Robert Jordan - Dech Zimy
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dech Zimy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
“Pomóż mi, Birgitte!” — pomyślała. “Pomocy!”.
— Co się dzieje? — dopytywała się Dyelin, pochylając gwałtownie. — Pomyślałaś sobie o czymś strasznym?
Elayne zamrugała, patrząc na nią. Zapomniała w ogóle o istnieniu tej kobiety.
— Biegnij! — powiedziała ochrypłym głosem, potem przełknęła z wysiłkiem ślinę, próbując mówić wyraźniej. Jednak język wydawał się spuchnięty niczym kołek. — Sprowadź pomoc! Otruto.. mnie! — Wyjaśnianie zabrałoby zbyt dużo czasu. — Biegnij!
Dyelin gapiła się na nią, najwyraźniej niezdolna wykonać ruchu, po chwili jednak chwiejnie powstała, chwytając rękojeść noża.
Drzwi otworzyły się i któryś ze służących niepewnie wsunął głowę do środka. Elayne poczuła napływ ulgi. Dyelin nie pchnie jej nożem w obecności świadka. Tamten jednak oblizywał wargi, jego spojrzenie przeskakiwało od jednej kobiety do drugiej. Potem wszedł do wnętrza. Wyciągnął zza pasa nóż o długim ostrzu. W ślad za nim pojawili się kolejni dwaj mężczyźni w czerwono-białej liberii, każdy trzymał w ręku ostrze.
“Przecież nie umrę tutaj bezradna jak kociak w worku” — pomyślała z rozpaczą Elayne. Z wysiłkiem jakoś się podniosła. Kolana pod nią drżały, musiała jedną dłonią oprzeć się o stół, drugą zdołała jednak wyciągnąć swój sztylet. Zdobione ostrze było ledwie tak długie jak jej dłoń, ale to zawsze będzie coś. Przynajmniej byłoby, gdyby ściskające rękojeść palce nie były całkiem zdrętwiałe. Dziecko mogłoby ją rozbroić. “Ale nie bez walki” — pomyślała. Umysł grzązł jej w lepkim syropie, jednak jakoś starała się zebrać resztki determinacji. “Nie bez walki!”.
Dziwne, jak wolno płynął czas. Dyelin zdążyła się ledwie odwrócić do swych pachołków, ostatni właśnie zamykał drzwi.
— Mordercy! — zawyła Dyelin. Porwała z posadzki swoje krzesło i cisnęła nim w kierunku napastników. — Straż! Mordercy! Straż!
Tamci trzej próbowali się usunąć z drogi nadlatującemu meblowi, ale jeden był zbyt wolny i krzesło podcięło mu nogi. Z okrzykiem zatoczył się na stojącego obok, obaj przewrócili się. Trzeci, szczupły, białowłosy młodzik o jasnoniebieskich oczach skradał się ku kobietom z wystawionym ostrzem.
Dyelin stawiła mu czoło, cięła, kłuła nożem, tamten jednak był zwinny jak łasica i z łatwością unikał jej ataków. Błysnęło jego długie ostrze i Dyelin z okrzykiem zatoczyła się do tyłu, trzymając za brzuch. Tamten błyskawicznie postąpił naprzód, pchnął, Dyelin zaś krzyknęła raz jeszcze i osunęła się na posadzkę bezwładna niczym szmaciana lalka. Zabójca przeszedł nad nią i ruszył ku Elayne.
Cały świat zniknął, był tylko on i nóż w jego dłoni. Nie spieszył się. Szedł ku niej odmierzonym krokiem, cały czas czujny. Oczywiście. Wiedział, że ma do czynienia z Aes Sedai. Musiał się zastanawiać, czy mikstura zadziałała. Próbowała stanąć prosto spojrzeć nań groźnie, blefem zyskać bodaj kilka chwil, on jednak skinął z zadowoleniem głową, zważył w dłoni nóż. Gdyby była w stanie cokolwiek zdziałać, już by to zrobiła. Na jego twarzy nie było jednak bodaj śladu zadowolenia. Po prostu mężczyzna mający pracę do wykonania.
Nagle przystanął, zdumiony opuścił wzrok. Elayne też się zagapiła. Z jego piersi sterczał długi na stopę fragment stali. W kącikach ust wystąpiła krwawa piana, on zaś runął na stół, roztrzaskując go z łomotem.
Elayne chwiejnie osunęła na kolana, ledwie zdoławszy znów przytrzymać się stołu, co powstrzymało ją przed dalszym upadkiem. Z niebotycznym zdumieniem przyglądała się ciału mężczyzny, którego krew wsiąkała w dywan. Z jego pleców sterczała rękojeść miecza. Ciężkie jak ołów myśli za nic nie chciały płynąć szybciej. Dywanów nigdy już się nie oczyści z tej całej krwi. Powoli uniosła wzrok i spojrzała ponad nieruchomym ciałem Dyelin. Tamta chyba nie oddychała. Jej wzrok objął drzwi. Otwarte drzwi. Jeden z pozostałych skrytobójców spoczywał w wejściu, jego szyja wygięta była pod dziwnym kątem, jakby głowa nie należała już do ciała. Drugi walczył z kolejnym mężczyzną w czerwono-białym kaftanie — stękali i kotłowali się na podłodze, próbując dosięgnąć tego samego sztyletu. Zabójca próbował wolną dłonią oderwać rękę tamtego, zaciskającą się na jego gardle. No właśnie. Ten drugi. Mężczyzna z twarzą, której istnienie uderza jak topór. Nad białym kołnierzem kaftana Gwardzisty.
“Pośpiesz się, Birgitte” — pomyślała mętnie. “Błagam, pośpiesz się”.
Ogarnęła ją ciemność.
10
Plan uwieńczony sukcesem
Mrok. Elayne otworzyła oczy, wpatrując się w mętne cienie tańczące na tle mglistej bieli. Na twarzy czuła chłód, reszta ciała była spocona i rozpalona, coś krępowało jej ręce i nogi. Na mgnienie targnęła nią panika. Potem wyczuła w pomieszczeniu obecność Aviendhy, codzienną, przynoszącą ukojenie świadomość bliskości Birgitte odczuwaną w głębi czaszki jak pięść zimnego, opanowanego gniewu. Zrozumiawszy, że tamte są przy niej, uspokoiła się. Znajdowała się we własnej sypialni, leżała pod prześcieradłem własnego łóżka i patrzyła na napięty płócienny baldachim, obłożona butelkami z gorącą wodą. Ciężkie zimowe zasłony łoża były odsunięte i przywiązane do słupków baldachimu, jedynego oświetlenia dostarczały pomieszczeniu płomienie pełgające po palenisku kominka, ale starczało ich tylko, by wzbudzić taniec cieni, zamiast je przegonić.
Nie zastanawiając się, sięgnęła do Źródła i znalazła je. Dotknęła saidara , rozkoszując się cudownym uczuciem, ale nie zaczerpnęła Mocy. Natychmiast wezbrało w niej pragnienie całkowitego otwarcia się, z niechęcią sprzeciwiła się mu. Och, jakże niechętnie i to nie tylko dlatego, że pragnienie wypełnienia strumieniem głębszego życia saidara często stanowiło nienasyconą potrzebę, nad którą należało panować. Podczas tych niekończących się chwil bezradnej trwogi, największym przerażeniem nie napawała jej wcale śmierć, lecz myśl, że już nigdy więcej nie dotknie Źródła. Kiedyś pewnie zdziwiłaby ją taka myśl.
Nagle powróciły wspomnienia, aż usiadła chwiejnie, a koce zsunęły się z niej. Natychmiast przykryła się znowu. Muśnięcie lodowatego powietrza na mokrej od potu skórze przeszyło ją dreszczem. Poza tym rozebrały ją na wet z bielizny, a choćby się nawet najbardziej starała, nie była w stanie naśladować swobody, z jaką Aviendha paradowała nago na oczach innych ludzi.
— Dyelin? — zapytała niespokojnie, wiercąc się, by szczelnie okryć kocem. Szło jej z trudem, czuła skrajne wyczerpanie i zawroty głowy. — I ten Gwardzista. Czy...?
— Tamten wyszedł bez jednego draśnięcia — odpowiedziała Nynaeve, wyłaniając się spośród roztańczonych cieni, sama cieniowi podobna. Położyła dłoń na czole Elayne i mruknęła, najwyraźniej zadowolona, że nie znalazła gorączki. — Uzdrowiłam Dyelin. Jednak trochę czasu upłynie, zanim odzyska pełnię sił. Straciła dużo krwi. Z tobą również nie jest najgorzej. Przez jakiś czas myślałam, że może się przyplątać gorączka. Tak to czasami bywa w przypadkach wielkiego osłabienia.
— Nie Uzdrowiła cię, tylko leczyła ziołami — kwaśno skomentowała Birgitte ze swego miejsca w nogach łóżka. W całkowitych niemal ciemnościach widać było tylko zarys jej skulonej, złowieszczej sylwetki.
— Nynaeve al’Meara jest dostatecznie mądra, żeby wiedzieć, co należy zrobić — bezbarwnym głosem dodała Aviendha. Jak zwykle wolała posadzkę od krzesła. Przykucnęła więc pod ścianą, ale tak naprawdę widać było tylko biel jej bluzki i błyski polerowanego srebra. — Rozpoznała smak widłokorzenia w herbacie, a ponieważ nie wiedziała, jakimi splotami zneutralizować jego działanie, wolała bez potrzeby nie ryzykować.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dech Zimy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.