– Chodzi ci o to, że nie czuła nic, kochając się z mężczyznami?
Silje była wzburzona.
– Ależ, Sol!
– Kochana Silje, przecież to ty mi wszystko powiedziałaś! Czasami zastanawiam się, czy twoich dzieci nie przyniósł bocian?
– Zareagowałam tak, ponieważ powiedziałaś „z mężczyznami”. Nasza kochana Liv? Ale ty jesteś przecież zmęczona, kochanie. Musisz się teraz wyspać.
– Chętnie. Ale potem znów muszę wyruszyć.
– Ależ, kochane dziecko, nie zostaniesz z nami?
Sol, słysząc te pełne troski słowa, poczuła wzruszenie. Pragną, by z nimi została!
– Nie. Prędzej czy później któremuś z pacjentów Tengela ktoś zada pytanie o czarownicę z kocimi oczami i wy będziecie mieć kłopoty. Mam przyjaciół, Silje, dam sobie radę.
Tengel, który właśnie wszedł, usłyszał jej ostatnie słowa.
– Ludzie wójta już tu byli, Sol. Powiedzieliśmy, zgodnie z prawdą, że nie widzieliśmy cię od dawna.
– Muszę więc jechać już dziś w nocy.
Tengel potrząsnął głową.
– Połóż się i śpij; śpij tyle, ile potrzebujesz. Nikt nie pojma cię w moim domu.
Nie protestowała już więcej, z wdzięcznością przyjmując ich troskę.
Sol spała całą noc i większą część następnego dnia. Po południu spotkała się z Liv i Dagiem, którzy wraz z Charlottą i Jacobem przybyli z Grastensholm. Dzień jej powrotu do domu zamienił się w święto.
Sol gładziła Liv po policzku.
– Chyba zawsze się będę spóźniać na twoje śluby. Już dwa mi przeszły koło nosa!
Mała Meta wprost promieniała radością na jej widok.
Charlotta i Jacob planowali małżeństwo. Sol bardzo się tym radowała. Dag również; wiedział, jak bardzo samotna była matka i jak samotna może być, jeśli on przyjmie proponowane mu stanowisko asesora w Akershus. Jacob starał się o zwolnienie ze służby, by móc zająć się Grastensholm. Doskonale radził sobie na gospodarstwie. Sol spędziła z rodziną niezapomniany wieczór. Klaus ciągle jeszcze żył. Nadal był nieprzytomny, ale jego stan przynajmniej się nie pogarszał. Sol zwróciła się do Charlotty.
– Jeżeli wyzdrowieje… Czy będzie mógł u was pracować? Tak ciepło wspominał krótki czas, jaki spędził w Grastensholm, jedynym miejscu, gdzie zetknął się z ludzką życzliwością.
– Oczywiście, że tak, prawda?
Zarówno Dag, jak i Jacob wyrazili zgodę.
– Czy on nie jest także poszukiwany? – zapytała Liv. – Opowiadałaś, że pomógł ci zbiec.
– Myślę, że za bardzo go nie szukają. Musi gdzieś przecież mieszkać, a u wojewody tyle wycierpiał. Na wszelki wypadek może się ukryć, gdyby pojawili się żołnierze.
To był rozsądny pomysł.
– Czy nie możesz zostać do Świąt, Sol? – prosiła Silje.
Sol tylko potrząsnęła głową. Wszyscy wiedzieli, że to niewykonalne.
Raniutko następnego ranka Tengel, tak jak postanowiono, obudził Sol. Usiedli w kuchni. Musiała zjeść ostatni przed podróżą posiłek.
– Dokąd zamierzasz się udać? – zapytał cicho.
– Do Finów. To ludzie nam podobni, ojcze. Wśród nich będę bezpieczna.
Ale jak długo? pomyślał z goryczą. Twoja niespokojna natura znów pogna cię w świat.
– Czego właściwie szukasz, Sol?
– Nie wiedziałam tego przedtem, ale teraz już wiem. Jest pewien mężczyzna… Widziałam go jeden jedyny raz. Ma w sobie jakąś cząstkę mnie. Nie potrafię tego wytłumaczyć.
– Sądzisz, że twoje poszukiwania ustaną z chwilą, gdy go spotkasz?
– Tak.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Nagle Sol ciężko westchnęła.
– Co się dzieje? – zapytał.
Drgnęła.
– Zaczynam tracić kontrolę, ojcze.
Tengel usiadł obok niej na ławie i przytulił mocno. – O co ci chodzi?
– Przedtem wszystko było takie zabawne. Miałam w sobie tyle radości. Robiłam dokładnie to, na co miałam ochotę. Nadal tak jest, ale teraz mam wrażenie, że wpadłam w grząskie bagno.
– Tak już jest – powiedział tkliwie. – Nikt nie może żyć dokładnie tak, jak by chciał.
Popatrzyła na niego.
– Dlaczego nie ma nikogo takiego jak ty, dla mnie, w moim wieku?
– Nawet gdyby znalazł się ktoś taki, niewiele by ci to pomogło, dziecko. Jesteś zbyt ciężko dotknięta.
– Tak – szepnęła. – Tak. Jestem rozdwojona.
– Widziałem ludzi z naszego rodu, schwytanych w sidła własnego zła – powiedział Tengel z ogromnym smutkiem. – Ty wpadłaś w sidła swej podwójnej natury. Nie widzisz tego sama, Sol, ale zewnętrznie bardzo się zmieniłaś.
– Jak to? – zapytała szybko.
– Jesteś równie piękna jak kiedyś. Ale twoje oczy są dzikie, jak zaczarowane.
Wyprostowała się.
– Pozostaje mi tylko jedno: odnaleźć tego człowieka. On jeden może nade mną zapanować.
– Skąd to wiesz?
– Ponieważ… – Nie, nie może mu powiedzieć o swoich wyprawach na Blokksberg. Posunęłaby się za daleko. – Po prostu wiem.
– Jedź do Finów, Sol! A jeżeli tam ci się nie powiedzie, spróbuj w Szwecji. Tam cię nie znają.
– Tak, ale jak długo? Wkrótce diabeł we mnie znów się odezwie i poślę kogoś do piekła. Albo do nieba, jeśli tak mu sądzone.
Tengel potrząsnął nią delikatnie.
– Z tym musisz skończyć, Sol! Staraj się opanować. Spróbuj najpierw pomyśleć!
– Właśnie o to chodzi, że straciłam kontrolę. Zobojętniałam. Zatraciłam się, ojcze, bardziej niż przypuszczasz.
Uśmiechnął się do niej.
– I mimo to przyjeżdżasz do domu z biednymi nieszczęśnikami, którym chcesz pomóc? Nie rozumiem, co się w tobie dzieje, Sol. Gdybym tylko potrafił ci pomóc… Obiecaj mi jedno: że wrócisz do domu, kiedy ludzie zapomną i będziesz bezpieczna, kiedy osiągniesz spokój duszy.
– Obiecuję. I… potrzebuję pieniędzy, ojcze.
Obydwoje poczuli ulgę, że rozmowa zeszła na sprawy bardziej przyziemne.
– Dostaniesz.
Pogoda się zmieniła. Kiedy konno wyruszyła z domu, powietrze stało się łagodne, było prawie ciepło. Skierowała się na wschód, ku Solor. Podróż obliczyła na trzy dni. Nie miała pojęcia, jak dotrzeć do Finów, mieszkających w głębokich lasach. Przypuszczała, że się dopyta o drogę. Jeżeli będzie kogo…
Kiedy minęła obrzeża Oslo i zaczęła posuwać się w górę rzeki Glommy, poczuła się bezpieczniej. Tu raczej nie dotarły wieści o niej.
Drugiego dnia wieczorem odważyła się wstąpić do gospody. Przenocowała tam i zjadła śniadanie.
Inaczej niż w ostatnich miesiącach, kiedy to chodziła głównie w łachmanach, teraz znów była ubrana wytwornie. Kiedy chciała, naprawdę potrafiła wyglądać jak dama.
Pomimo że jechała sama – dość niezwykłe jak na damę – gospodarz przyjął ją jak należy i uraczył wybornym śniadaniem. Po wypiciu kwaterki wina jaśniej spojrzała na życie. Zaczęła odzyskiwać pewność siebie.
Mimo wszystko świat ją pociągał. Czekało ją mnóstwo interesujących przygód.
Nagłe zerwała się od stołu i wyjrzała przez drzwi.
Przed gospodą zatrzymał się jeździec, właśnie zsiadł z konia. Uwiązał go i sprawdził, czy wszystko jest w porządku, a następnie skierował się ku gospodzie.
To był on! Mężczyzna, którego szukała tak długo. A więc Książę Ciemności znów się zmaterializował, by ją spotkać? Zawsze w gospodzie! Dlaczego wcześniej nie wstąpiła do jakiejś gospody, uniknęłaby tego nieznośnego czekania.
Tym razem nie był tak elegancko ubrany, ale mimo to wyglądał wspaniale w długich butach, szerokim koronkowym kołnierzu i sznurowanej kamizelce z łosiej skóry. Miał gołą głowę, piękne włosy widać było w pełnej krasie.
Читать дальше