Яцек Дукай - Starość aksolotla

Здесь есть возможность читать онлайн «Яцек Дукай - Starość aksolotla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2015, Издательство: Allegro, Жанр: sf_postapocalyptic, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Starość aksolotla: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Starość aksolotla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Starość aksolotla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Starość aksolotla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W

SKAZÓWKI

Oglądaj ilustracje w trybie pełnoekranowym.

Ilustracje możesz powiększać, a także oglądać je w rzucie poziomym i pionowym.

Zagłębiaj się w bogaty i złożony świat powieści i oglądaj emblematy gildii i aliansów.

Odkrywaj kolejne warstwy bogatego świata powieści, klikając na hiperłącza drugiego rzędu.

Podziwiaj niesamowite projekty i drukuj je w drukarce 3D

Korzystaj z wygodnych funkcji aplikacji jak np. zakładki, notatki i podkreślenia.

Potrzebujesz pomocy? Skorzystaj z naszego poradnika.

S

PIS TREŚCI

Apo

1K PostApo

10K PostApo

100K PostApo

Były to czasy takiego upadku kultury filozoficznej, że za poważny argument przeciwko istnieniu duszy uważano fakt, iż podczas sekcji zwłok duszy nie znajdowano. Z większą słusznością można by twierdzić, że gdyby znaleziono duszę, to byłby to argument na rzecz materializmu.

Mikołaj Bierdiajew

W dzień apokalipsy, zanim oberwały się niebiosa, byli całą paczką umówieni na lunch w galerii handlowej, i Grześ przeżył — jeśli przeżył — ponieważ sąsiadce z góry roztelepana pralka rozbiła ściankę łazienki, zalała wyprutą elektrykę i poszły korki w całym pionie.

Od czasów technikum uchodzący za złotą rączkę kamienicy, ugrzązł tam Grześ do czwartej. I potem już wolał pojechać do pracy, mimo dnia wolnego nadrobić zaległości z wczoraj.

W dziale IT, czyli w piwnicach, było najchłodniej. Prezesunio lubił tu zejść po wyjątkowo stresującym dniu i wypić mrożoną kawę ze skronią przytkniętą do zimnej obudowy szafy serwerów.

Grześ wszedł i zsunął na oczy czarne okulary. Prezesunio podźwignął lewą powiekę.

— Nie myśl, że cię nie widzę.

— Ja szefa nie widzę.

Potknął się o wąż kabli.

Fuck .

— Niczego nie widzisz. Napadli cię kominiarze?

— Ha ha.

— Idź się umyj.

Rzeczywiście cały był w towocie i innych smarach hydraulicznych. Kiedy wrócił z łazienki, w serwerowni panował już kompletnie inny nastrój: prezes, z podwiniętymi rękawami koszuli, wrzeszczał po angielsku do komórki, Rytka klepała w klawiaturę bocznego terminala w tempie szalonego jazzmana, a Bociek, Józuś i Tatar stali z rozdziawionymi paszczami i gapili się na monitory z otwartymi kanałami newsowymi, polskimi i światowymi.

— Co jest?

— Armageddon, kurwa mać — sapnęła Rytka, nie podnosząc głowy.

Nikt mu nie chciał wyjaśnić, byli jak ogłuszeni. Wszedł na gazeta.pl i przeczytał wyboldowane na czerwono: ZAGŁADA?! FALA NEUTRONOWA W WARSZAWIE O 19.54. Potem gazeta.pl zmieniła się w Error 404.

— Co to właściwie jest „fala neutronowa”?

— Guglnij se, baranie.

Wszyscy guglali. Wikipedia się zawiesiła. Na światowych serwisach znalazł tłumaczenia dla laików: bomba neutronowa zabija tak zwanymi szybkimi neutronami, nie samą falą uderzeniową; budynki i sprzęty pozostają nietknięte, ginie natomiast materia organiczna — i to na razie wyglądało na najcelniejszą diagnozę katastrofy.

W przypadku neutronowych bomb mowa jednak o niewielkich zasięgach i kilkudziesięciogodzinnym okresie od napromieniowania do zgonu. A tu smażyło ludzi niemal momentalnie, kamery uliczne z azjatyckich metropolii pokazywały tysiące przechodniów skoszonych prawie na miejscu, aleje trupów, nad którymi tylko wiatr porusza reklamami i śmieciami.

Tatar był po fizyce jądrowej, powinien wiedzieć.

— No jak to możliwe?

— Niemożliwe! — jęknęło blade Tatarzysko. — Atmosfera je gasi.

— Nie gasi.

— Powinna! Nawet te z fuzji, neutrony na czternaście mega, niewiele by z nich doszło do powierzchni Ziemi.

— Mega?

— Megaelektronowoltów. Potem masz już relatywistyczne prędkości, nie wiem, kurwa, działo z gwiazdy neutronowej czy co.

— Znaczy, idzie to z góry.

— Ale widzisz, nie od Słońca.

Gdyby to Słońce tak wtem przyprażyło, już by wszyscy w Polsce nie żyli, Polska znajdowała się przecież na półkuli dnia, była szesnasta czterdzieści jeden i siedemnaście sekund. Grześ obracał planetą na flashowej symulacji BBC. Fala uderzyła od 123ºW do 57ºE, mniej więcej w płaszczyźnie ekliptyki, i szła zgodnie z obrotem Ziemi, to znaczy na zachód. Mieli trzy godziny i trzynaście minut do zagłady.

Chyba że wcześniej fala wygaśnie, tak samo niespodziewanie i niewytłumaczalnie, jak się pojawiła.

Grześ zaczął guglać o górnikach i załogach łodzi podwodnych. Czy masy ziemi i wody nie powinny osłonić materii organicznej? A może pomylił neutrony z neutrinami?

— Ale oni nie umierają od napromieniowania. Raczej jakby ścięło się w nich białko.

— Mikrofalówka z niebios.

— Wtedy tak samo powinien topić się plastik. Nie?

— Ktoś to w ogóle mierzy?

— Automaty. Trzeba się zdalnie dobrać do sprzętu laboratoryjnego za południkiem śmierci, przejąć kontrolę nad miernikami, zassać dane przez satelity.

Spojrzeli na Rytkę.

— Odpierdolić się, panowie — poprosiła grzecznie, zgarbiona nad klawiaturą. — Bo się rozproszę.

Grzesiu doznał klinicznego rozdwojenia jaźni: za kilka godzin umrze, a zarazem przygląda się sobie jak ludzikowi w miasteczku lego, rączka w górę, rączka w dół, główka w prawo, posadzić go, postawić, wymienić klocki.

Wyszedł z IT.

Na górnych piętrach panowała zupełnie inna atmosfera. Większość pracowników, którzy jeszcze nie pojechali do domów, zgromadziła się przy ekranach z newsami, tam komentowali obrazy gore, sącząc kawę lub piwo; najmocniejszą oznaką stresu był tu nerwowy chichot starszej sekretarki. Główny księgowy wyprzedawał czym prędzej akcje azjatyckich spółek, a dział prawny sumował odszkodowania za kontrakty zerwane z powodu masowej śmierci klientów i podwykonawców. No tak, pomyślał Grześ, przecież to oczywiste: ten hollywoodzki armageddon jest niemożliwy w realu.

Na tablicy zleceń wypisywano flamastrem zakłady o południk, na którym zabójcze promieniowanie się zatrzyma.

Grzesiu wyjął z automatu batonik Snickersa i puszkę coli, wrócił do piwnic IT — i momentalnie stracił całą nadzieję.

Prezesunio siedział po turecku w kącie przy koszu na śmieci i szlochał wściekle do smartfona. Bociek zalogował się do swojego MMO i sprintował przez bezludne dungeony. — Przynajmniej zrobię ostatni level. — Tatar zaś zamknął się w łazience i wydawał stamtąd dźwięki rodem z horroru o mózgożercach.

Zegar nad drzwiami odliczał sekundy. Była siedemnasta osiemnaście.

Grzesiu wypił colę, zjadł batonik — i cukier we krwi na powrót skleił mu świadomość. Grzesiu wrócił do realu.

Zadzwonił do Danki; zajęte. Zadzwonił do brata; zajęte. Zadzwonił do ojca — w tym momencie zablokowała się sieć komórkowa.

Józuś kolebał się na piętach i walił łbem w pokrywę klimatyzatora.

— Nie wierzę kurwa nie wierzę nie wierzę.

Rytka skończyła klepać w klawiaturę; teraz siedziała w milczeniu z założonymi na piersiach rękoma z miną zdegustowanej wiedźmy.

Grześ przycupnął obok.

— No więc?

— Idziemy się upić.

— Co tam masz?

— Weszłam na chińskie satelity. Ciągnę feed prosto z Guójiā Hángtiānjú.

— Cała Azja się usmażyła, Azja i ścinek Ameryki, masz to live z kamer CNN-u i Al-Jazeery.

— Chciałam zassać surowe dane o delcie natężenia, w miarę jak się Ziemia obraca.

— I co z tym natężeniem? Maleje?

— Rosło skokowo przez pierwsze dwanaście sekund, a potem wykres płaski jak stół.

— Co to jest, do cholery? Supernowa?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Starość aksolotla»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Starość aksolotla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Лёд
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Собор (сборник)
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Zanim noc
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Extensa
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Szkola
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Król Bólu
Яцек Дукай
Отзывы о книге «Starość aksolotla»

Обсуждение, отзывы о книге «Starość aksolotla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x