Indra posłała Ramowi błyskawiczne zawstydzone spojrzenie. Na tysięczną część sekundy napotkała jego wzrok, bo on ją obserwował. Oboje równocześnie popatrzyli w bok.
Odwróciła się na pięcie i poszła na drugi koniec pomieszczenia.
Co wiedziała o „złym oku”? Że trzeba było w jakiś sposób chronić przed nim wzrok. W krajach śródziemnomorskich wyciągano w jego stronę palec wskazujący i mały palec niczym dwa rogi. W innych krajach… Tak, właśnie, wywieszano takie obrazy na zewnątrz domów i kościołów, tak że obraz odbijał złe spojrzenie, odsyłał je z powrotem do oka, z którego pochodziło i tym samym je unieszkodliwiał. Sądzono bowiem, że złe jest przyciągane przez wstrętne. To niesprawiedliwe i głupie, ale tego rodzaju myśli ludziom zawsze przychodziły do głowy, zwłaszcza na obszarach śródziemnomorskich. Zło i brzydota to jedna i ta sama sprawa. Z tego powodu wielu ludzi musiało podwójnie cierpieć z powodu swojej nie całkiem doskonałej urody.
Wszystko to oczywiście stare przesądy. Ale jednak… co się dzieje, gdy sfotografować taki wizerunek?
Prawdopodobnie nic. Dlaczego miałoby się coś dziać?
Czuła jednak podniecające mrowienie w ciele i musiała panować nad sobą, by już więcej nie spoglądać ani na relief, ani na Rama.
Na szczęście Talornin zarządził akcję. Wszystko było gotowe do ostatniej ofensywy.
Poprzedniego dnia Indra zapytała z irytacją, dlaczego po prostu nie wejdą do środka i nie zakomunikują starcom, iż teraz władzę przejmuje Książę Słońca, a tamci powinni się wynieść, ale Rok odpowiedział, że to nie takie proste. Nie bez przyczyny biali starcy i ich wstrętny najwyższy władca, Jego Niepokalana Wysokość, zdołali tak długo utrzymać władzę. Mają oni swoje sposoby. A do wnętrza pałacu nikt się nie przedostanie.
Jakimi to sposobami rozporządzali starcy, Rok nie wyjaśnił.
Trzej biali zadowoleni z siebie panowie leżeli przy niskim stole nakrytym do śniadania, kiedy ich godzina wybiła. Jego Niepokalana Wysokość drzemał i o niczym nie miał pojęcia.
Zaczęło się od niepewnych szeptów.
Komendant żołnierzy stacjonujących najbliżej białego pałacu przyszedł na chwilę do starców i zameldował, że tu i ówdzie słyszy się pogłoski.
– Pogłoski, pogłoski, czym są pogłoski? – rzekł Najbielszy ze Wszystkich z irytacją, dziobiąc przy tym widelcem jedzenie, którego próbował już służący.
– Niczym – odpowiedział wysoki oficer nerwowo.
Zaległa cisza. Sztućce białych stukały dyskretnie o talerze.
– No? – odezwał się Najbielszy ze Wszystkich, kiedy komendant miał już opuszczać salę jadalną. – Skąd pochodzą owe pogłoski? I czego dotyczą? Naruszenia dyscypliny? Winnych surowo ukarać!
Oficer przystanął i wyjaśnił:
– To były… bardzo nieprzyjemne pogłoski, Wasza Wysokość. Mnie przekazała je żona, która dowiedziała się od swojej szwagierki, a ta z kolei od przyjaciółki z innego miasta. Tylko że rozmowa telefoniczna została nagle przerwana. Wygląda na to, że nasz system telekomunikacyjny przestał działać.
– Nonsens – prychnął Bielszy.
– Babskie gadanie – rzekł Najbielszy ze Wszystkich z najwyższą pogardą. – No dobrze. I co z tego wynika?
Był też mimo wszystko trochę ciekawy, ów Najbielszy ze Wszystkich. Dwaj pozostali ułożyli jedzenie na talerzu w ozdobne desenie i symetryczne wzory, z pozoru nie zainteresowani, lecz wyciągali szyje i uszy, które były teraz wielkie niczym teleskopy.
Oficer powiedział:
– Że… że jakaś obca siła uwięziła niektórych obywateli. Wszyscy ci obywatele należą do najwierniejszych Waszym Wysokościom. Tak, to rzeczywiście śmieszna pogłoska, ale…
Najbielszy ze Wszystkich patrzył na niego z niesmakiem.
– Obca siła? – rzekł z wolna. – Czy znajduje się tutaj jakaś obca siła? Któż to może być? Królestwo Światła nie ma w ogóle sił zbrojnych, to zdegenerowani maniacy pokoju. W ogóle nie posiadają żadnej siły. A z zewnątrz, z Królestwa Ciemności? Nikt by się tu nie przedostał.
– Ja tylko przekazuję pogłoski, Wasza Wysokość.
– Daj temu spokój! Przynajmniej podczas śniadania. To twoje głupie gadanie całkiem odebrało mi apetyt!
Najbielszy zwrócił się cicho do komendanta:
– Zbadaj to wszystko dokładnie! I powiedz mi, co się dzieje. Mogę w każdej chwili przejąć dowodzenie.
Na te słowa dwaj pozostali biali rzucili się na niego z wymówkami. Cóż on sobie myśli? Czy zamierza przejąć władzę? Oni mają przecież takie same kwalifikacje!
Taka była sytuacja, w głębi pałacu, gdy w jego najświętszych pomieszczeniach, do których nikt niepowołany nie mógł wejść, rozległ się dzwonek alarmowy.
Wszyscy wielcy mężowie podskoczyli.
– Co to jest, co to jest? – gdakali.
Wszedł teraz do sali jadalnej służący z wewnętrznych pomieszczeń. Był trupio blady, po twarzy spływał mu pot.
– Do naszego miasta zbliża się ogromny tłum ludzi, są już bardzo blisko. To nasz własny naród! Zdrajcy!
– Ale gdzie są żołnierze? – wrzasnął histerycznie Bielszy.
– Albo zostali wzięci do niewoli, albo zdezerterowali – szepnął służący bezbarwnym głosem. – Zostaliśmy pozbawieni obrony.
– Ależ mamy obronę – rzekł Bielszy i ze złością wymierzył służącemu policzek. – Tutaj w pałacu. A jeśli naród nie ma obrony, to tym gorzej dla niego, najważniejsze, że my, jego przywódcy, jesteśmy chronieni.
Bielszy zapomniał, że naród nie potrzebuje żadnej ochrony. Bo to właśnie sam naród atakuje swoich niespecjalnie kochanych przywódców.
Jego Niepokalana Wysokość obudził się na dźwięk dzwonków alarmowych. Usiadł na posłaniu, nie mógł znaleźć swoich zębów i zaczął wściekle dzwonić na pielęgniarki.
Bez tych prymitywnych wyjmowanych zębów ów Stary człowiek wyglądał na tyle lat, ile w rzeczywistości miał. Pielęgniarki się nie pojawiły.
Dowiedziały się o buncie i przyłączyły do niego, podobnie jak większość tyranizowanych sług z otoczenia Jego Wypielęgnowanej Wysokości. Reszta uciekła i ukryła się.
Trzej biali byli lepiej chronieni. Każdy z nich miał własną ochronę złożoną z ludzi pełnych nadziei na uzyskanie pozycji Białego.
Poprzedni Najbielszy ze Wszystkich dawno został zapomniany. Tutaj nikt nie tracił czasu na sentymenty, tutaj chodziło o to, by jak najszybciej piąć się w górę. Choćby i po trupach.
Teraz do sali wemknęła się gwardia osobista Białych, niektórzy dlatego, by okazać swoją niezłomną lojalność, inni szukali u Wszechmocnych schronienia. Wiernych było nie więcej niż ośmiu, wszyscy uzbrojeni po zęby, każdy przepełniony nadzieją, że zostanie kolejnym Białym. Ta pozycja bowiem niosła ze sobą ogromne przywileje, pominąwszy już, że człowiek ją zajmujący mógł rządzić poddanymi jak chciał.
Stali teraz na baczność przed swoimi trzema panami w tak równym szeregu, jakby ich palce dotykały niewidzialnej linijki, nieustraszeni i w bezpiecznym przekonaniu, że Biali są niezastąpieni i że posiadają swoje tajemnicze sposoby. Patrzyli dobroczyńcom w oczy i czekali na upragnione słowa: „Niniejszym mianuję cię na nowego Białego, bowiem twoja lojalność jest bezgraniczna”. (A twoja zdolność do intryg jeszcze większa).
Ale żadne tego rodzaju słowa nie padły. Trzej starcy mieli dość kłopotu ze sprawą własnego bezpieczeństwa.
– Chrońcie nas! – zawołał Najbielszy. – Nie stójcie tak i nie gapcie się na nas! Czy nasi zaufani pozamykali wszystkie bramy?
Dwóch członków ochrony natychmiast ruszyło z miejsca, by wypełnić rozkaz, bowiem żadnych wiernych sług już w pałacu nie było.
Читать дальше