Jacek Dukaj
Opowiadania
Baњс
Itace
Irrehaare
Ksi№їк Mroku musi umrzeж
Ruch Generaіa
Sierpniowa noc
Szkoіa
Њmierж Matadora
Ziemia Chrystusa
Opкtani
Zіota Galera
Baњс
- Javier?
- Sіucham?
- Javier Aproxymeo?
- Kto mуwi?
- Julia Kradec.
- Kto?
- Julia Kradec.
- To jakaњ pomyіka.
- Nie, nie. Przypomnij sobie, przecieї...
- Proszк pani, jest druga w nocy.
- Jezu Chryste, znowu to samo... Nie dzwoniіabym, gdyby to nie byіo waїne.
- Ale o co chodzi?
- Musisz sobie przypomnieж, Javier. Trzy lata temu, w poci№gu z Houston. Mуwiіeњ, їe jedziesz na pogrzeb dziadka. No przypomnij sobie. Inaczej... Przypomnij sobie! Wysoka brunetka, pokіуciliњmy siк o palenie papierosуw; zerїn№іeњ mnie zanim jeszcze wyjechaliњmy z Teksasu.
- ...
- Przepraszam. Nie mam juї do tego nerwуw. Chcк tylko...
- Bкdziesz mnie teraz skarїyж o gwaіt?
- Przecieї mnie nie zgwaіciіeњ!
- ...Nic z tego nie rozumiem. Urodziіaњ moїe dziecko? Co? Zaszіaњ wtedy w ci№їк?
- Nie!!
- Nie wrzeszcz. Moїe byњ tak zadzwoniіa rano, co?
- Zamknij siк i daj mi powiedzieж. Mam HIV-a. Rozwaliіam siк motorem i wyszіo przypadkiem na badaniach. Nie robiіam wczeњniej, wiкc nie wiem, od kiedy. Doktor daі mi coњ jakby regulamin... Zrobiіam listк. Dzwoniк teraz po wszystkich, ktуrych udaіo mi siк przypomnieж z nazwiska. Rozumiesz? Javier? Zbadaj siк.
- Kto mуwi? Co to za kawaі? Dorothy ciк napuњciіa?
- Mogіabym siк doktoryzowaж z syndromu pierwszej reakcji... Jakby siк zmуwili... Nie, Javier, to nie jest kawaі. Obudџ siк wreszcie. Komu mуwiіeњ o tym amtrakowym romansiku? No wiкc? Idџ siк zbadaж zaraz z rana. Moїe sam bкdziesz musiaі sporz№dziж tak№ listк i dzwoniж po њwiecie do obcych juї ludzi, to siк przekonasz.
- Chwila. Moment.
- Obudziіeњ siк?
- Ja chyba miaіem wtedy gumк...
- Tylko na pierwszy raz. Poza tym to by jeszcze niczego nie przes№dzaіo. Leїк tu wrкcz obіoїona ksi№їkami, wiкc wiem. No. Dotarіo? Dotarіo. Przepraszam, ale chcк siк uwin№ж nim na wschodzie zaczn№ wychodziж do pracy.
- ...
- Javier? Dobrze siк czujesz?
- Czy to ty miaіaњ taki maіy diamentowy kolczyk w nosie, z lewej strony?
- Tak.
- ...W kaїdym b№dџ razie mam nadziejк, їe nie zachorujesz. Trzymaj siк.
- Wiesz co, jesteњ pierwszym z listy, ktуry pomyњlaі nie tylko o sobie. Zadziwiasz mnie. Czy ty...
- Och, ja po prostu wiem, їe jestem czysty. - I odіoїyі sіuchawkк.
Jednak przez te pierwsze kilka minut telefonicznej rozmowy, zanim ockn№і siк na tyle, by przypomnieж sobie, iї w skіad okresowych badaс wymaganych przez wojsko wchodzi takїe badanie na obecnoњж we krwi wirusa HIV - przez te kilka dіugich minut nocnej rozpaczy byі pewien, їe wіaњnie przegraі swoje їycie.
Wydarzyіo siк to na trzy tygodnie przed spotkaniem z puіkownikiem Towwe.
W Biaіym Pokoju nie ma їadnych mebli ani sprzкtуw, wyj№wszy stoj№ce na њrodku pomieszczenia metalowe krzesіo. Naleїy usi№њж na nim i, pozostaj№c w bezruchu, patrzeж w stanowi№ce przeciwlegі№ drzwiom њcianк zwierciadіo. Aї zapali siк umieszczona nad zwierciadіem czerwona lampka. Wуwczas naleїy wstaж i wyjњж. Bez poњpiechu. Nic nie mуwi№c. Po tobie wejdzie nastкpny.
Biaіy Pokуj mieњciі siк w Bloku L3, za kompleksem administracyjnym bazy, przy budynku їandarmerii. Codziennie wywieszano w koszarach listy wzywanych do odwiedzenia Biaіego Pokoju. Szіo to szarїami, pocz№wszy od szeregowcуw wzwyї. Nie wzywano wszystkich; w rzeczy samej chyba tylko co dziesi№tego, oficerуw - mniej wiкcej co szуstego. Reguіy selekcyjnej nie udaіo siк odkryж. Szeregowcy usiіowali przekupiж kancelistуw, sierїanci ci№gnкli na piwo kumpli ze sztabu, oficerowie dzwonili nawzajem do siebie do biur - w ci№gu trzech tygodni przeszіa przez bazк fala plotek; przeszedіszy, opadіa i zniknкіa: przestano wywieszaж listy. Najwyraџniej Biaіy Pokуj odwiedzili juї wszyscy, ktуrzy powinni byli go odwiedziж. Aproxymeo wst№piі doс przy koсcu pierwszego tygodnia. Byі porucznikiem.
Znajomi dzielili siк uwagami w poczekalni, oczekuj№c na swoj№ kolej; nikt nie wiedziaі niczego pewnego. Kapral z kwatermistrzostwa pilnowaі kolejnoњci. Miaі spis, wyczytywaі nazwiska i odfajkowywaі. Jefferson z drugiej pancernej przyszedі ze stoperem i notesem, їeby mierzyж czas pobytu poszczegуlnych wezwanych. Miaі jak№њ szalon№ teoriк. Psychologia, mуwiі, unosz№c znacz№co palec. Czas pobytu wahaі siк od minuty do kwadransa.
Spis kaprala byі alfabetyczny i Aproxymeo wszedі jako szуsty. Usiadі na krzeњle. Zapatrzyі siк w swoje odbicie. Powinienem siк staranniej ogoliж, pomyњlaі. Aleї ona miaіa nogi, st№d do Guadalajary, pomyњlaі. Lowry obniїa mi њredni№, muszк siк go wreszcie pozbyж, pomyњlaі. Nienawidzк wojskowego їarcia, pomyњlaі. Zapaliіo siк czerwone њwiatіo. Wstaі i wyszedі. Osiemdziesi№t siedem sekund, oznajmiі Jefferson.
Biaіy Pokуj nazywano tak, poniewaї њciany, podіogк i sufit miaі nieskazitelnie biaіe; wygl№daі niczym izolatka oddziaіu psychicznie chorych.
Puіkownik Towwe (tak gіosiі identyfikator wpiкty w anonimowy poza tym mundur) z pochodzenia byі Azjat№; w kaїdym b№dџ razie kr№їyіa w jego їyіach spora porcja zapacyficznej krwi. Uњmiechaі siк. Wygl№daі przy tym jak drapieїna panda.
- Proszк usi№њж, poruczniku.
Aproxymeo usiadі na jedynym wolnym krzeњle. Klitka wyposaїona byіa ponadto w biurko ze sklejki, metalow№ szafkк na akta, telefon, kalendarz, lampк, wentylator oraz obrotowy fotel, w ktуrym zapadі siк byі puіkownik. Nie posiadaіa okien. Na drzwiach brakowaіo informacji o przeznaczeniu izby; "214B" - tyle.
Polecenie stawienia siк przyszіo w czasie, gdy Aproxymeo przebywaі na poligonie; zaakcentowano pilnoњж wezwania, wiкc stawiі siк zaraz po powrocie, ledwo umywszy rкce i twarz i wyczyњciwszy buty. Na spodniach miaі plamy od trawy, bluza pachniaіa prochem.
Towwe zgasiі uњmiech i otworzyі leї№c№ na biurku teczkк. Aproxymeo њcierpіa skуra. Oho, pomyњlaі; wpadіem. Ksiкga nazywa siк Akta Personalne, spisuj№ j№ zіoњliwe anioіy i kaїdy pomieszczony w niej s№d jest ostateczny.
- Porucznik Javier I. Aproxymeo - zacz№і pуіgіosem Towwe, niby czytaj№c, w rzeczywistoњci popatruj№c na Aproxymeo spode іba. - Co to za nazwisko, greckie?
- Mhm, moi rodzice naleїeli do sekty Jarabby, matka je zmieniіa, sir.
- Ty teї?
- Sіucham?
- Ty teї naleїaіeњ?
- Popeіnili samobуjstwo, sir, kiedy miaіem dwanaњcie lat. To jest w aktach.
- A, tak, rzeczywiњcie. - Przerzuciі kilka papierуw. - Ta ankieta, ktуr№ rozesіaliњmy w zeszіym tygodniu...
- Odpowiedziaіem w terminie.
- Tak jest, odpowiedzieliњcie, mam tu wіaњnie wasz№ odpowiedџ. Bardzo ciekawe zainteresowania. Z tym kendo - to na serio?
- Startowaіem w mistrzostwach kraju, sir.
- I co?
- To nie jest sztuka dla mіodych, sir. Uczк siк.
- Sztuka, powiadasz. Umiesz jeџdziж konno?
- Ee... nie.
Znowu kilka kartek przerzuconych.
- Dziwiк siк, їe z takimi wynikami testu zdolnoњci jкzykowych nie wziкli was do wywiadu, Aproxymeo. IQ teї niczego sobie.
Aproxymeo nie byі pewien, czy ma coњ na to odrzec, milczaі wiкc.
Towwe stukaі dіugopisem w blat.
- Taak. Hiszpaсski, francuski, niemiecki, japoсski, іacina, wіoski. Na co wam ta іacina? A teraz jakiego siк uczycie?
- Myњlaіem o rosyjskim, sir. Ale nie mam ostatnio czasu.
Читать дальше