– Trudno mi w to uwierzyć – powiedział Heike spokojnie, ale wyczuli radość i ulgę w jego głosie.
Rzeczywiście była to przełęcz. Ta, która prowadziła ich z powrotem do świata żywych ludzi.
Co prawda nie od razu. Kiedy nareszcie zostawili za sobą trzaskający i bulgoczący las, stanęli w najwyższym punkcie przełęczy i zobaczyli rozciągające się przed nimi bezdroża, wzgórza i doliny, zaczęli podejrzewać, że ich kłopoty jeszcze się nie skończyły. Po drodze bowiem, którą tu przybyli, nie było ani śladu.
Fakt, że moc czarownicy rozciągała się także i za przełęcz, podziałał na nich deprymująco.
Szczęśliwie jednak, gdy zjechali w najbliższą dolinę, napotkali prawdziwą drogę. Jedynie ostatni jej odcinek – prowadzący do przełęczy i dalej w głąb lasu – okazał się omamem. Kiedyś, wieki temu, z pewnością wiódł tędy trakt, ale obecnie należał on jedynie do świata zjaw i upiorów.
Łatwo było teraz obrać kierunek dalszej podróży, gdyż w jedną stronę droga przemieniała się w wyraźnie rzadko uczęszczaną ścieżkę, w drugą zaś była wydeptana i wyjeżdżona, co oczywiście wydało im się niezwykle obiecujące.
– Czy naprawdę mamy w to uwierzyć? – z wahaniem zapytał Peter.
– Peter Niedowiarek – uśmiechnął się Heike. – Tak, sądzę, że tym razem ta droga zaprowadzi nas do ludzi.
Mira nic nie mówiła, nie spuszczała tylko wzroku z pleców Petera i potakiwała z uwielbieniem każdemu jego słowu.
Długo jechali tego popołudnia, momentami cisi i zamyśleni, to znów zajęci ożywioną rozmową. O dziwo, najbardziej posępny wydawał się wesołek Peter, on najczęściej popadał w przygnębienie. A może to wcale nie takie dziwne, pomyślał Heike. Był przecież tak bardzo zakochany, a potem przeżył zawód i wstrząs!
Co do jednego wszyscy byli zgodni: doskwierał im nieopisany głód, a ich kasa podróżna świeciła pustkami.
– Kiedy tak naprawdę jedliśmy po raz ostatni? – zastanawiała się Mira, gdy odpoczywali na zboczu nad małym jeziorkiem. Nazbierali jagód, a Peterowi gołymi rękami udało się złowić rybę. Piekli ją właśnie, z niecierpliwością czekając, aż będzie gotowa.
– Nie myśl o tym – ostrzegł ją Peter. – Jeśli zaczniesz zadawać sobie podobne pytania, niedługo dojdziesz do wniosku, że oszalałaś.
– Sądzę, że jedliśmy w Targul Stregesti – powiedziała Mira. – Ale co? Nie, na to nie śmiem odpowiedzieć.
Heike rozwiązał ich zagadkę.
– Kiedy przed kilkoma dniami znaleźliśmy się na tej prastarej drodze, wiodącej przez przełęcz, przeszliśmy po prostu w minioną epokę – stwierdził. – Przenieśliśmy się aż do czasu… Jak sądzisz, Peterze?
Przyjaciel zdjął rybę z węgli, podmuchał na sparzone koniuszki palców i odparł:
– To trudno powiedzieć. Feodora zmarła w roku tysiąc sześćset osiemnastym, to wiemy na pewno. Miasteczko istniało jeszcze przez jakiś czas. Nie, nie wiem, czy było to przed, czy po tym roku. Mów dalej, Heike!
– Moim zdaniem w karczmie dostaliśmy prawdziwe jedzenie; jedzenie mieszkańców miasteczka. Ale w twierdzy…
– Tam wszystko smakowało jak siano – dokończył Peter. – Masz rację, Heike. W minionych czasach, w jakich się znaleźliśmy, Feodora i Nicola już były duchami, nawiedzającymi miasteczka. Och, nie, to zbyt trudne do pojęcia! Miasteczko duchów, w którym grasują jeszcze starsze duchy! No cóż, w każdym razie uwolniliśmy ich od przekleństwa i uratowaliśmy dusze, które nie mogły znaleźć spokoju, prawda? A właściwie to ty tego dokonałeś, Heike.
Ku zdumieniu swych towarzyszy Peter wybuchnął płaczem. Starał się to ukryć, zasłaniając twarz, ale słyszeli jego łkania. Ze zrozumieniem czekali, aż chłopak się uspokoi. Mimo wszystko odczuwali zażenowanie, jak zawsze bywa, gdy jest się świadkiem wybuchu czyichś silnych uczuć. W końcu udało mu się stłumić płacz, kilka razy odetchnął głęboko, a potem pociągał już tylko nosem.
– Dzisiejszy dzień był dla mnie bardzo trudny – usprawiedliwiał się, ocierając oczy. – Jak mogłem, ja, który tak bardzo cię podziwiam, Heike, zachowywać się tak w stosunku do ciebie? Złościłem się, byłem nieprzyjemny i jeszcze zaatakowałem cię siekierą! Mogłem cię przecież zabić, niewiele brakowało! To wcale do mnie niepodobne nie mogę tego zrozumieć. Tak żałuję tego, co zrobiłem, że gotów jestem umrzeć!
– Anciol rzuciła na ciebie miłosny czar – usprawiedliwiał przyjaciela przed nim samym Heike. – Rozumiałem to przez cały czas, dlatego potrafiłem wytłumaczyć sobie twoje zachowanie. Omyliłem się jedynie sądząc, że chodzi o zwykłą, ziemską miłość i że ona potrafi opętać człowieka do szaleństwa. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że Nicola jest upiorem i że rzuciła na ciebie urok.
– Czy możesz mi to wszystko wybaczyć? – zapytał Peter, kładąc rękę na dłoni przyjaciela.
– Już ci wybaczyłem. Czy myślisz, że inaczej tak bardzo bym się starał wyrwać cię z twierdzy?
– Dziękuję ci, Heike! Dziękuję za moje życie! A ty, Miro, czy ty mi przebaczysz? I dla ciebie byłem nieznośny.
Promienny blask jej oczu dał wystarczającą odpowiedź. Peter był zaskoczony podziwem, z jakim patrzy na niego dziewczyna. A on nazwał ją krową!
Aby ukryć zdumienie, zajął się dzieleniem ryby na trzy części.
Zaspokoili głód i to dodało im otuchy. A kiedy szarość wieczoru zapanowała już nad światem, roztoczyła się przed nimi duża dolina, przez którą wiodła o wiele szersza droga. Tu i ówdzie widać było rozsypane nad szeroką rzeką wioski.
– To nie może być złudzenie – z niedowierzaniem powiedział Heike.
– Nie, te wsie są prawdziwe – stwierdził Peter. – Wróciliśmy do doliny Maruszy, moi drodzy, a to znaczy, że do cywilizacji już niedaleko!
Uszczęśliwieni zjechali w dolinę, która co prawda nie była jeszcze ostatnią, którą mieli pokonać, ale to nie miało już większego znaczenia. Znaleźli się na właściwej drodze, czego im więcej było trzeba?
– Powiedzcie mi – śmiał się Peter. – Czy naprawdę przeżyliśmy to wszystko? Byliśmy w Targul Stregesti i w Cetatea de Strega?
– Tak, teraz wydaje się to nierzeczywiste – uśmiechnął się do niego Heike. – Ale wszystkim trojgu zadano tam rany na ciele i na duszy.
– Tak, masz rację – przyświadczyła Mira.
Dwa dni później dotarli nareszcie do krewnych Petera, mieszkających w wielkim mieście. Przyjęto ich serdecznie i szczodrze ugoszczono. Nareszcie mogli odpocząć w prawdziwych łóżkach.
Po długiej i wyczerpującej podróży uznali to za niezwykły luksus!
Następnego dnia Peter zwrócił się do swego krewniaka z prośbą o radę i otrzymał od niego adres pewnego historyka, który zajmował się dziejami Siedmiogrodu. Człowiek ten prowadził muzeum i chłopcy postanowili tam go odwiedzić. Mira wolała zostać w domu, nie chciała słyszeć już ani słowa o strasznej dolinie.
Profesor, skurczony, łysy człowieczek, zaprosił ich do swego wypełnionego książkami gabinetu i zapytał, w jakiej sprawie przybywają.
Cóż, chcieli się dowiedzieć, czy istniało kiedyś miasteczko zwane Targul Stregesti i twierdza, pod zarząd której podlegało miasteczko.
– Ach, o to wam chodzi! – roześmiał się profesor, który dobrze znał niemiecki. – To przecież tylko legenda!
– My nie jesteśmy tego tacy pewni – rzekł Peter.
Historyk przeniósł wzrok na swego drugiego, niezwykłego, gościa. Chłopcy musieli opowiedzieć wszystko od początku.
Niewiele zdążyli przekazać, gdy profesor wstał i podszedł do drzwi.
– Poczekajcie chwilę, moi koledzy muszą to także usłyszeć.
Читать дальше