Ale moc czarownicy została złamana. Teraz musieli wykrzesać z siebie resztki odwagi, by przejść przez zielone piekło.
I nie zabłądzić.
Spłoszone konie wierzgały i stawały dęba, nie chciały wejść w gęstwinę spadających gałęzi, które czyniły piekielny wprost hałas.
– Miro! – zawołał Heike przekrzykując dudnienie dobiegające z lasu. – Czy nie masz przypadkiem czegoś, co należy do mnie?
– Koń? – powiedziała na próbę.
– Wiesz dobrze, że nie o niego chodzi.
Westchnęła.
– Och, Heike, miałam nadzieję, że nie zapytasz! Czy naprawdę nie mogę jej zatrzymać?
– Niestety, Miro, możesz dostać ode mnie wszystko, tylko nie mandragorę! Ona i ja należymy do siebie, zrozum to, a poza tym ona musi pozostać w rodzie. Jesteśmy panem i sługą; nie wiem jedynie, kto jest kim. Łączą nas nierozerwalne więzy!
– Z nią czułam się tak bezpieczna. Wiedziałam nawet, że będę miała odwagę, by przejechać przez ten las. Pogodziłam się także ze świadomością, że tyle czasu spędziłam w gospodzie, której nie było. Wszystko tylko dlatego, że miałam ją przy sobie.
Z głębokim westchnieniem zdjęła mandragorę z szyi, podjechała bliżej i podała ją Heikemu.
– W każdym razie dziękuję ci za to, że mi ją pożyczyłeś! Nie wiem, gdzie takiej szukać?
– Popytaj u drogisty – wtrącił się Peter. – Na pewno coś będą wiedzieli, ale pamiętaj, że nie wszystkie mają taką moc. Żeby mandragora spełniała swą magiczną funkcję, musi mieć odpowiednią człekokształtną formę. A poza tym powinna zostać wyciągnięta z ziemi pod szubienicą przez czarnego psa, któremu przywiązuje się ją do ogona. Czarny pies zdycha od krzyku alrauny, kiedy korzeń zostaje wyciągnięty z ziemi.
– Czy z tą mandragorą było tak samo, Heike? – zapytała Mira z powątpiewaniem.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Wiem jedynie, że jest niezwykle stara. Ma co najmniej pięćset lat, a może i więcej.
– Ale wcale nie wygląda na tak starą!
– Tak, to prawda.
Bo przecież ona żyje, pomyślał, ale nie powiedział tego głośno.
Mandragora Ludzi Lodu charakteryzowała się pewnym niezwykłym szczegółem. Rozetka, z której wyrastają liście, ta część, która znajdowała się nad ziemią, została kiedyś poszarpana, pozostały na niej jedynie nerwy liści. Przypominały one teraz do złudzenia prawdziwe włosy, grzywą spadające na „głowę” i „twarz”.
Mandragora nabrała przez to jeszcze bardziej „ludzkiego” wyglądu.
A może włosy były jedynie delikatnymi korzeniami? Tego Heike nie wiedział.
– Pokochałam ten korzeń – wyznała Mira. – Nie powinieneś był mi go pożyczać.
– Wydaje mi się, że uratował ci życie – roześmiał się Heike.
– To prawda – odparła poważnie. – Jestem o tym przekonana.
Wszyscy troje wymienili spojrzenia. Heike z nieskrywanym zadowoleniem wsunął mandragorę pod koszulę i byli już gotowi do przekroczenia progu lasu.
Gdyby dało się dojrzeć słońce, stałoby teraz w zenicie, ale nie wiadomo skąd napłynęły gęste chmury. Nic już nie było jasne, przejrzyste, rozświetlone promieniami.
Konie za nic nie chciały wejść w gęstwinę, musieli je zmuszać do marszu. Dla pewności związali wszystkie trzy wierzchowce razem, by żaden przypadkiem nie poniósł.
Jako pierwszy gałęzią w głowę dostał Peter. Zatrzymali się na chwilę i rozejrzeli dookoła. Drzewa poddawały się i waliły na ziemię, korzenie wiły się konwulsyjnie, a rozedrgane opary unosiły się z podmokłego gruntu pośród głośnego trzasku łamiących się omszałych gałęzi.
Las konał. Zewsząd czyhało niebezpieczeństwo, ale nie pozostawało im nic innego, jak wydostać się z gąszczu, choć obawiali się, że będą kręcić się w kółko i znów znajdą się w dolinie grozy.
Teraz już wiedzieli, że tam w dole nie ma żadnych ludzi, owce nie pasą się i nie pasły od wielu już setek lat, nie ma domów; nie ma gospody i kościoła… Zostały jedynie skrzeczące kruki.
Tam skubały trawę na łąkach samotne i opuszczone dwa francuskie konie… W tej dolinie bez wyjścia, w której nie było żadnej żywej istoty, póki nie zjawił się Heike ze swymi towarzyszami!
Zadrżał na myśl o wielkiej pustce, jaką zostawiali za sobą.
Wśród ruin zapewne tylko cmentarz pozostał taki, jakim go widzieli. A na cmentarzu, pośród swych przodków, spoczywała księżniczka Feodora ze swą małą córeczką. Woźnica i jego koń, gdziekolwiek teraz przebywali, odnaleźli nareszcie spokój. A okrutna Anciol miała kołek wbity w serce i nie mogła wyrządzić już więcej zła.
Las, ucieleśnienie jej żądzy zemsty, inkarnacja nienasyconych erotycznych żądz, umierał na ich oczach, wijąc się w śmiertelnych skurczach. Niedługo, za rok albo dwa, nowy, prawdziwy las zapuści tu korzenie i przejmie okolicę we władanie.
Przeklęta dolina została oczyszczona.
Kiedy przedzierali się przez mokradła, omijając drzewa z pluskiem wpadające w bagniska, Heike cicho odezwał się do Petera:
– A jak z twoją…? Czy nadal masz trudności z…?
Nieśmiałość nie pozwalała mu nazwać rzeczy po imieniu.
– Nie, nie – pospieszył z odpowiedzią Peter. – Nareszcie się uspokoiło. Stało się to wkrótce po tym, jak wbiłeś kołek w jej serce.
– To dobrze – pokiwał głową Heike. – Mamy zatem pewność, że ona nie żyje. Cieszę się, że mimo wszystko poszło nam tak łatwo. Istnieją bowiem pewne stwory, którym trzeba oddzielić głowę od ciała, by zniszczyć ich moc.
– Uff – zadrżał Peter. – Wiesz, myślałem o Francuzach i innych zmarłych, których zwłoki znaleźliśmy w krypcie… Powinniśmy chyba coś dla nich zrobić? Może porozmawiać gdzieś z księdzem…
– Pewnie masz rację – Heike nie w pełni podzielał zdanie przyjaciela. – Ala ja nie mam zamiaru wracać tam, by wskazać drogę.
– Ja także nie. Coś wymyślimy.
Podniósł głos do normalnego tonu, schylając jednocześnie głowę pod spróchniałą, porośniętą mchem gałęzią, która w każdej chwili groziła złamaniem.
– Nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem bystry – stwierdził. – Ja, który tyle czytałem, zetknąłem się już kiedyś z podobną historią! Legendą ze wschodnich krain…
– Naprawdę?
Zsiedli z koni, by poprowadzić je bezpieczniejszą drogą. W tym miejscu gęstwina była niemal nie do przebycia, przewrócone drzewa prawie bez reszty zagradzały drogę.
– Tak – mówił Peter. – Nazywała się chyba „Czarne włosy” i brała swój początek w odległej krainie położonej na wschodzie, którą nazywają Japonią. Legenda, czy też raczej prawdziwa historia o duchach, opowiadała o mężczyźnie, który na jakiś czas opuścił swą żonę, by dla ich wspólnego dobra związać się z bogatszą kobietą. Żona wiernie czekała na niego, bo obiecał przynieść majątek. Mężczyzna powrócił po wielu latach, przeżyli wspaniałą miłosną noc, a rano znalazł jej kości przy łóżku i sam został uduszony przez jej włosy.
– Ależ to przecież prawie dokładnie to, co wydarzyło się tutaj! – wykrzyknął Heike.
– To prawda, ale nie mogłem sobie wyobrazić, że ta cudowna Nicola… Przecież tamto było tylko historią o duchach!
– Z pewnością tkwiło w tym coś więcej – stwierdził Heike. – To, co może zdarzyć się w jednym miejscu, może również wydarzyć się gdzie indziej.
Nagle Mira zawołała:
– Patrzcie w górę! Wysokie zbocza po obu stronach! Jak myślicie, czy to może być przełęcz?
– O ile tylko nie jest to „nasza” dolina, to jest mi wszystko jedno – oświadczył Peter. – Ale tak, to przełęcz, poznaję tamten szczyt! Wychodzimy z lasu! Heike, udało się!
Читать дальше