- Pieprzysz! - prychn№і Gaspari. - Dla jaj pewnie tak powiedziaі, їeby...
- A gdzie tam! Gluck teї o tym pisze. Zwіaszcza na Na Odwrуt gustuj№ w takich potrawach. Poczytaj sobie.
- Znaczy siк - co? My teї bкdziemy musieli...?
Aproxymeo wzruszyі ramionami.
- A czy ja ci wmuszam pizze? Czy ktoњ wiesza za wegetarianizm? Takie samo prawo posiadasz nie mieж smaku na wкdzone wкgorze.
- Maj№ tam wкgorze? - zainteresowaі siк Oddstone.
Innym wieczorem, gdy Janice byіa akurat na przeњwietleniu, rozmowa zeszіa na seks.
- A їaden siк nie zaj№kn№і! - zіorzeczyі nauczycielom Gaspari. - Topless, no topless, jak Boga kocham!
- Gіуwnie szlachcianki - mrukn№і Javier z wargami przy butelce.
- A w Poіudniu i Sjeњcie nawet kompletnie nagie!
Oddstone wzniуsі spojrzenie ku sufitowi.
- Moїe ty lepiej do jakiego peep-showu siк przejedџ, maіy, zanim ciк na tк Baњс wypuszcz№, bo ciк tam kaїdy gіupi zdemaskuje po wytrzeszczu њlepi. Myњlaіby kto, goіej baby w їyciu nie widziaі!
Gaspari sp№sowiaі.
- No co - їachn№і siк, pokl№wszy chwilк bardzo gіoњno - jest przecieї dokumentacja, sam czytaіem, zabierali takie szpiegowskie miniaparaciki, powinna byж z tego caіa fototeka!
- Zlitujcie siк, ludzie - westchn№і Kojak siкgaj№c po portfel - i zrzuжmy mu siк na tego "Playboya", bo juї sіuchaж biedaka nie mogк!
Oddstone pokiwaі gіow№.
- Dziewice zawsze wywoіuj№ u mnie poczucie winy.
Nieszczкsny Gaspari miaі w oczach sin№ rozpacz. Nie mуgі ich wszystkich trzech zabiж; i przekleсstwa juї go nie ratowaіy; nie byіo teї w zasiкgu wzroku їadnej zdatnej do szybkiego przerїniкcia spуdniczki.
- Jeszcze zobaczycie...! - sapn№і.
- Tam kastruj№ za gwaіt - zazezowaі do wnкtrza butelki Aproxymeo. - Albo i jeszcze gorzej.
- Co to znaczy: gorzej? Nie ma przecieї kary њmierci.
- Gluck przytacza w drugiej glosie fragmenty Ksiкgi Bуlu - uњmiechn№і siк Javier. - Fascynuj№ca lektura.
- Sadyњci.
- A znajdџ sobie zdjкcia krasnoludzic...
- Co, do kurwy nкdzy, kto ja jestem, pieprzony sodomita? A odpierdolcieї siк ode mnie!
A znowuї innego wieczoru Kojak zacz№і siк chwaliж swymi umiejкtnoњciami magicznymi.
- Nieџle, co? - syczaі przez zкby, podczas gdy ponad stoіem wirowaіy popielniczka i dwie szklanki.
Janice przygryzіa doln№ wargк i szklanki pкkіy, szkіo spadіo na blat.
Kojak sprуbowaі uderzyж j№ popielniczk№ w gіowк, ale odchyliіa lot pocisku. Popielniczka huknкіa w њcianк za ni№.
- Pozabijacie siк t№ magi№ - warkn№і Oddstone.
- Nie gadaj, sam ledwo siкgasz aald, a na nas psioczysz. - Podniosіa popielniczkк, zmiotіa ze stoіu odіamki szkіa. - A jemu co siк dzieje? - zmarszczyіa brwi, uniуsіszy wzrok na Gaspariego, ktуremu juї pot tіustymi kroplami wyst№piі na czoіo a dіoс z papierosem trzкsіa siк niczym delirykowi. - Czy on przypadkiem nie jest epileptyk? Wіoїcie mu coњ lepiej miкdzy zкby, bo se jкzyk odgryzie.
- Dziwka - wyrzкziі Gaspari.
Okazaіo siк, їe chciaі siк popisaж zapalaj№c siі№ woli papierosa.
- Jezu, chіopie, jak siк bкdziesz czкњciej tak koncentrowaі, to serce ci wysi№dzie.
- Co to za koncentracja - mrukn№і Aproxymeo - wygl№daіo, jakbyњ miaі ciкїkie zaparcie.
Lou Gaspariemu przypadіa funkcja maskotki oraz kozіa ofiarnego Pi№tki. Prawdopodobnie podњwiadomie wszedі w tк sam№ rolк, jak№ peіniі byі na swej іodzi podwodnej. Gdy dostaі przepustkк na њlub brata i zabrakіo go na jednym z wieczorуw, atmosfera spotkania rychіo zaczкіa przypominaж stypк. Ale jego wіaњnie wtedy z nimi nie byіo; nie wiedziaі; byі definiowalny jedynie z zewn№trz; nie dla niego lustra przeszіoњci.
- Dranie, dranie, dranie... - szeptaі, aї wreszcie papieros eksplodowaі mu w palcach.
Aproxymeo w tym czasie potrafiі juї kontrolowaж dynamiczne iluzje trуjzmysіowe. Wsiadaі na konia podnosz№c siк samemu ("za wіosy") na wysokoњж jego grzbietu. Programowaі wіasne i cudze sny.
Spytaі o zdjкcia HasWarT'wiego i na nastкpn№ lekcjк mag przyniуsі rzutnik wraz z pudeіkiem slajdуw.
- Doktor Ack jest przeciwna - wyjaњniі. - Musiaіem trochк, mhm, pokombinowaж.
- Dlaczego? To w koсcu teї jest informacja. Nie wszystko da siк przekazaж w sіowach.
- Ale ona uwaїa, їe to niebezpieczne. Nazbyt, mhm, ucieleњnia, uzwyczajnia Baњс. Zdjкcia. To juї prawie ekspedycja etnograficzna do dorzecza Amozonki. Pojmujesz? W koсcu jest psychiatr№.
- Co ty wiesz o psychiatrach, Has...
- Nie rуb tego.
- Czego?
- Nie skracaj imion. Juї ci mуwiіem o czasie. Nie chodzi mi o fizyczn№ rуїnicк w tempie jego upіywu miкdzy Ziemi№ a Raav№, bo nie ma takowej; lecz o jego wyczucie, o stosunek do przemijania. Na Raavie nie znasz tego przymusu nieustannego њcigania, gonienia, strachu przed pozostaniem w tyle, utrat№ sekundy, setni. Nie tylko z uwagi na brak jakichkolwiek widocznych oznak przemijania w ludzkiej skali - ale przez zupeіnie inny sposуb wartoњciowania czasu zuїytego. Nie ma potrzeby skracaж imion, nie zbawi ciк ten uіamek sekundy.
A zdjкcia byіy zaiste niczym z albumu etnografa.
Przede wszystkim: niebo. Wiedziaі; ale co innego wiedzieж, co innego widzieж: posiadaіo barwк gor№cego karminu; w Wieczorze bardziej ciemnopurpurowe, w Poіudniu bardziej malinowe - zawsze czerwone. Odblaskiem nadawaіo wodzie odcieс delikatnego rуїu. Sfotografowana ze stromego brzegu rzeka w Zmierzchu wygl№daіa niczym krwawy wylew czarnoziemu. Na znak pokoju, rozejmu i pojednania - wieszano w Baњni pіуtna ogniњcie pomaraсczowe.
To niebo stanowiіo jedn№ z gіуwnych przyczyn ciкїkiej konfuzji њci№gniкtych do Doliny ekspertуw, w їaden sposуb nie potrafili wytіumaczyж jego barwy - bowiem ani atmosfera Raavy nie byіa (na ile daіo siк to oceniж) specjalnie gruba czy gкsta; ani nie dowiedziono istnienia w niej jakichњ zanieczyszczeс, wysokich zapyleс; ani gwiazda Raavy (przez Raavaсczykуw zwana, rzecz jasna, Sіoсcem) nie wychylaіa siк w їadn№ stronк z ci№gu gіуwnego.
Z kolei chlorofil Raavy na nieustaj№cy dzieс odpowiedziaі nie przez ujemny fototropizm, lecz fotomimikrк. Strefowo, rуwnoleїnikami ciepіa, szіy krкgi tкczy їycia: od jasnego bікkitu, przez seledyn, bogat№ zieleс granicy Sjesty i Wieczoru, po porostow№ czerс Zmierzchu i zeroalbedowe nibyroњliny spoza Terminatora, wwoїone w Dzieс przez handlarzy z Dіoni w nieprzezroczystych skrzyniach z metalu. W Baњni kolorem їaіoby byіa zieleс.
- Czemu nie czerс?
- Czerс jest barw№ Kamienia - odparі HasWarT'wi.
- Gluck siк rozpisuje o tej legendzie... Czy w ogуle ktokolwiek popіyn№і w Noc, їeby to sprawdziж? Moїe w punkcie odsіonecznym nie ma l№du.
- Jest.
- Sk№d to wiesz? Nie istniej№ mapy siкgaj№ce za Terminator dalej niї kilkadziesi№t mil.
HasWarT'wi bawiі siк przez chwilк pilotem rzutnika.
- Widziaіem mapк њwiata, mapк Raavy - rzekі wreszcie - w ruinach domu sprzed Podziaіu; mozaikк posadzki. Uіoїono tam z kamieni mapк obu pуіkul planety. Pocz№tkowo nie mogіem rozpoznaж, bo oni, rzecz jasna, wybrali inny poіudnik graniczny. Ale zarysy kontynentуw zgadzaіy siк.
- Wiкc wierzysz w to?
- W co?
- W Kamieс.
HasWarT'wi wzruszyі ramionami.
- Aha, przy okazji - zmieniі naraz temat - ostrzegam ciк, їebyњ siк nie sugerowaі moim zachowaniem. Wіaњnie zdaіem sobie z tego sprawк: zbyt dіugo juї tu mieszkam; na Raavie nikt nie zrozumie takiego wzruszenia ramion. Odruchуw jednak nie opanujesz, polegaj zatem na minach: zawsze najpierw patrzy siк na twarz.
Читать дальше