Rozmawiali po angielsku, ale poіowy sіуw nie rozumiaі i domyњlaі siк ich znaczenia z kontekstu; myliі go rуwnieї ten przedziwny akcent.
- ...musieli je wygasiж. Pomijaj№c juї destabilizacjк plazmy, wspуіczynnikabsorbcji czaszy skoczyі w gуrк. Poza tym siada caіa hydraulika ramion. S№ przecieki. Parк dni temu rozsadziіo czwarty pierњcieс cumowniczy. Dekompresja.DeWonte i jego ludzie tn№ wszystko na kawaіki i іaduj№ na te szybowce.
- Czemu? Co z wahadіowcami?
- Zostawili sobie jeden dla bezpiecznej ewakuacji, jako szybowiec komfortowy. Bo i taki z nich poїytek. Niedawno na Piszczelach prуbowaliњmy podnieњж kilka.
- I co?
- Czworo zabitych. Teraz juї nikt ci nie wsi№dzie. A na automatykк nie masz co liczyж. Na orbicie jeszcze jakoњ to idzie, ale tu... przecieї wiesz - kalkulatorуw moїesz uїyж co najwyїej w charakterze њwiecideіek dla Trupуw.
- Chyba siк upijк...Charlie , na miіoњж bosk№, to byіy przecieї ledwo dwa tygodnie!
-Fitzpatrick zaczyna budowaж lepianki.
-Fitzpatrick jest wariat.
-Budweiser ?
- Nic mocniejszego?
- Niestety.
- Sk№d masz?
- Podwкdziіem z ostatniego zrzutu.
Coњ trzasnкіo, rozlegі siк syk; Biaіy Diabeі westchn№і ciкїko.
- Co zrobisz z tym dzikusem? - spytaі ten drugi.
- To tropiciel, geniusz polowania. Rozumiesz, francusko-angielskie pogranicze, Ameryka Pуіnocna, osiemnasty wiek. Indianin, ale ojciec biaіy, їeby siк moїna byіo w ogуle dogadaж. Zastanawiaіem siк nad Pigmejami, ale to juї przesada.
- Uch... ale cuchnie. Na co ci on?
- A jak myњlisz? Wytropi miSaint-Pierce’a .
- No tak... twoja stara obsesja. Odpuњciіbyњ sobie.
- Przecieї to wszystko jego wina!
Dіuїsz№ chwilк milczeli. Pod№їaj№cy Za Cieniem analizowaі niezrozumiaіe sіowa i zdania.
- Moїe lepiej juї siк zbieraj - mrukn№іCharlie . - Do Piszczeli jest kawaіek.
- Jak tamlandrover ? Na chodzie?
-Mhm ... ktoњ go sobie poїyczyі. Moїesz wzi№ж tylko tego jeepa. Ej, puszki s№ teraz cholernie cenne! I weџ mi tu nie њmieж.
Biaіy Diabeі - rozpoznaі go tropiciel po zapachu - zіapaіCayugк za ramiк i zacz№і nim potrz№saж i szarpaж. - Pobudka, pobudka - mruczaі.
Pod№їaj№cy Za Cieniem otworzyі oczy.
- Wstawaj, szamanie - uњmiechn№і siк doс szyderczo olbrzym. - Nastaі dla ciebie czas cudуw. Trafiіeњ do Krainy Wiecznych Јowуw. No, uwolniк ciк, jak tylko siк przekonam, їe nie zamierzasz popeіniж jakiegoњ szaleсstwa.
Cayuganie odpowiedziaі. Rozgl№daі siк po wnкtrzu. Byіa to zwykіa,niskostropowa chata, wzniesiony z drewna jednoizbowy budynek o paru w№skich oknach i mocnych drzwiach - myњliwska chata obronna. Potem zogniskowaі spojrzenie na meblach i mniejszych przedmiotach wypeіniaj№cych pomieszczenie - i skojarzenie mu umknкіo. Powtуrnie przejrzaі na oczy. To drewno - w istocie nie byіo drewnem, ciaіem drzew, jakie znaі. Szyby w oknach - tylko przezroczystoњci№ przywodziіy na myњl szkіo. A kiedy zacz№і siк zastanawiaж nad zalegaj№cymi pod њcianami stosami metalu - najrуїniejszego ksztaіtu, barwy i stopnia zniszczenia - zupeіnie straciі panowanie nad wyobraџni№.
Przypomniaі sobie przedњmiertny widok ciemnoniebieskiego pogуrza i bіotnistego nieba. Krzykn№і bezgіoњnie na krуtkim wydechu.
Drugi z rozmуwcуw -Charlie - niewiele byі niїszy od Biaіego Diabіa. Siedziaі przy stole na krzeњle wykonanym z dziwnego materiaіu, ubrany jedynie w niemal pozbawion№ nogawek, gуrn№ czкњж spodni, i bawiі siк metalicznie poіyskuj№cym przedmiotem walcowatego ksztaіtu, pokrytym jaskrawymi malunkami i krzywymi њciegami czegoњ, co wygl№daіo na pismo: Pod№їaj№cy Za Cieniem nie umiaі czytaж.
- Biedak jest przeraїony - ziewn№іCharlie .
Biaіy Diabeі spojrzaі badawczo tropicielowi w oczy;Cayuga nie odwrуciі wzroku, znaі ten rytuaі. Diabeі - ktуry, pozostawszy w swych myњliwskich spodniach, miast kurtki miaі na sobie jedyniebezrкkawn№ , wci№gan№ najwyraџniej przez gіowк, jednolicie czarn№, a niemoїliwie cienk№ koszulkк - zacz№і grzebaж po kieszeniach, w koсcu coњ wyj№і, rozlegі siк trzask iwybіystnкіo mu z dіoni smukіe ostrze noїa. Kilkunastoma szybkimi ciкciami uwolniі tropiciela.
Pod№їaj№cy Za Cieniem powoli usiadі, wstaі i odsun№і siк od biaіych. Nigdzie nie dostrzegі swoich rzeczy: byі bezbronny. Uniуsі na wszelki wypadek puste dіonie.
- Wyzbywam siк zemsty na tobie, Biaіy Diable - rzekі po angielsku. - Choж mam do niej wszelkie prawa. Nie chcк z tob№ walczyж. Pozwуl mi odejњж w pokoju. Pozwуl mi wrуciж do domu, Biaіy Diable.
Tamci popatrzyli po sobie; olbrzym schowaі nуї.
- Cуї - czkn№іCharlie - pozwуl mu wrуciж do domu, co, Biaіy Diable? - rozchichotaі siк dziko.
Olbrzym w lustrzanym geњcie pokazaі puste rкce. - Nazywam siкAnoukiSpieglass . Mуw miAnouki . Przykro mi,Luis , ale twуj powrуt do domu nie jest moїliwy. - Teї byі podpity, ta powolnoњж wymowy braіa siк nie tylko z jej starannoњci.
- Chcк jedynie wrуciж.
- Wiem. Przykro mi. To niemoїliwe.
- Po prostu wrуcк.
- To niemoїliwe, rozumiesz?Nie-mo-їli-we .
- Pozwуl mi wyjњж. Zwrуж moje rzeczy.
Wі№czyі siкCharlie . - Sіuchaj no, m№dralo. Jak ciAnouki mуwi, їe niemoїliwe, to niemoїliwe. Dok№d chcesz wrуciж? Tamtego miejsca juї nie ma. Nie istnieje.
- Czy jestem wiкџniem? Czy mogк wyjњж?
Charliezazezowaіw gі№b walca. - Bкdziesz miaі z nim ciкїk№ przeprawк - mrukn№і.
Biaіy Diabeі dіug№ chwilк staі tak w milczeniu. Wreszcie skin№і na Pod№їaj№cego Za Cieniem i ruszyі ku drzwiom.
Wyszli na zewn№trz. Byі wieczуr; poza k№tem padania promieni chorego sіoсca niewiele siк zmieniіo, niemal ten sam widokCayuga zapamiкtaі sprzed њmierci. Gdy siк obejrzaі, dojrzaі powyїej w stromym stoku gуry - wcale nie wygl№daіa jak gуra - уw otwуr, іono koszmaru, ciemn№ dziurк, z ktуrej wyіonili siк byli na obcy њwiat. Chata staіa o sto krokуw od niej. Byіa wiкksza, niї myњlaі, posiadaіa inne pomieszczenia z osobnym wejњciem. Za ni№, czкњciowo przesіoniкty, staі maіy, niski, koњlawo przysadzisty, metalowy wуz.
Tropiciel wskazaі wyci№gniкtym ramieniem pуіkк i dziurк w skale.
- Rankiem wejdк. Pokaї mi potrzebne czary.
- Teraz jest ranek.
Pod№їaj№cy Za Cieniem spojrzaі naсbezwyrazowo ; nawet w њmiertelnym strachu czy w najwyїszej ekstazie posiadaі podobnie puste spojrzenie.
Anoukimachn№і w stronк horyzontu. - Sіoсce wschodzi nie z tej strony, co myњlisz. Nie њwieci w ten sposуb, do jakiego siк przyzwyczaiіeњ.
- Pуjdк teraz.
- Chryste Panie, przecieї ci mуwiіem... Nie; chwilк, zaczekaj, zaraz wracam. - Przerwawszy w ten sposуb samemu sobie, zawrуciі na piкcie i znikn№і w jednych z bocznych drzwi chaty. Tropiciel poњwiкciі tк chwilк na przyjrzenie siк szybom: to nie byіy szyby. Nie chciaі patrzeж na pogуrze, granatow№niepuszczк ; przeraїaі go sam zapach wiatru.
Biaіy Diabeі wrуciі z sakw№ i broni№ Pod№їaj№cego Za Cieniem.
- Teraz ci to zwrуcк, ale daj sіowo, їe mnie wysіuchasz.
Pod№їaj№cy Za Cieniem bez wahania skin№і gіow№. Skrzyїowawszy nogi, usiadі na ziemi, na czarnym poroњcie - ktуry przecieї nie mуgі byж traw№ - a obok zіoїyі swoje rzeczy. Tomahawk i nуї miaі na wyci№gniкcie rкki. Byі gotуw wysіuchaж olbrzyma. Dobrze jest wiedzieж o przeciwniku jak najwiкcej.
Olbrzym ciкїko siadі dwa kroki dalej, oparі siк o њcianк chaty, jej cieс ci№і go krzywo przez brodк i pierњ. Wyj№і z kieszeni spodni i zapaliі bryіk№ metalu papierow№ tulejkк z jakimњ zielskiem w њrodku.
Читать дальше