– Pójdę już, Vemundzie – powiedziała cicho, drżąc na całym ciele.
– Och, tak mi przykro, że to się w ten sposób skończyło.
– Zapomnijmy o tym.
– Tak – powiedział z goryczą. – Zapomnijmy.
– Porozmawiamy, kiedy wytrzeźwiejesz. Och, Vemundzie, tylko sobie czegoś nie zrób! Potrzebuję cię.
Roześmiał się smutno.
– Potrzebujesz! Jesteś słodka, Elisabet. Przyjdę do was jutro. Jeśli zdołam utrzymać się na nogach.
Elisabet zdawało się, że w jego zmęczonym głosie pojawiło się coś jakby nutka radości. Jakby zaświtała mu jakaś nadzieja…
Wychodząc pogasiła wszystkie światła i zamknęła za sobą drzwi wejściowe. Jesienna noc była chłodna, lecz Elisabet tego nie zauważała. Ciało jej płonęło, policzki paliły. Jak szalona biegła ścieżką w dół pod roziskrzonym gwiazdami niebem.
– Dzięki ci, dobry Boże! – szeptała wznosząc głowę ku gwiazdom. – Dzięki ci za alkohol! Gdyby nie to, nie wiem, czy miałabym siłę mu się przeciwstawić. Ale, z drugiej strony, gdyby nie był pijany, nigdy by się na mnie nie rzucił. W takim razie dziękuję ci jeszcze raz – szepnęła.
Mój Boże, co się dzieje z moim ciałem? zastanawiała się przestraszona, idąc już wolniej pomiędzy drzewami. Domyślała się, że oto po raz pierwszy miała okazję się przekonać, iż jest jedną z gorącokrwistych kobiet Ludzi Lodu, tych, które nie potrafią ukryć tęsknoty za ukochanym mężczyzną.
Jak długo żyłam w uśpieniu, myślała. Przespałam wiele, wiele zim, wiosen i lat…
Nagle przypomniała jej się stara piosenka o kobiecie, która tęskni. Pory roku mijają, a ona wciąż tęskni…
Słońce smutku wypali ziemię, Mróz w lód przemieni nocy łzy. Księżyc roziskrzy śniegowy puch, W końcu wiosna wróci, ale nie ty.
Wkrótce jednak Elisabet zrozumiała, że to nie jest czas na sentymentalne nastroje. Pożądanie, które Vemund w niej wzbudził, wciąż jej nie opuszczało. Przystanęła i oparła się o drzewo, jęknęła żałośnie, a potem zaczęła cicho przeklinać tego zapijaczonego prostaka.
– On był wstrętny – przekonywała sama siebie. – Odpychający diabeł, ordynarny drań, męt! Odważył się dotykać mnie swoimi brudnymi paluchami, chuchać mi w twarz odorem wódki, całować mnie, jakbym była…
Zaczęła oddychać ciężko. Całować mnie? Ten pocałunek! Znowu przeniknął ją gorący, słodki dreszcz, znowu widziała jego szklące się łzami oczy, jego szczerą twarz, jego rozpacz…
Ręce…
Elisabet odwróciła się gwałtownie do drzewa, przytuliła się do niego całym ciałem, przyciskała się do pnia czując, że dręczące napięcie wzrasta. Mocno zaciskała uda i tuliła się do drzewa, nie znajdując ukojenia dla swojej udręki. Znowu widziała przed sobą Vemunda, czuła opasujące ją ramiona, jego ciało przy swoim…
Dłużej nie była w stanie o nim myśleć, bo świat wokół niej zawirował, nic już nie widziała, wszystko stało się tak rozkosznie słodkie, że miała wrażenie, iż mogłaby umrzeć!
Kiedy się potem ocknęła, siedziała oparta o drzewo na zimnym zboczu, na które opadła, kiedy nogi nie chciały jej już utrzymać. Boże, co ja zrobiłam, pomyślała wstrząśnięta. Słyszałam oczywiście o gorących kobietach z Ludzi Lodu, ale żebym ja…
Podniosła się z poczuciem winy. Drżącymi rękami otrzepała spódnicę. O Boże, jakże mi wstyd, o Boże, Boże!
Napięcie ustąpiło. Odetchnęła głęboko.
Właściwie to było rozkoszne. I chyba nikt nie widział!
Znowu ruszyła przed siebie.
Jedno w każdym razie teraz wiem: Chcę mieć Vemunda. I nikogo innego! Nie chcę żadnego Braciszka, żeby nie wiem jaki był piękny. Nie mamy ze sobą nic wspólnego, jesteśmy sobie nawzajem obcy. Natomiast Vemund i ja…
Powietrze iskrzy, kiedy on wchodzi!
Muszę pomóc Vemundowi. On nie może umrzeć, on jest mój i zrobię wszystko, żeby go zdobyć. W tym celu muszę go uwolnić od tej obsesji śmierci. A to dotyczy także Karin. Muszę wiedzieć, dlaczego on chce umierać, co się wtedy stało. Jego pytać nie mogę, on mi nigdy nie odpowie, sama rozmowa o tym kosztuje go zbyt wiele. Karin też nie mogę pytać, nie należy budzić jej wspomnień. Teraz, kiedy może myśleć o czym innym, nie tylko o tym tajemniczym Bubim, nie powinnam jej przeszkadzać.
Ci z Lekenes?
Podstępne, przebiegłe pytania. Braciszek. Czy on w ogóle coś wie? A pozostali?
Nie, obiecałam Vemundowi, że nikomu nie wspomnę o Karin. A jeżeli chcę go zdobyć, muszę być przede wszystkim lojalna i godna zaufania.
Nie, nie mogę nikogo pytać. Nie tutaj…
Holmestrand? Bode?
Tak.
Elisabet podjęła decyzję. Musi rozwiązać zagadkę Karin i Vemunda. Nie tylko po to, by zaspokoić swoją ciekawość. Teraz ma to zasadnicze znaczenie – ze względu na Vemunda i ze względu na jej miłość.
Nagle poczuła się niebywale silna. To była siła zakochanej kobiety z Ludzi Lodu. Siła, która mogła zrywać mosty i przenosić góry. Teraz Elisabet była jedną z nich.
Vemund, jak obiecał, przyszedł następnego dnia. Nie był to najbardziej rześki człowiek na świecie, po oczach było widać, że cierpi na potworny ból głowy, drżały mu ręce. Ale przyszedł!
Elisabet była w tym czasie na górze, w pokoju Karin, która działała bardzo energicznie w imieniu małej Sofii Magdaleny. Głos Karin rozlegał się po całym domu; pochłaniały ją przygotowania do chrztu, a poza tym co najmniej dwadzieścia razy na godzinę pytała panią Vagen, czy mała dostaje dość pokarmu. Pani Vagen jednak była kobietą cierpliwą, zdążyła też już poznać historię Karin – Elisabet opowiedziała jej tyle, ile sama wiedziała.
Doktor Hansen odwiedził je rano i zostawił wskazówki co do dalszej pielęgnacji dziecka. To bardzo miło z jego strony, stwierdziła Elisabet, szczerze mówiąc nie musiał tego robić.
Karin zapomniała o wszystkich swoich dolegliwościach do tego stopnia, że Elisabet musiała jej przypominać, iż należy wziąć lekarstwo, bo choroby były jednak dosyć poważne, choć Karin niewątpliwie zdrowiała. Obecność Sofii Magdaleny działała cuda! Sprawiła, że chory, udręczony i trwający w letargu organizm ocknął się do życia.
Sama Elisabet znajdowała się w bardzo trudnym stanie ducha. Nieustannie podchodziła do okna, by zobaczyć, czy nikt nie nadchodzi, raz ogarniała ją promienna nadzieja, to znowu gorzkie rozczarowanie, oczekiwała gościa, to pragnęła, by nikt nigdy nie przyszedł, pełna wyrzutów sumienia. To bladła, to rumieńce barwiły jej twarz, odpowiadała bez sensu na pytania, co sprawiało, że przyglądano jej się podejrzliwie.
No i nareszcie Vemund przyszedł. Rzucił Elisabet pospieszne spojrzenie i natychmiast odwrócił wzrok, bąknął pod nosem coś, co prawdopodobnie miało oznaczać powitanie, i zaczął rozmawiać z Karin i panią Vagen.
Elisabet zauważyła jednak, że ukradkiem wciąż jej się przygląda. Ona sama mówiła zbyt głośno i zbyt dużo, co wprawiało ją w złość.
Vemund ocknął się tego ranka z okropnym kacem. Ledwo mógł podnieść obolałą głowę znad poduszki. Słyszał jednak, że pani Akerstrom hałasuje w kuchni, i zmusił się, żeby wstać.
Jak cierń pod czaszką tkwiła mu uporczywa myśl: zrobiłem coś niedozwolonego. Ale co? A jednocześnie, w środku całego bólu, obrzydzenia i mdłości, tliło się jakieś rozkoszne uczucie. Czekało go coś pięknego. Nie mógł sobie jednak przypomnieć, co. Jego umysł spowijała ciemna mgła.
O, cóż za piekielny ból!
Jego umęczone oczy zatrzymały się na nocnym stoliku. Karafka. Po południu była pełna… Kołatało mu w głowie jakieś wspomnienie w związku z łóżkiem, coś, co powinien był pamiętać. Głęboko wciągnął powietrze.
Читать дальше