– O Boże, żeby to się tylko udało! – szepnął śmiertelnie zmęczony. – Wtedy wszystkie zmartwienia by się skończyły. Wszystko by się ułożyło.
– A ty, Vemund? Co z tobą?
– Ja? – zapytał z zamkniętymi oczyma. – Ja bym wtedy mógł nareszcie umrzeć.
Elisabet zesztywniała.
– Co ty wygadujesz?
– Mam do spełnienia tylko dwa zadania: Zatroszczyć się o przyzwoite życie dla Braciszka i dla Karin. Niczego więcej nie chcę. I już nie potrafię dłużej żyć z tym wstydem.
– A twoje przedsiębiorstwo?
– Niech je diabeł porwie!
Serce łomotało jej głośno.
– Ale ty nie możesz umrzeć! Ja nie chcę!
– Głupstwa! To, co ty myślisz, nie ma najmniejszego znaczenia!
Płacz dławił ją w gardle, a poza tym była wściekła.
– Zdaje mi się, że jesteś niekonsekwentny. Dlaczego tak koniecznie chcesz mnie wydać za Braciszka? Skoro i tak zamierzasz odebrać sobie życie, co zresztą uważam za największe tchórzostwo, o jakim słyszałam, to Braciszek może sobie spokojnie odziedziczyć przedsiębiorstwo, Lekenes i cały majątek. Dlaczego musisz mnie w to mieszać?
– Iskry się z ciebie sypią – mruknął. – Ale głos masz płaczliwy i zdaje mi się, że wciąż pociągasz nosem. Nie zaczniesz się chyba nad sobą użalać? To do ciebie niepodobne. – Vemund usiadł na łóżku. – Ja chcę odesłać stąd Braciszka. Czy to jeszcze nie dotarło do twojej ciasnej główki? A przedsiębiorstwo… Niech się z nim dzieje, co chce. Lekenes także. Ten ohydny dom upiorów! I nie chodzi mi o upiory krążące swobodnie po świecie, raczej o wypełniającą ten dom zgniliznę!
– Fu! Śmierdzi od ciebie wódką! – parsknęła Elisabet i cofnęła się tam, gdzie siedziała przedtem. – Zachowuj się jak mężczyzna i nie użalaj się nad sobą!
– O Boże, ty przecież niczego nie rozumiesz! Ja nie mogę żyć z tym, co wiem, czy to tak trudno pojąć? I czy sądzisz, że teraz jest mi lżej? Teraz, kiedy wiem, że masz wyjść za mąż za mojego brata?
Elisabet otarła kilka zdradzieckich łez i wrzasnęła:
– Ale przecież wcale nie chcę wycho… – Przerwała i spytała mało inteligentnie: – Co masz na myśli?
– Ja… Nie, zapomnij o tym, Elisabet! Jestem pijany i mówię rzeczy, których nie powinienem.
Nieświadomie zacisnął dłoń na jej ramieniu. Jego twarz była tak blisko, że Elisabet wyraźnie widziała kolor jego oczu. Mieniący się błękit, ale białka były mocno przekrwione.
– Vemund – zaczęła, a broda jej drżała. – Ręka mnie boli, nie ściskaj tak, i okropnie śmierdzisz wódką, ale ja nie chcę, żebyś umierał, naprawdę świat nie będzie wesoły bez ciebie. A poza tym ja nie chcę wychodzić za mąż za Braciszka.
Ja też nie chcę, żebyś wychodziła – mruknął niewyraźnie. Objął ją mocno i Elisabet mogła położyć głowę na jego ramieniu, ale twarz odwróciła. Wszystko ma swoje granice! – Zostań ze mną, Elisabet – szepnął jej do ucha.
Jej ręce spoczywały na jego ramionach. Teraz wszystko wydawało się cudowne, palcami gładziła ubranie, pod którym wyczuwała silne mięśnie.
– To nie ja prosiłam, żeby mnie wydać za Braciszka.
Zamiast odpowiedzi usłyszała rozpaczliwy szloch.
– Boże, ja przecież nie chcę umierać!
– To dlaczego musisz?
– Powinnaś zrozumieć, że nie mogę żyć z tym dławiącym wstydem.
– A jeśli Karin wyzdrowieje? Wtedy może się okazać, że poświęciłeś się na próżno!
– Nie wyobrażaj sobie rzeczy niemożliwych. Ktoś tak głęboko zraniony nigdy nie wyzdrowieje.
Elisabet próbowała podnieść głowę i spojrzeć na niego, ale odór alkoholu był zbyt silny, więc ponownie oparła głowę na jego piersi.
– Vemund, ja naprawdę nie rozumiem, co ciebie tak dręczy. Co się stało? Domyślam się, że Karin miała narzeczonego i miała wyjść za niego za mąż…
Vemund stał się czujny.
– Aha, więc to odkryłaś?
– Nie mogłam nie odkryć, głuptasie. I domyślam się, że ty tego narzeczonego zamordowałeś. W wyniku tragicznej pomyłki.
Teraz on podniósł jej głowę tak, że musiała na niego patrzeć.
– Co ty mówisz?
– Tak. Nietrudno było do tego dojść.
– No wiesz! Ty chyba nie masz dobrze w głowie, ja przecież nikogo nie zamordowałem! Narzeczony Karin żyje i ma się znakomicie.
Minęło parę dobrych chwil, nim Elisabet odzyskała zdolność mówienia. Tymczasem zdążyła się dokładnie przyjrzeć twarzy Vemunda i przestraszyła się nie na żarty, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo czuje się z nim związana.
Jego twarz była teraz otwarta, pozbawiona jakiejkolwiek maski, naga, można powiedzieć. Oczy szkliły się łzami, w których jednak nie znajdowała niczego niemęskiego, usta wykrzywiała gorycz. Vemund był tak pociągający, że zakręciło jej się w głowie, jak zahipnotyzowana zapragnęła nagle scałować wszystkie jego zmartwienia.
Musiała podjąć wielki wysiłek, żeby się opanować.
– Co ty mówisz? – wykrztusiła. – Jej Bubi żyje?
– I to także wiesz? Wiesz, jak go nazywają? – zapytał ze złością.
– Wiem, ale wobec tego dlaczego on nie przychodzi do niej? Cóż to za grubianin, który pozwala tak cierpieć tej biednej kobiecie? Czy ty może uczyniłeś go kaleką?
– Nie, nic podobnego. On się ma znakomicie, bezwstydnie dobrze.
Elisabet rozgniewała się. Zaczęła nim potrząsać z wściekłością.
– W takim razie co takiego ty zrobiłeś Karin?
– Ciebie to nie powinno obchodzić – oświadczył, wciąż mocno obejmując jej ramiona.
– Owszem, obchodzi mnie! Karin mnie obchodzi i ty mnie obchodzisz!
– Nie krzycz! Uspokój się!
– Ale ja chcę wiedzieć! Mam dosyć tych nie dokończonych opowieści. Zmuszasz mnie do małżeństwa z twoim bratem. Chciałabym wiedzieć, co on ma z tym wspólnego?
– Prawie tyle samo co ja. Ale on o niczym nie wie. I nigdy się nie dowie. On musi stąd wyjechać.
– A ty musisz umrzeć?
– Nigdy mniej niż dzisiaj wieczorem nie pragnąłem takiego rozwiązania! Ale jutro wróci obrzydzenie i niechęć. Elisabet, jestem pijany, powiedziałem za dużo, i w ogóle ty wiesz za dużo. Zapomnij o wszystkim, to tylko takie pijackie bredzenie.
– Myślisz zdumiewająco trzeźwo.
– Nie. I zabierz rękę z moich włosów. Czy tobie się zdaje, że ja jestem z kamienia?
– O co ci chodzi?
– Nie bądź niemądra! Wypiłem za dużo i czuję, że lada moment przestanę za siebie odpowiadać. A bardzo tego nie chcę. Ze względu na ciebie.
– Za co masz odpowiadać?
– Elisabet – szepnął błagalnie. – Wstań!
– Ech, wyrażasz się tak zagadkowo! Co ja znowu zrobiłam?
Wtedy przyciągnął ją do siebie gwałtownie i zaczął całować jej usta. Brutalnie i łapczywie. W pierwszej chwili, zdumiona, znieruchomiała niczym słup soli, potem jednak jej ciało ogarnęła fala trudnego do zniesienia gorąca, ale gdy ręką sięgnął dekoltu i zamierzał odszukać jej piersi, krzyknęła i zaczęła się wyrywać. Vemund oparł się na łokciu i podciągnął ją pod siebie, ręką gładził jej brzuch. Elisabet wrzeszczała i walczyła niczym dzika kotka. Vemund zdołał jednak opanować fatalne następstwa alkoholu i odsunął się od niej. Elisabet zerwała się na równe nogi, a on wciąż leżał na łóżku i wciąż trzymał ją za rękę.
– Elisabet – bąkał. – Wybacz mi! Ta przeklęta wódka! Wszystko się miesza, nigdy nie powinienem dotknąć… Wybacz mi, najdroższa przyjaciółko, nie zasłużyłaś sobie na to. Nie miałem zamiaru cię zgwałcić, sam nie wiem, co mi się stało, nie byłem sobą!
Читать дальше