Nagle uniósł głowę i spomiędzy jego warg wypłynął jakiś dźwięk. A więc żył. Dzięki ci, Boże. Spróbował się odwrócić, ale osunął się ciężko na drogę. Krzyknął.
Larry wyszedł z samochodu i podszedł do nas.
– Nic mu nie jest?
– Żyje – stwierdziłam.
Chłopiec wciąż próbował się odwrócić, więc ujęłam go za ramiona i pomogłam mu. Przycisnęłam jego prawe ramię do ciała. Zobaczyłam wielkie, okrągłe, brązowe oczy, pulchną dziecięcą twarzyczkę i ogromny rzeźnicki nóż, który ściskał w prawej dłoni.
Wyszeptał:
– Każ mu podejść. Niech ci pomoże. – Spomiędzy dziecięcych warg wychynęły nieduże kły.
Nóż wpił się w mój brzuch powyżej sportowej saszetki. Czubek ostrza wślizgnął się pod skórzaną kurtkę i dotknął znajdującej się pod nią bluzki. Poczułam się jak w sennym koszmarze, kiedy wszystko toczy się w zwolnionym tempie. Miałam całą wieczność, aby zadecydować, czy mam zdradzić Larry’ego, czy umrzeć. Nie poddawać się potworom, to podstawowa zasada. Otworzyłam usta i krzyknęłam:
– Uciekaj!
Wampir nie dźgnął mnie nożem. Zastygł w bezruchu. Chciał mnie żywą, dlatego mnie nie ukąsił, lecz zaszantażował nożem. Wstałam, a wampir wciąż tylko na mnie patrzył. Nie miał planu awaryjnego. Doskonale.
Samochód był tak blisko, że światło płynące z jego wnętrza rozpraszało mrok. W blasku reflektorów poczułam się jak na deskach teatralnej sceny. Larry stał jak wryty, nie wiedział, co ma zrobić.
– Do samochodu! – krzyknęłam.
Ruszył w stronę otwartych drzwiczek auta. W świetle reflektorów pojawiła się kobieta. Miała na sobie rozpięty, długi, biały płaszcz, a pod nim kremowy kostium. Otworzyła usta i wyszczerzyła kły w drapieżnym grymasie.
Ruszyłam biegiem, wrzeszcząc:
– Za tobą!
Larry spojrzał w moją stronę, przeniósł wzrok poza mnie. Jego oczy rozszerzyły się. Usłyszałam za sobą tupot małych stóp. Na twarzy Larry’ego pojawił się wyraz przerażenia. Czy to był pierwszy wampir, jakiego zobaczył?
Wyjęłam broń, ale nie zwolniłam tempa. Strzelając w biegu, prawie na pewno w nic nie trafisz. Miałam wampira przed i za sobą. Mogłam rzucać monetą.
Wampirzyca wskoczyła na maskę samochodu i długim, miękkim susem wylądowała na Larrym, przewracając go na ziemię. Nie mogłam do niej strzelić, nie ryzykując, że trafię Larry’ego. Odwróciłam się w ostatniej chwili i wycelowałam prosto w twarz małego wampirka.
Dzieciak aż wybałuszył oczy. Wypaliłam z przyłożenia. Coś rąbnęło mnie w plecy. Kula chybiła celu, a ja wylądowałam na brzuchu, na drodze, przygnieciona jakimś „niewidocznym ciężarem. Impet uderzenia wydusił mi powietrze z płuc. Mimo to odwróciłam się, usiłując wymierzyć w coś, co siedziało na moich plecach. Jeżeli nie zrobię czegoś już teraz, kwestia oddychania już wkrótce stanie się dla mnie nieistotna.
Chłopak rzucił się na mnie, tnąc nożem z góry na dół. Wymierzyłam w niego, ale trochę się spóźniłam. Gdyby nie to, że zabrakło mi powietrza, krzyknęłabym. Nóż zagłębił się w rękawie mojej kurtki. Poczułam, jak ostrze pogrąża się w asfalcie. Moje ramię zostało unieruchomione. Nacisnęłam spust, a kula z wizgiem, nie czyniąc nikomu szkody, pomknęła w mrok. Odwróciłam głowę, aby ujrzeć, kto lub co siedziało mi na karku. Pytanie powinno było brzmieć: „Co?”.
W czerwonym blasku świateł stopu oblicze stwora było nieludzko płaskie, wysoko osadzone kości policzkowe podkreślały wąskie, prawie skośno oczy i długie, proste włosy. Wyglądał jak model dla typowych azteckich płaskorzeźb przedstawiających indiańskie bóstwa w otoczeniu węży. Zacisnął dłoń na mojej prawej ręce, tej przyszpilonej do asfaltu, w której wciąż trzymałam pistolet. Ścisnął mocno, nieomal miażdżąc mi kości o metal.
– Puść pistolet albo połamię ci wszystkie kości. – Jęknęłam z bólu.
Larry krzyknął wysoko, żałośnie. Gdy brakuje innych alternatyw, zaczynasz krzyczeć. Przeszorowałam lewym rękawem kurtki o nawierzchnię drogi, odsłaniając zegarek i bransoletkę z amuletami. W blasku księżyca błysnęły trzy nieduże krzyżyki. Wampir zasyczał, ale nie puścił uzbrojonej ręki. Przeciągnęłam bransoletką po jego dłoni. W powietrzu rozszedł się odór palonego ciała, następnie wyciągnął drugą rękę w stronę mojej lewej. Zacisnął palce na rękawie i wykręcił mi rękę do tyłu, abym nie mogła dosięgnąć go krzyżykami. Gdyby był młodym wampirem, na sam widok krzyży pierzchnąłby z krzykiem, ale on był nie tylko starym krwiopijcą, był wręcz… pradawny. Aby się od niego uwolnić, będę potrzebować czegoś więcej niż poświęconych krzyżyków.
Larry znów wrzasnął. Ja też krzyknęłam, bo nie mogłam zrobić nic innego. Kurczowo ściskałam w ręku pistolet i pozwalałam miażdżyć sobie dłoń. To niezbyt produktywne. Napastnicy nie chcieli mojej śmierci. Pragnęli natomiast, abym cierpiała. Chcieli sprawić mi ból. W porządku. Mógł rozgnieść mi rękę na miazgę. Wypuściłam broń i wrzasnęłam, usiłując uwolnić się od noża, który przyszpilał rękaw mojej kurtki do asfaltu, a równocześnie szarpałam lewą rękę, chcąc potraktować mego oponenta palącym pocałunkiem poświęconych krzyżyków.
Nad naszym głowami huknął strzał. Zamarliśmy w bezruchu i skierowaliśmy wzrok w stronę cmentarza.
Jeremy Ruebens i spółka odzyskali rewolwer i zaczęli do nas strzelać. Czy uważali, że jesteśmy w zmowie z potworami? Czy przejmowali się tym, do kogo strzelają?
Kobieta krzyknęła:
– Pomocy, Alejandro! – Krzyk rozległ się za naszymi plecami. Wampir przyszpilający mnie do ziemi niespodziewanie zniknął. Nie wiem, dlaczego i było mi to obojętne. Zostałam sam na sam ze stojącym nade mną dzieckiem potworem, łypiącym na mnie wielkimi, ciemnymi oczami.
– To cię nie boli? – zapytał.
Pytanie było tak nieoczekiwane, że odparłam bez wahania:
– Nie.
Wydawał się rozczarowany. Przykucnął obok mnie, opierając dłonie na udach.
– Chciałem ci zranić, aby napić się twojej krwi. – Jego głos był wciąż głosem małego chłopca i już taki pozostanie, ale wiedza zawarta w jego oczach spowijała moją skórę falami żaru. Był starszy od Jean-Claude’a, dużo starszy.
Kula strzaskała światło stopu w moim aucie, przelatując tuż nad głową chłopaka. Dzieciak odwrócił się w stronę strzelających i warknął jak dzikie zwierzę. Spróbowałam wyszarpnąć nóż z asfaltu, ale ostrze wbiło się za głęboko. Nawet nie drgnęło.
Chłopak popełzł w mrok, znikając wśród poszumu wiatru. Zamierzał zaatakować fanatyków. Boże, miej ich w opiece.
Obejrzałam się przez ramię. Larry leżał na ziemi, przygnieciony przez kobietę o długich, falujących brązowych włosach. Ten, który zaatakował mnie i jeszcze jedna wampirzyca szarpali się z tą siedzącą okrakiem na Larrym. Chciała go zabić, a oni próbowali temu zapobiec. To mi się podobało.
Nad moją głową przeleciała kolejna kula. Jeszcze jedno pudło. Potem na wpół zduszony krzyk i już nikt więcej nie strzelał. Czy chłopak załatwił uzbrojonego fanatyka? Czy Larry był ranny? I co, u licha, mogłam zrobić, aby pomóc i jemu, i sobie?
Wampiry najwyraźniej miały pełne ręce roboty. Jeżeli miałam coś zrobić, to właśnie teraz. Spróbowałam lewą ręką rozsunąć suwak skórzanej kurtki, ale zamek zaciął się w połowie. Pięknie. Chwyciłam zębami kołnierz kurtki i ponownie pociągnąwszy za suwak, w końcu go rozpięłam. W porządku, jedno miałam z głowy. Co teraz? Zębami zsunęłam lewy rękaw kurtki przez dłoń, po czym przesunęłam go pod biodrem i uwolniłam rękę. Uwolnienie prawej ręki z rękawa przyszpilonego do ziemi było już fraszką.
Читать дальше