– Nie mogę.
– Przecież chcesz się od niego uwolnić…
– I to bardzo.
– Uwolnię panią od niego. Tylko proszę dać mi szansę. Niech pani pozwoli sobie pomóc.
– Tak jak ty pomogłeś tym ludziom w przeniesieniu się na tamten świat?
– Ja ich nie zabiłem – odparł. Powiedział to bardzo stanowczo.
Oczy miał tak głębokie, że można by w nich utonąć, ale głosowi mogłabym to i owo zarzucić. Temu głosowi brakowało magii. Jean-Claude był pod tym względem lepszy. Yasmeen zresztą też. Miło wiedzieć, że nawet czas nie może wyszlifować niektórych umiejętności. Wiek to nie wszystko.
– A więc nie ty zadałeś ostateczny cios. I co z tego? Twoi podwładni wykonują otrzymane od ciebie rozkazy, nie działają samodzielnie.
– Zdziwiłabyś się, wiedząc, ile mają swobody.
– Przestań – warknęłam.
– Co?
– Nie mów do mnie takim tonem. Jeżeli wydaje ci się, że pokonasz mnie siłą spokoju, to się mylisz.
Roześmiał się.
– Wolałabyś, żebym wrzeszczał i wściekał się jak szalony?
Owszem, tak, ale nie wypowiedziałam tego na głos.
– Nie podam ci jego imienia. I co teraz?
Podmuch powietrza omiótł moje plecy. Spróbowałam się odwrócić, stawić czoło temu wiatrowi. Kobieta w bieli rzuciła się na mnie. Wyszczerzone kły, palce zakrzywione w szpony, unurzane we krwi niewinnych ludzi. Opadła na mnie jak burza. Runęłyśmy na ziemię. Wylądowałam na wznak wśród traw i chwastów, a wampirzyca przygniotła mnie swym ciężarem. Rzuciła mi się do szyi jak wąż. Trzasnęłam ją lewą ręką w twarz, jeden z krzyżyków musnął jej usta. Błysnęło, rozszedł się swąd palonego ciała i wampirzyca z przeraźliwym wrzaskiem znikła w ciemnościach. Nigdy dotąd nie widziałam wampira, który poruszałby się tak szybko. Czy to mentalna magia? Czy nawet pomimo użycia przeze mnie krzyżyka zdołała mnie omamić? Ile może być w grupie wampirów liczących sobie ponad pięćset lat? Miałam nadzieję, że dwa. Jeszcze jeden i znaleźlibyśmy się w mniejszości. Podniosłam się z ziemi. Mistrz klęczał na czworakach przy wraku samochodu.
Larry’ego nigdzie nie było widać. Poczułam w piersiach przypływ lodowatej paniki, ale zaraz zorientowałam się, że Larry wczołgał się pod samochód, aby nie stać się ponownie zakładnikiem wampirów. Gdy wszystko inne zawiedzie, schowaj się. W przypadku królików to się sprawdza. Pokryte pęcherzami plecy wampira były boleśnie wygięte, gdy krwiopijca starał się wywlec Larry’ego spod samochodu.
– Jeśli stamtąd nie wyleziesz, wyrwę ci ramię ze stawu!
– Mówisz jak do kota, który schował się pod łóżkiem – mruknęłam.
Alejandro odwrócił się. I drgnął, jakby coś go zabolało. Świetnie.
Z tyłu za mną coś się poruszyło. Nie tłumiłam w sobie instynktownych reakcji. Może to tylko nerwy. Odwróciłam się z krzyżykami w gotowości. Miałam za sobą dwa wampiry, w tym jedną jasnowłosą kobietę. Chyba jednak nie trafiłam w kręgosłup. Szkoda. Drugi wampir, mężczyzna, mógłby być jej bratem bliźniakiem. Oba zasyczały i zaczęły osłaniać oczy przed krzyżykami. Miło ujrzeć znajomą i jakże pożądaną reakcję.
Mistrz podszedł do mnie z tyłu, ale usłyszałam go. Albo poparzenia dawały mu się we znaki, czyniąc go niezdarnym, albo pomogły mi krzyżyki. Stanęłam pomiędzy trójką wampirów, trzymając je w szachu dzięki relikwiom. Jasnowłosa para zerkała sponad uniesionych ramion, ale krzyżyki budziły w nich paraliżujący strach. Mistrz nie zawahał się ani chwili. Skoczył na mnie z przerażającą szybkością. Zrejterowałam, osłaniając się krzyżykami, ale i tak schwycił mnie za lewe przedramię. Unieruchomił je, choć krzyżyki zwisały o kilka centymetrów od jego ciała.
Szarpnęłam się, odsuwając się od niego możliwie jak najdalej, po czym z całej siły rąbnęłam go w splot słoneczny. Stęknął cicho i smagnął dłonią na odlew. Zatoczyłam się do tyłu i poczułam smak krwi w ustach. Ledwie mnie dotknął, ale zrozumiałam aluzję. Gdybym chciała z nim powalczyć, wytarłby mną podłogę. Trzasnęłam go w gardło. Zakrztusił się i wybałuszył oczy ze zdumienia. Lepsze sponiewieranie niż ugryzienie. Wolałam śmierć niż krwawy pocałunek ostrych kłów.
Jego dłoń zacisnęła się na mojej prawej pięści i ścisnęła tak, abym mogła poczuć jego siłę. Wciąż tylko mnie ostrzegał, nie starał się zrobić mi krzywdy. Punkt dla niego. Uniósł obie ręce, przyciągając mnie ku sobie. Wcale tego nie chciałam, ale nic na to nie mogłam poradzić. No, chyba że wampiry miały przyrodzenie. Alejandro odczuł cios w szyję. Spojrzałam na niego. Był tak blisko, że gdybym zechciała, mogłabym go pocałować. Nachyliłam się do niego, starając się równocześnie zyskać trochę miejsca. Wciąż przyciągał mnie do siebie. Impet jego ruchu zdecydowanie mi się przysłużył. Walnęłam go kolanem, z całej siły wbijając je w jego jądra i rozgniatając je o jego ciało. To nie był słaby cios.
Alejandro zgiął się wpół, ale nie puścił moich rak. Nie uwolniłam się, ale był to całkiem niezły początek. Poza tym poznałam odpowiedź na stare jak świat pytanie. Tak, wampiry mają jaja. Wykręcił mi ręce do tyłu, przygniatając mnie całym ciałem. Wydawało się niebywale mocne i twarde, jak wykute z kamienia. A przecież nie dalej jak przed chwilą było ciepłe, miękkie i delikatne. Co się stało?
– Zdejmij to z jej nadgarstka – rzucił. Nie mówił do mnie. Spróbowałam się odwrócić i zobaczyć, kto do mnie podszedł, ale nic nie dostrzegłam. Dwa jasnowłose wampiry wciąż kuliły się i zasłaniały oczy przed krzyżykami. Coś dotknęło mojego nadgarstka. Drgnęłam, ale wampir mnie przytrzymał. – Jeśli będziesz się szarpać, on cię skaleczy. – Obróciłam głowę tak daleko, jak tylko mogłam i ujrzałam przed sobą okrągłe oczy chłopczyka-wampira. Odzyskał swój nóż i starał się rozerwać jego ostrzem bransoletkę.
Dłonie mistrza ściskały moje ramiona tak, że miałam wrażenie, iż lada chwila pogruchocze mi kości. Chyba jęknęłam z bólu, bo ni stąd, ni zowąd odezwał się:
– Nie zamierzałem cię dziś skrzywdzić – wyszeptał mi wprost do ucha. – Ty o tym zadecydowałaś.
Bransoletka pękła z cichym trzaskiem. Po chwili usłyszałam, jak ląduje wśród traw. Mistrz wampirów wziął głęboki oddech, jakby ta czynność przychodziła mu teraz z większą łatwością. Był ode mnie wyższy o jakieś pięć centymetrów, ale przytrzymywał mnie za oba nadgarstki jedną ręką, drobne, szczupłe palce opasywały je z miażdżącą siłą. Sprawiał mi ból i z trudem powstrzymywałam się, aby nie zacząć pojękiwać. Druga ręką przeczesał mi włosy, po czym schwycił ich pęk i szarpnięciem odchylił mi głowę, aby móc spojrzeć prosto w oczy. Jego gałki oczne były całkiem czarne, białka zniknęły.
– Podasz mi jego imię, Anito, w ten czy inny sposób. – Splunęłam mu w twarz. Wrzasnął, wzmagając uścisk na moich nadgarstkach tak, że aż krzyknęłam. – Można było po dobroci, ale chyba teraz chcę, abyś cierpiała. Spójrz mi w oczy, śmiertelniczko i poznaj, co to rozpacz. Posmakuj mego spojrzenia, a między nami nie będzie już żadnych sekretów. – Jego głos przeszedł w najcichszy szept. – Może wysączę twój umysł, jak inni sączą czyjąś krew i nie pozostawię po tobie nic prócz bezmyślnej, pustej powłoki.
Spojrzałam w mrok będący jego oczami i poczułam, że się zapadam, niewiarygodnie szybko i bezradnie, coraz dalej i dalej w głąb czystej, absolutnej czerni, w otchłani której nigdy nie zagościła nawet iskierka światłości.
Читать дальше