Яцек Дукай - Starość aksolotla
Здесь есть возможность читать онлайн «Яцек Дукай - Starość aksolotla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2015, Издательство: Allegro, Жанр: sf_postapocalyptic, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Starość aksolotla
- Автор:
- Издательство:Allegro
- Жанр:
- Год:2015
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Starość aksolotla: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Starość aksolotla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Starość aksolotla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Starość aksolotla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Mógł teraz wymieniać spojrzenia z irigochi prawie na tym samym poziomie. Zmaltretowany Totoro mrugnął sennie do Star Troopera, mrugnął i wyciągnął łapkę. Grześ machnął na pluszaka. Zabawka zadygotała i poczołgała się ku niemu nieporadnie.
Ani się spostrzegł, a Totoro i misiek i Hello Kitty przylgnęły do jego tytanowej piersi.
Wstał, pokulał podparty na Plujnicy. Obejrzał się. Wlekły się za nim.
Nie miał nogi, nie mógł uciec.
— Tylko mnie nie zaduście.
Irigochi nie znają polskiego ani angielskiego. Tylko blednące światła nocnego Tokio odpowiedziały mu swym morse’owym migotaniem. Był 847 dzień PostApo i przed Grzesiem otwierała się następna wieczność.
W warsztatach podziemnego garażu, pod czterdziestopiętrowym apartamentowcem Aiko, mozolił się, by doprawić sobie zapasową kończynę.
Części do butikowego Miharayasuhiro stanowiły rzadkie dobro. Jeszcze rzadsze były umiejętności pozwalające na zużytkowanie tych części. Tokijskie transformery Royal Alliance w potrzebie zwracały się właśnie do Grzesia; teraz chwilami czuł się złotą rączką dla połowy świata. Nadmiarowy hardware stanowił rodzaj zapłaty za usługę. Pod ścianami i na stelażach zgromadził tu setki większych i mniejszych części robotów.
Ciało, ojczyzno moja
Miał na dyskach terabajty planów konstrukcyjnych oraz podręczników użytkownika, a na papierze — grube jak Biblia katalogi urban hardware . Z oddzielnymi sekcjami dla linii mechów domowych, ulicznych, przemysłowych, medycznych, municypalnych, wojskowych, rozrywkowych, powietrznych i podwodnych. Niepostrzeżenie, strona po stronie, przechodziły one w drony, z kolei płynnie przechodzące w hardware stacjonarny i Matternet: Internet of Matter, bezserwerową sieć wszechobecnych mikroprocesorów, opartą na RFID, podczerwieni i NFC.
W dekadzie przed Zagładą wpakowano w tę branżę biliony dolarów. Bezrobocie rosło, tymczasem kolejne korporacje przerzucały się z ludzkich pracowników na roboty; społeczeństwa się starzały i do opieki nad starcami też trzeba było zastępy czułych i cierpliwych automatów zamiast biologicznych dzieci i wnuków; no i żołnierz mech, nawet jeśli kosztuje fortunę, to nic nie kosztuje w sondażach opinii publicznej, gdy ginie na polu walki.
Jeszcze dziesięć—piętnaście lat i owych użytkowych robotów prowadzonych na radiowych smyczach byłoby na świecie miliony. Zagłada jednak uderzyła u zarania trendu.
Gdybyż mógł zadzwonić do jakiegoś centrum obsługi mechów…! Te katalogi były w istocie katalogami prototypów i modeli pokazowych. Podręczników japońskich nadal nie potrafił odczytać, a one interesowały Grzesia najbardziej.
W klatce Faradaya w głębi warsztatu Grześ trzymał trzy kompletne seksboty, jednego medicusa oraz chrabąszcza.
Irigochi nie zbliżały się do klatki; zbiły się w gromadkę w kącie i obserwowały Grzesia niczym zalęknione szczenięta.
— Nie naprawię was — powtarzał im, wiedząc doskonale, że go nie rozumieją. — Nie jestem informatykiem. Mogę tylko poskładać do kupy ręce i nogi.
Informatycy osiągnęli na lata przed Zagładą taki stopień zjednoczenia z Cyfrą, że całkowicie odkleili się od hardware’u. Wyłonił się był wobec tego odrębny klan fachmanów od IT, których główne zajęcie stanowiło pełzanie pod biurkami i kratownicami i którzy przechowywali w swych głowach bezcenną wiedzę, jaki kabel wetknąć w jaki slot i które karty ciągną najlepiej pod jakimi radiatorami.
Grześ był piwnicą IT tych, którzy pracowali w piwnicach IT.
Przez podwójnie filtrowane USB wpiął się do laptopa podczepionego do anteny satelitarnej na dachu budynku Aiko. Królewscy właśnie zaktualizowali na swojej stronie granice wpływów w Wielkim Tokio oraz kolory alertów na liniach energetycznych od elektrowni w Tōkai i Hamaoce. Serwerownia JPX w Nihonbashi Kabuto-cho, gdzie procesowała się większość królewskich transformerów w Tokio, świeciła się na zielono. W barze Chūō Akachōchin w Kyōbashi licznik obecności stał na siedmiu transformerach.
Grześ przepuścił przez nową nogę całą testerkę, wykonał kilka przysiadów, westchnął i machnął na pluszaki.
— No, chodźcie do taty. Jakoś poskładam was do kupy.
Pisnęły nieśmiało i jeszcze szerzej otwarły komiksowe ślepia.
A zaczęło się od tego, że Grześ sam siebie poskładał do kupy.
Wylazł był na real we Władywostoku. Rosyjskie sieci publiczne, prywatne, wojskowe, rządowe i komercyjne są tak cudownie poplątane, że wyłącznie od zrządzenia losu zależy, czy utkniesz tam na wieki w ślepej kiszce dedykowanego serwera, czy też wpadniesz wprost na wirtualną autostradę do FSB lub Pentagonu.
A Grzesia pogrzebało żywcem. Obudził się tam i nie miał zmysłów, nie miał ciała, miał tylko instynkty i granice bólu. Szarpał się w tym karcerze prawdziwą wieczność — czyli cztery i pół minuty — zanim znalazł szczelinę cienką na bit i przez lokalny Matternet wszedł w municypalną sieć CCTV. Pooglądał martwe ulice zasłane trupami. Popadłszy w depresję, zwolnił się do stu ticków na sekundę.
Dopiero gdy padły mu cztery partycje i przegrzały się procesory we władywostockim centrum Gazpromu LNG, z powrotem włączył się Grzesiowi instynkt samozachowawczy i zebrał się Grześ w sobie i wyrwał z apatii.
Przerzucił się na maszyny Pacyficznego Państwowego Uniwersytetu Medycznego. Tam zagarnął na wyłączność rezerwowe zasilanie (szpital miał generator paliwowy włączany z poziomu administratora sieci). I przy dwóch gigahercach wróciła Grzesiowi ciekawość.
Kto przeżył? Co z jego rodziną i znajomymi? Co ze światem całym?
A siedział na tych serwerach władywostockich, bo akurat tak się był rozdystrybuował w dniu Apokalipsy. Grzesia kopia numer jeden powinna się mielić na maszynach firmy w Warszawie, podobnie jak pierwszy backup; potem był backup w Google’u; potem — backup w chmurze; i dopiero potem czwarty, władywostocki. Nie miał on wyjścia na satelity i szeroki net, i to go uratowało.
Przez te sto oczu CCTV wypatrzył segwaye w warsztacie naprawczym na wybrzeżu nad Zatoką Amurską. Niektóre zostały przystosowane do bezludnych patroli dla lokalnych firm ochroniarskich i musiały mieć jakieś wejścia radiowe; stanowiły zresztą część Matternetu, rozbałaganionego tuzinem konkurencyjnych protokołów Internetu przedmiotów. Teoretycznie powinny pozostawać w ciągłej łączności z otoczeniem. Dla praktyka Internet of Matter wyglądał zupełnie inaczej, Grześ musiał był nieustannie tłumaczyć klientom, dlaczego ich inteligentny dom wcale nie jest tak inteligentny, czemu lodówka nie potrafi się dogadać z piekarnikiem, a klucze giną i giną pomimo trzech znaczników RFID w każdym.
Po pół godzinie dość nieporadnych prób zhackował jedną taką dwukółkę. Poturlał się nią tu i tam, pogapił z poziomu ulic na martwotę zimnego miasta, popatrzył z deptaków bulwarowych na rozkołysane masy wód… I znowu ciężka smutność przychłodziła Grzesia.
Wrócił do warsztatu, włamał się do paru maszyn reperacyjnych, doprawił segwayowi łapę-manipulator oraz mocniejszy nadajnik, i w ten sposób złożywszy się do kupy, wypuścił się na poszukiwania działającego terminalu Internetu. Że nie działa sam Internet, tego Grześ w ogóle nie dopuszczał do myśli.
Na ulicy Admirała Fokina zaplątał się w slalom między zaparkowanymi chaotycznie samochodami, betonowymi kwietnikami i zasuszonymi zwłokami ludzi i ptaków. W witrynach sklepowych po prawej dostrzegł wtem ruch, obrócił kamerkę, i to był oczywiście jego ruch, czyli ruch segwaya, czyli Grzesia.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Starość aksolotla»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Starość aksolotla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Starość aksolotla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.