażnicy odważą się wyjść z ukrycia? Czy nie zaczną uciekać?
Srebrna kula? A jeśli nie trafią tą jedną kulą, którą mają? Jeśli nie będą strzelać w obawie, że spudłują? Nie, to mało prawdopodobne! Usiłowała zapanować nad myślami.
Bezwiednie zatrzymała się na wąskiej ścieżce. Jeszcze nie było za późno, by zawrócić.
Читать дальше