– Łącznie trzy – mruknąłem.
– Pod obrazy?
– Trochę zbyt płytkie. Może planowano tu położyć tynk, a na nim freski? Gdyby zagłębień było dwanaście, to zapewne chodziłoby o dwunastu apostołów. Ale w tym przypadku mogły to być wizerunki innych świętych. Ta ściana ma ścięte rogi, pewnie miała zostać pociągnięta w górę jako trójkątna podstawa dwuspadowej konstrukcji dachu. Za plecami mielibyśmy drugą identyczną z wejściem.
– A okna?
– Chyba tylko w tamtej, bo boczne za niskie... Kurczę, głupi jestem! – Walnąłem się w głowę, aż zadudniło. – Tu miały być wizerunki aniołów, konkretnie archaniołów. Michał, Gabriel i Rafał... Ta trójka pojawia się najczęściej w pismach uznawanych za kanoniczne, a w każdym razie zgodne z magisterium Kościoła. Zapewne ściana miała być tynkowana lub wyłożona kamieniem. Sejf z relikwiarzem, otoczony trzema wizerunkami aniołów. Ładnie by się wówczas wszystko komponowało.
Magda popatrzyła na mur i kiwnęła głową.
– Tak mogło być.
– Odnalezienie skrytki jest możliwie tylko, jeśli odgadnę, jakimi ścieżkami podążały myśli nieboszczyka. To, że odgadłem jeden jego zamysł, to stanowczo za mało. Trzeba dowiedzieć się o nim więcej, dużo więcej – orzekłem.
– Był podobny do ciebie... – mruknęła.
– Co proszę?
– Rozumiał, czym jest czas, i był cierpliwy. Ten pomysł, aby ludzie przynosili po jednej cegle lub po jednym kamieniu. Jedna sztuka to tyle co nic, ale dodał funkcję czasu. Pomnożył sobie. Setki ludzi, którzy kilka razy w roku przyjdą do sanktuarium, i nagle mamy tysiące cegieł oraz głazów. Działasz dokładnie tak samo. Małymi krokami, aż wysiłek się zakumuluje... Oprawiasz jedną lub dwie książki tygodniowo. Już zebrało się kilka setek.
– Może faktycznie tę cechę mamy wspólną – przyznałem.
– Jest jeszcze jedna. Chyba, podobnie jak ty, nie uznawał prowizorki. Ta ściana stoi od pół wieku, niczym niezabezpieczona, a nie posypała się. To wszystko jest bardzo solidnie zrobione. Nie na lata, ale na stulecia.
Przypomniałem sobie wrak opla, którym jeździłem przed rokiem. Trochę mnie chyba przeceniała...
– Nie jesteśmy podobni, bo on wybrał celibat, a ja bym jednakowoż nie potrafił.
– Poświęcił rzecz, którą uznał za mniej istotną, dla takiej, którą uważał za ważniejszą – zauważyła. – Ty też wybierasz.
Poskrobałem się po głowie. Miło usłyszeć coś takiego, ale myliła się. W moim życiu dominowała prowizorka. Nawet robotę miałem jakąś taką chaotyczną. Dziś jest zlecenie, jutro nie ma. Dziś za kilka stówek szuka się przodków jakiegoś człowieka, jutro depozytu o milionowej wartości, pojutrze z kolei nie ma nic do roboty... Były miesiące, gdy bez mrugnięcia okiem kupowałem starodruk za kilka tysięcy, były takie, gdy z trudem ściubiłem na opłaty... Wybrałem. Wybrałem to, co uważałem za ważniejsze i zarazem lepsze dla mnie.
Może trzeba wziąć etat w którejś z rodzinnych firm? – pomyślałem nagle. Wprowadzić do życia trochę porządku? Bardziej stały rytm... Zwłaszcza jeśli zechcę zakładać rodzinę.
Świątynia była otwarta, kościelny uwijał się po wnętrzu z mopem. Skorzystałem z okazji, by na spokojnie obejrzeć kościół. Magda wyglądała na trochę zmęczoną, ale ruszyła ze mną. Szczerze powiedziawszy, wystrój świątyni nie był szczególnie ciekawy. Grube mury, jedna nawa i dwie małe kaplice na osi transeptu. Zachowały się cztery ołtarze boczne. Poszedłem przypatrzeć się obrazom.
– Święci Kryspin i Kryspinian – zidentyfikowałem przedstawionych. – Patroni szewców, sami też byli szewcami. Wedle legendy ukradli skóry, by uszyć z nich buty dla biednych. Zostali zamordowani z rozkazu cesarza – wyjaśniłem towarzyszce. – A tu święty Józef, wyobrażony jako cieśla z piłą i świdrem w rękach. Po drugiej stronie nawy święty Eligiusz, zazwyczaj patron złotników i zegarmistrzów, ale tu stoi przy kowadle, zatem obsadzono go w roli opiekuna kowali.
– Jesteś w stanie tak rozpoznawać świętych? – zdumiała się.
– Tylko trzydziestu, czterdziestu najważniejszych – wyjaśniłem.
Do wnętrza wkroczył ksiądz Franciszek. Widocznie zakończył już swoje obowiązki na placu. Zbliżył się do nas.
– Patroni szewców, cieśli, kowali... – rozważała Magda.
– Przypuszczam, że w czwartym ołtarzu był podobny obraz, ale uległ zniszczeniu albo został skradziony. Zapewne w przeszłości ołtarzami opiekowały się cechy rzemieślnicze z miasteczka. W dawnych czasach to był dość powszechny obyczaj.
– Tak wynika z broszury o historii świątyni – potwierdził proboszcz. – W czwartym ołtarzu był obraz patrona cechu krawców, świętego Bonifacego, ale nie przetrwał do naszych czasów, więc mamy tam świętą Teresę z Lisieux.
– Patronką krawców była też święta Łucja – zauważyłem.
– Artysta, który tworzył obrazy, chyba w ogóle nie malował kobiet, a wszyscy mężczyźni zarośnięci są jak jacyś zbóje... Wydaje mi się, że nie do końca radził sobie z rysami twarzy, dlatego wolał je przykrywać zarostem – zauważyła Magda.
W ołtarzu głównym umieszczono obraz patrona kościoła – świętego Mikołaja. Zapewne parafia wspierała dzieło misyjne, bo wypatrzyłem też malowidło przedstawiające świętego Franciszka Xawerego – misjonarza, który ochrzcił pierwszych Japończyków.
Obrazy, z wyjątkiem świętej Teresy, wyszły ewidentnie spod jednej ręki. Sądząc po stylu przedstawień, pochodziły z końca osiemnastego lub początków dziewiętnastego wieku. Mnie się podobały, ale historycy sztuki zapewne wyraziliby się o nich krytycznie. Bliżej ołtarza stało kilka starych ławek, a przy wejściu nowe. Posadzka z mocno już wytartych terakotowych płytek była chyba przedwojenna. Rozejrzałem się po wnętrzu i poskrobałem w głowę.
– Remont generalny odbył się jakieś piętnaście, może dwadzieścia lat temu – zauważyłem.
– Tak. Poddano wtedy konserwacji całe wyposażenie. Ze starych ławek zostawiono tylko te w dobrym stanie. Położono instalację ciepłowniczą i wymieniono elektrykę. Są też zraszacze i kurtyny wodne na wypadek pożaru. I instalacja alarmowa, bo to takie czasy. – Ksiądz skrzywił się przy ostatnim zdaniu.
– Czyli z czasów księdza Jeremiego Nowaka niewiele zostało – podsumowałem. – Gdyby schował relikwiarz w konstrukcji któregoś z ołtarzy, to zostałby odnaleziony...
– Wymieniono też pokrycie dachu, więc i strych przy okazji posprzątano – wyjaśnił duchowny.
– A krypty?
– Jak do tej pory, żadnych nie znaleźliśmy. Owszem, pod posadzką jest sporo pochówków. Gdy trzy lata temu robiliśmy ogrzewanie, jeden z robotników uciekł na widok szczątków. Ale wszystkie groby były ziemne. Część nieboszczyków pochowano w całunach, kości są wtedy bardzo ściśnięte. A większość miała trumny, tylko że nacisk ziemi wszystkie połamał. Tu w ogóle nie ma podpiwniczenia. Archeolodzy zrobili w zeszłym roku badania georadarowe i nic nie wykazały. Wydaje mi się, z całym szacunkiem dla pańskiego doświadczenia, że relikwiarz ukryto jednak poza kościołem. Konfesjonały są z lat siedemdziesiątych albo i osiemdziesiątych. Tu po prostu nie ma gdzie tego włożyć. Chyba że gdzieś w ścianie zamurowano. Mury są faktycznie grube. Kto wie co jeszcze kryją...
– Trzeba będzie sprawdzić plebanię – zasugerowałem. – Ściany, framugi, piwnice. Ja na miejscu proboszcza ukryłbym relikwiarz w kościele albo właśnie na plebanii. W końcu to zamknięty bezpieczny obiekt. Można sobie nocą spokojnie wykuć dziurę w ścianie, zagipsować, pomalować i śladu nie będzie... I nikt niepowołany nie zakradnie się, by pruć mury. Można też zakopać w piwnicy lub ukryć na strychu. No i nie ma ryzyka, że ktoś zauważy świeżą plamę na ścianie czy przemalowany kawałek, zanim zleje się z całością.
Читать дальше