- Ha, telepata. Nie, to po prostu taki maіy czar. Na Raavie nic by mi nie daі, po tam juї chyba wszyscy nosz№ topazy; ale tu bywa pomocny. Wcale nie muszк zagl№daж wam do gіуw, sami siejecie naokoіo myњlami, uczuciami, wraїeniami. Miкdzy innymi tego wіaњnie chcк ciк nauczyж: dyscypliny umysіu. Musisz panowaж nad tym, co rzutujesz na њwiat. Tu, na Ziemi, istnieje jakieњ naturalne wytіumianie, coњ jakby grawitacja przeciwna magii, bardzo silna, krкpuj№ca umysіy; projekcje na zewn№trz przychodz№ wam z trudem, nie ma bezpoњrednich zwi№zkуw miкdzy myњlami a otoczeniem. Mimo to plujecie sob№ naokoіo. W Baњni wiкc, w tej niewaїkoњci magii, obraca siк to przeciwko wam. Nie trenowaіem wczeњniej agentуw na magуw i szli tacy jak ty teraz. No i rуїnie to bywaіo. Trzeba wam okieіznaж swe myњli.
- Przecieї to absurd! Jak moїna sterowaж wіasnymi myњlami? Jeњli postanowiк, їeby o czymњ nie myњleж, to wіaњnie muszк myњleж o tym, o czym mam nie myњleж, inaczej zapomnк. Rуwnie dobrze mуgіbym prуbowaж samemu siк zіapaж za wіosy i podnieњж rкk№ w powietrze.
- Co jest do zrobienia.
- HasWarT'wi...
- Nauczк ciк.
- Ucz zatem.
- Wyobraџ sobie jakiњ prosty, jednorodny materiaіowo przedmiot. Co chcesz. No. Okay, moїe byж. Teraz wyrzuж z umysіu wszystko inne, zostaw tylko tк szklankк. Їadnych innych skojarzeс, wyobraїeс, wspomnieс... Szklanka. Szklanka. Szklanka. Szklanka. Mnie teї wyrzuж. Tak. Trzymaj.
- ...
- Trzymaj.
- ...
- Okay, starczy.
- I?
- Nie wiem, co powiedzieж, Javier.
- Mhm?
- Zawstydziіeњ mnie. Coњ takiego za pierwszym razem... Miaіeњ nawet dіugi okres prawdziwego aald. Ja osobiњcie doszedіem do niego dopiero po roku жwiczeс.
- Їartujesz.
- Javier Aproxymeo, czy chciaіbyњ zostaж moim uczniem?
- Przecieї jestem.
- Ale czy chciaіbyњ zostaж moim uczniem?
- Nie, chyba nie.
- Dlaczego?
- Musiaіbym ciк obraziж.
- Obraџ.
- Tak czy owak - bкdziesz mnie jeszcze uczyі. To nie byіoby m№dre.
- Masz racjк.
- I tak widziaіeњ.
- Jasno i wyraџnie. Ale tak іatwo nie zdobкdziesz mojej nienawiњci.
Zatrzymali siк przy strumieniu na drugim koсcu Doliny, by napoiж konie. Kojak i Gaspari zawrуcili juї wczeњniej i Aproxymeo zostaі sam z Justusem.
Popoіudniowe sіoсce oњlepiaіo ich odblaskami w pіyn№cej wodzie. Nie przemкczali wierzchowcуw i zwiкrzeta nie byіy zgrzane, lecz Dethew i tak szybko odci№gn№і je od strumienia. W odrуїnieniu od koni, jeџdџcy spocili siк. Byіo duszno i gor№co. Poodrzutowa biaіa smuga ci№gnкіa siк za samotnym samolotem przez caіe bікkitne niebo. Justus њci№gn№і koszulк i klкkn№і na brzegu, by siк obmyж.
- Czy to s№ elfy? - spytaі Aproxymeo.
- Tak - odparі odwrуcony Justus przez dіonie peіne srebrnej wody.
- Gluck pisze, їe bardzo trudno je spotkaж i їe brak wiarygodnych њwiadkуw.
- Bo brak. W ten sposуb wyobraїaі je sobie tatuaїysta z Xoth.
- Na co ci to byіo? Taki horror na plecach.
- To trudno wyjaњniж.
- Sprуbuj.
Dethew ochlapaі sobie wіosy, zmoczyі koszulк, wstaі.
- To trudno wyjaњniж. Porozmawiamy, jak wrуcisz.
- Wtedy pewnie nie bкdzie mnie juї interesowaж.
- Wiкc nie porozmawiamy. - Z powrotem ubraі koszulк. - Czy znasz to uczucie... gdy ogl№dasz film i bohater robi nagle jak№њ kompletn№ gіupotк: wіazi do ciemnego pokoju, w ktуrym czai siк potwуr, wyrzuca do њmieci los, na ktуry padnie wygrana, coњ w tym stylu... czy nie klniesz jego i scenarzystк, їe robi№ z widzуw idiotуw, їe ty na jego miejscu... Prawda? Znasz to. Ale ci durni scenarzyњci mimowolnie odkrywaj№ pewn№ podstawow№ prawdк o їyciu. Otуї co innego jest siedzieж w fotelu i obserwowaж, komentowaж, wybrzydzaж, przewidywaж; a zupeіnie co innego - wejњж do њrodka i їyж w filmie. Film, jak kaїda opowieњж, juї jest komentarzem: nie pokazuje kaїdej minuty, kaїdej sekundy nudy i rutyny їycia bohatera; selekcja detali okreњla fabuік, wybуr pokazanego szczegуіu okreњla kolejny szczegуі. Wiкc jesteњ w stanie, jako widz, przewidzieж nastкpny ruch. Їyj№c, nie masz tego komfortu; przeїywasz zarуwno przypadki w њwietle przyszіych zdarzeс waїne, jak i tysi№ce niewaїnych; jednak wtedy, w czasie ich zachodzenia, nie jesteњ w stanie odrуїniж jednych od drugich. Linia fabuіy jest przed tob№ zakryta, nie tylko przez nieznajomoњж przyszіoњci, ale przede wszystkim - z powodu braku jakiejkolwiek selekcji teraџniejszoњci.
- A co to ma do Baњni?
- Tam owa dezorientacja jeszcze siк potкguje, bo tam - tam nie wiesz nawet, co jest detalem, a co, їe siк tak wyraїк, gwoџdziem programu; brak ci skali do przyіoїenia, brak stosownego zbioru porуwnaс. Lecz kiedy zaczniesz siк w tym cokolwiek orientowaж, gdy zaczniesz rozumieж... nie moїesz potem zapomnieж i wycofaж siк, odwrуciж siі№ woli zaszі№ w twej psychice metanoiк. Zabierasz Baњс ze sob№.
- Sіyszк jak№њ gorzk№ pretensjк w twoim gіosie.
Justus poklepaі konia, wykrzywiі siк w nieszczerym uњmiechu.
- Oczywiњcie, rozwуd - mrukn№і. - Teraz, jak przypuszczam, to juї nawet nie jest kwestia miіoњci ani jej wspomnienia; raczej uraїonej dumy. Jakїe mogіa mnie tak rzuciж! Pojmujesz? Pretensja jest nie o samo rozstanie, lecz o to, їe decyzja o nim naleїaіa do niej. Co nie zmienia faktu, їe nie potrafiк jej wybaczyж.
- Ale - to z powodu Baњni, prawda?
- Tak, tak; Baњni. Wtedy nie byli jeszcze tacy m№drzy, werbunek byі cichy i z koniecznoњci mieli ograniczony wybуr; brali takїe їonatych. Powiedziaіa, їe z kim innym wziкіa њlub. Їe nie przysiкgaіa mnie, ale temu Justusowi sprzed lat. Їe przecieї nie moїe byж zakіadniczk№ losu; nikt rozs№dny nie wymagaіby takiego bezwolnego fatalizmu. Wychodzisz za ksiкcia, їyjesz z potworem - czy potworowi przysiкgaіaњ?
- Z duїym przekonaniem prezentujesz jej argumenty.
- Dostrzegam w nich niepodwaїaln№ logikк egoizmu. Byіbym hipokryt№ przecz№c im. Lecz czy nie przyszіo jej do gіowy, їe to ona siк zmieniіa, i їe to jej zmiana jest powodem zerwania?
- Zmieniliњcie siк obydwoje. Wszyscy siк zmieniaj№. Wiedziaіa o tym, gdy skіadaіa przysiкgк.
- Wiкc wedіug ciebie - jednak naleїy godziж siк na уw fatalizm?
- Czy rzeczywiњcie fatalizm? - wzruszyі ramionami Aproxymeo. - Zwaї na konsekwencje. Pantha rei - pіynie, odpіywa wszelka odpowiedzialnoњж, poczucie winy, gwarancja zasad i praw w stosunkach miкdzyludzkich. Jeњli dajesz sіowo - to w tym przyrzeczeniu mieњci siк takїe zgoda na jego egzekucjк rуwnieї wobec tego przyszіego, jeszcze nieznanego ciebie. Skoro rwiesz ci№gіoњж wіasnej toїsamoњci... Jakїe w ogуle mogіoby funkcjonowaж spoіeczeсstwo zіoїone z jednostek stosuj№cych siк do takiej reguіy wszechzmiany? Czy chciaіbyњ їyж w takim spoіeczeсstwie?
- Tylko mi tu nie wyjeїdїaj z imperatywem kategorycznym; wiкcej w nim dziur, niї Kant miaі wіosуw. Zreszt№ sam pomyњl: cуї za otchіaс immoralizmu otworzyіeњ. Skoro respektowaж musimy bezwzglкdnie ci№gіoњж wіasnego "ja" i odpowiadaж za wszelkie przeszіe decyzje, stosowaж siк do przyrzeczeс - pomimo iї jesteњmy juї kimњ innym i inne wartoњci wyznajemy - to nie ma szans poprawy dla їadnego z grzesznikуw, kaїdemu raz wybranemu zіu musimu bowiem byж wierni aї do њmierci.
- Nikt ci nie kaїe powtarzaж raz popeіnionych bікdуw.
- Bікdуw! - parskn№і Justus. - Toї ona wіaњnie twierdzi, iї maіїeсstwo ze mn№ byіo bікdem! Wtedy oczywiњcie tak nie myњlaіa. Tak samo nie wierzyіbyњ mojemu sіowu wiedz№c, iї w dowolnej chwili w przyszіoњci mogк je uznaж za dane w zіej intencji, dla zіej sprawy - i tym sposobem samemu siк zeс zwolniж.
Читать дальше