Te ostatnie słowa przeznaczone były dla matki. Zawoalowana informacja, że dowie się, co się dzieje z jej córeczką.
Kobieta skinęła głową na znak, że rozumie. Jej zmęczone oczy rozbłysły na chwilę wewnętrznym ciepłem i wdzięcznością.
Elisabet wyszła pospiesznie, zanim zdążyli zapytać, gdzie mieszka.
Akcja ratunkowa nad rzeką została już niemal zakończona, bezdomni ludzie zniknęli. Zostały już tylko załogi rzecznych łodzi i trochę gapiów, tych, którzy zawsze wygłaszają bardzo mądre komentarze, kiedy jest po wszystkim.
Podszedł do niej Vemund Tark.
– Gdzie ty się podziewałaś?
Zabrzmiało to niemal tak, jakby za nią tęsknił. Nie do pomyślenia!
Wyjaśniła mu, co się stało, i zakończyła:
– Muszę się teraz spieszyć do domu, żeby zająć się panną Karin i małą. Przypuszczam, że obie są tak samo wystraszone.
Vemund patrzył na nią ponuro.
– Idę z tobą. Tutaj już i tak nie mam nic do roboty.
– W drodze powiedział: – Rozumiem, że nie mogłaś postąpić inaczej; ale to było śmiertelnie niebezpieczne, wysyłać Karin razem z noworodkiem. Nikt nie wie, co mogło jej przyjść do głowy. Biedne dziecko!
Instynktownie przyspieszyli kroku.
– Poleciłam jej położyć dziecko w moim łóżku – powiedziała Elisabet z poczuciem winy.
– Ale przecież nie możesz mieć dziecka przy sobie!
– Oczywiście, że nie! Na pewno niedługo znajdę dla niego jakiś dom. W najgorszym razie odwiozę małą do Elistrand. Tam zawsze mają otwarte serca i dość miejsca dla tych, których społeczeństwo odrzuca.
Vemund sprawiał wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale dał sobie spokój.
– Myślisz o Karin Ulriksby – powiedziała Elisabet głośno. – Ja też o tym pomyślałam. Ona także potrzebuje normalnego domu. Masz dobre intencje, Vemundzie; ale ona nie może tu mieszkać sama już na zawsze. To jest sytuacja nie do utrzymania.
Vemund drgnął, gdy wymieniła jego imię. Nie lubi tego? A może była za bardzo poufała? zastanawiała się speszona. Więcej tego nie zrobię.
On jednak powiedział tylko:
– Jesteś bardzo dobra dla Karin, ale nie miałem zamiaru obciążać cię dłużej niż przez kilka tygodni.
– Zobaczymy – powiedziała ostrzej, niż by chciała. – Na razie niech będzie tak, jak jest.
W domu natychmiast pobiegła do swojego pokoju i otworzyła drzwi, pełna najgorszych przeczuć. Pokój był pusty.
W kilku susach pokonali schody na górę. A jeśli w domu nie ma nikogo? Jeżeli Karin zabłądziła i krąży po okolicy z nowo narodzonym dzieckiem? Może położyła je gdzieś i zapomniała o nim?
Już na korytarzu usłyszeli cicho nuconą kołysankę: Cieniutki głosik Karin ciągnął przejmujące glissando.
Zapukali i weszli do środka.
– Ciii! – szepnęła Karin i położyła palec na ustach. – Ona teraz śpi.
Pośrodku wielkiego, wytwornego łoża leżała malutka dziewczynka otulona w stosy koronek i riuszek, w których Elisabet rozpoznała nocną koszulę Karin. Ona sama siedziała na krawędzi łóżka osłaniając ręką główkę dziecka. Zawiązała nawet piękną kokardę na kosmyku złożonym z jakichś siedmiu czy ośmiu włosków.
– Ona myśli, że to lalka – bąknął Vemund wzruszony.
– Nie – zaprotestowała Elisabet, lepiej znająca się na kobiecej psychice. – Zapewniam cię, że nie.
Panie, jak się okazało, nie były w domu same. Towarzyszył im doktor Hansen. Wyszedł naprzeciw przybyłym.
– Spotkałem pannę Karin, kiedy biegła do domu, i uznałem, że najlepiej będzie ją odprowadzić – wyjaśnił przyciszonym głosem. – Chciałem jej pomóc zająć się dzieckiem.
– Dziękuję, to wspaniale – szepnęła Elisabet. – Czy wszystko w porządku?
– O, tak. Zaraz się postaram o mamkę dla dziecka. Znam jedną, która by mogła zaraz przyjść i mieszkać tu przez jakiś czas, jeśli państwo nie mają nic przeciwko temu.
– Ale dziecko nie może tutaj zostać! – wybuchnął Vemund.
Lekarz popatrzył na niego surowo.
– Ja bym odradzał teraz je zabierać – rzekł, z naciskiem wymawiając poszczególne słowa.
– Ale Elisabet nie poradzi sobie z opieką nad nimi dwiema – szepnął Vemund.
– Gdybym dostała mamkę do pomocy, to dlaczego nie? – wtrąciła pospiesznie. Domyślała się, do czego to może doprowadzić, jeżeli wszystko pójdzie dobrze. Vemund przewidywał wszystko co najgorsze, choć i z tym należało się, oczywiście, liczyć.
Karin szepnęła z łóżka, na którym wciąż siedziała:
– Doktorze Hansen, pan spotkał już tych dwoje wcześniej, prawda? To mój opiekun i przyjaciel, pan Vemund, i moja dama do towarzystwa, Elisabet.
Doktor ukłonił się.
– Aha, więc znowu jestem damą do towarzystwa? – powiedziała Elisabet cierpko. – Nie zostałam zdegradowana do pokojówki?
– Pokojówki? – zawołała Karin ze zdumieniem unosząc brwi; jej głos był niepokojąco wysoki, ale zaraz znowu opadł. – Nigdy nie byłaś moją pokojówką. Cóż to znowu za głupstwa?
Czy ona gra, czy naprawdę tak myśli? Elisabet i Vemund wymienili pytające spojrzenia.
Karin jednak sprawiała wrażenie najzupełniej szczerej.
Mój Boże, jak łatwo ona zapomina, pomyślała Elisabet z troską. A może pamięta tylko rzeczy przyjemne? Może jej świadomość po prostu przestała przyjmować przykrości?
Oczy Vemunda powiedziały Elisabet, że on czyta w jej myślach; zastanawiał się nad tym samym co ona.
Psychika Karin była dla nich zagadką. W każdym razie dla Elisabet. Vemund wiedział, oczywiście, więcej.
– Ja tylko żartowałam, panno Karin – mruknęła, a jej łaskawa pani skinęła głową z pełnym wyrzutu wyrazem twarzy i znowu skoncentrowała się na dziecku.
– Idę sprowadzić mamkę – powiedział doktor. – Ona przygotuje też kołyskę i ubranka dla dziecka. Pani sprawia wrażenie dosyć zmęczonej, panno Paladin z Ludzi Lodu, i wygląda na to, że potrzebuje pani kąpieli. Proszę mi pozwolić zająć się pozostałymi sprawami!
Vemund rozejrzał się wokół siebie.
– Mnie by się też przydała porządna kąpiel – uśmiechnął się kwaśno. – O Boże, Elisabet, jak my wyglądamy?
– Ale dusze mamy piękne, a to najważniejsze.
– Mów za siebie – mruknął.
Spoglądali niepewni na Karin, zastanawiali się, czy można ją tak zostawić samą, ale ona była całkowicie pochłonięta dzieckiem. Nie, w żadnym razie nie mogli jej maleństwa odebrać, to jedno było pewne.
Nie bardzo wiedząc, co począć, zeszli ze schodów. Zostawili jednak drzwi otwarte, by słyszeć wszelkie odgłosy. Doktor Hansen pospieszył po mamkę.
– On ma rację – powiedział Vemund. – Ty jesteś osobą, która ma w sobie niezwykłą siłę, która podoła wszystkiemu. Ale nie zapominaj, że ty też możesz być zmęczona i wyczerpana. Idź i połóż się! Zaczyna się robić późno!
– Najpierw jednak kąpiel. Ale czy mogę tak po prostu zostawić to wszystko?
– Ja tu posiedzę, dopóki tamci nie przyjdą. Doktor z mamką.
Elisabet zamyślona zapytała:
– Ona była chyba bardzo rozpieszczona?
– Karin? Powiedziałbym raczej: izolowana. Nie wiedziała nic o zewnętrznym świecie. Żyła w przekonaniu, że wszystko kręci się wokół niej. Biedaczka! Rzeczywistość okazała się dla niej bezlitosna.
Elisabet poczuła teraz, że jest śmiertelnie zmęczona, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
– Tak się cieszę, że przyszedłeś – wyrwało jej się.
– Tak, ja… Och! Przecież dlatego do ciebie przyszedłem, że miałem interes, ale nie zastałem ani ciebie, ani Karin. Słyszałem zgiełk dochodzący od strony rzeki i…
Читать дальше