Trzeba ustalić, jakie teksty tłumaczył nieboszczyk, czy wiadomo, do kogo należał portret, jak nazywa się żeglarz. A potem zobaczymy, czy to wszystko składa się w jakąś logiczną całość.
Tramwaj zazgrzytał, jadąc przez most.
Co wiem o żeglarzu? – dumał archiwista. Zapewne jest w wieku zbliżonym do nieboszczyka. Być może znają się ze szkoły podstawowej, a może i z domu dziecka. Prawdopodobnie ślusarz z wykształcenia. Uszkodził jacht, który samodzielnie zbudował... Pisały o nim gazety. To chyba wystarczy, by zidentyfikować, o kogo chodzi.
*
Nadkomisarz przejrzał raport z kamienną miną. Krzywił się przy tym, jakby rozgryzał cytrynę plasterek po plasterku...
– Wprawdzie ten alchemik inwalida jest rzeczywiście cokolwiek podejrzany – westchnął – ale brak trochę podstaw, by go wsadzić. Gdyby przynajmniej była to jakaś znana trucizna... Albo gdyby substancja miała działanie odurzające. Wtedy można by próbować go zahaczyć z paragrafu o dopalaczach. Ale ani eksperymentalne wytwarzanie nowych kwasów, ani rozpuszczalnych kapsułek nie podpada pod paragraf. Niemniej gratuluję. Posunął pan sprawę, gdy ja widziałem już tylko mur...
– Szczęśliwy traf. – Paweł wzruszył ramionami. – Wygadał się i tyle. Mam pytanie...
– Tak? – Markowski uniósł brwi.
– Wypożyczył pan akta tej sprawy już po tym, jak przekazał ją pan do archiwum. Czy chodziło o karty z odciskami palców denata?
Policjant zmrużył oczy, ale nic nie odpowiedział.
– Uściślę pytanie. Czy nasz drogi nieobecny student samobójca jest zamieszany w sprawę kradzieży z magazynów Muzeum Narodowego mumii niejakiej Lukrecji?
– A skąd pan wie, że się tym zajmuję? – syknął nadkomisarz.
– Wydedukowałem. Denat miał nad biurkiem zdjęcia jej posągu i sarkofagu. Tłumaczył greckie papirusy znalezione w jej grobowcu. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o autorce i trafiłem na informację, że pół roku temu wykradziono ją z muzealnego magazynu.
– Jego odciski palców pasują do odcisków pozostawionych przez jednego ze sprawców – powiedział powściągliwie oficer. – Drugiego nie zidentyfikowaliśmy. Totalna fuszerka z tym włamem. Żadnej finezji, wyłamywali kraty lewarkiem, rżnęli zamki fleksem jak ostatnie obszczymurki.
– Żaden z nich nie był zawodowym złodziejem. Amatorzy. Tak się włamywali, jak na filmach o gangu Olsena zobaczyli – zaryzykował teorię archiwista. – Ale z drugiej strony nie była to taka kompletna fuszerka, skoro wleźli do pomieszczenia pełnego zabytków wartych grube miliony złotych i zabrali, co chcieli.
– Hmm... No fakt – zasępił się nadkomisarz. – Podsumujemy to jakoś?
– Mumię poetki znalazł podczas budowy linii kolejowej niemiecki inżynier pochodzący z Wrocławia. Do wybuchu wojny znajdowała się w Muzeum Śląskim. Potem zaginęła wraz z częścią zbiorów. Tylko że kolekcje przepadły na zawsze, a ona wypłynęła. Patrol ORMO, idąc nocą przez miasto, zaskoczył szabrowników, którzy rabowali opuszczoną poniemiecką aptekę. Stróże prawa wykurzyli złodziejaszków i zabezpieczyli obiekt. A na zapleczu odkryli egipską mumię.
– W aptece? – zdumiał się policjant.
– No cóż – Paweł uśmiechnął się krzywo – w średniowieczu nie było to nic nadzwyczajnego. Przywożono mumie z Egiptu, proszkowano i ucierano na lekarstwo. Najwyraźniej zabobon wcale nie zaniknął wraz z oświeceniem i nastaniem epoki racjonalizmu. W każdym razie pomysłowi niemieccy aptekarze nie zdążyli jej przerobić, bo przyszli Ruscy i nasi. Zabezpieczona mumia trafiła do tworzonego właśnie Muzeum Narodowego. Tam nie bardzo mieli pomysł, jak ją wyeksponować, więc wstawili do magazynu. Leżała tak kilkadziesiąt lat. I parę tygodni temu została skradziona... Papirusy trafiły jeszcze przed pierwszą wojną światową na uniwersytet, gdzie też długo spoczywały, pleśniejąc w zapomnieniu. Aż do dnia, gdy za ich odcyfrowywanie zabrał się świrowaty student wydziału chemii. Czytał je pan?
– Nie lubię poezji – odparł Markowski. – Proza życia jest wystarczająco frapująca. Wszystkie papiery i inne notatki studenta zostały przejrzane i jako bezwartościowe dla śledztwa przekazaliśmy je rodzinie, czyli temu mnichowi.
– A on tłumaczenia przesłał na uczelnię. Już tam u nich byłem – pochwalił się Paweł. – I znalazłem coś. Wydaje mi się, że to się wiąże ze sprawą...
– Trop ukryty w starożytnym papirusie?
Archiwista wyjął z teczki dwie kartki ksero.
– Tu jest grecki oryginał. A to tłumaczenie, które wykonał samobójca. Jej ostatni wiersz. Napisała go przed śmiercią i zatytułowała „Nadzieja”.
Wiem, że odchodzę
Ostrzem choroby zraniona śmiertelnie
Lecz pamiętaj o mnie samotnej
W piaskach Egiptu pogrzebana
Lat dwa tysiące zaczekam na ciebie ... – odczytał.
Policjant łypnął okiem, ale milczał, najwyraźniej ciekaw, co powie dalej jego gość.
– Przyjmijmy zatem, że studencik zafascynował się wierszami naszej drogiej Lukrecji. Że jakoś poruszyły skamieniałe struny jego duszy. Że dostrzegł w wyschniętej mumii żywą dziewczynę. Poetkę. Fascynującą osobowość...
– I że zdecydował się rąbnąć jej mumię – zamyślił się gliniarz. – Tylko po co?
– Wątek nekrofilski odrzucam... Nie sądzę też, by chciał zedrzeć bandaże i spojrzeć jej w twarz, bo raczej niezbyt podobna jest do tej ślicznej buzi z portretu trumiennego. Trzymanie zwłok w mieszkaniu to czyste wariactwo. A nawet gdyby wpadł na taki pomysł, to nie miał przecież własnego mieszkania. Zatem pewnie chodziło o inne motywy.
– Więc sugeruje pan, że polubił dziewczynę – rzekł powoli nadkomisarz. – Nie chciał, żeby inni traktowali jej mumię jako kuriozum wystawione w muzeum na pośmiewisko... Wykradł.
Przymknął oczy, chyba układał sobie w głowie wszystkie argumenty. Szukał luk logicznych.
– Wydaje mi się, że to rzeczywiście jakoś pasuje do siebie – stwierdził.
– Miłość... – westchnął Paweł. – Moim zdaniem to jest klucz. Po to była mu potrzebna cała ta odrażająca procedura. Chciał się zmumifikować, bo przy całym swoim ateizmie i agnostycyzmie uwierzył, że tylko tak może ją spotkać. Że tylko zmumifikowany może trafić tam, gdzie ona. Do egipskich zaświatów.
– No dobra. I co dalej?
– Bo ja wiem? Pewnie zapłacił komuś za pochówek, ten wykradł jego zwłoki i teraz leżą sobie razem. Dwie mumie. Student i poetka...
– Miłość. Niektórym robi dziwne rzeczy z głową, ale żeby aż tak? Co za jaja... – parsknął policjant. – Romeo i Mumia... Tak czy inaczej, nie byłby w stanie samodzielnie włamać się do muzeum. Zwłaszcza, nie mając samochodu ani prawa jazdy, nie wywiózłby mumii. Poza tym ktoś wykradł jego zwłoki. Być może ten koleś od poprzedniego włamu. Zatem musimy odnaleźć tego wspólnika. Poetka powinna wrócić do magazynu muzeum. Ma pan pomysł, komu mógł zapłacić za tę przysługę i co ważniejsze, gdzie te mumie mogą dziś mogą spoczywać?
– Żadnego – skłamał Paweł.
*
Drzewo za oknem klasztornej celi szumiało. Nadchodziło lato, ale wieczór był mimo wszystko chłodny. Kubek herbaty przyjemnie grzał dłonie.
– A więc tak wygląda ta szalona sprawa. – Paweł skończył referować. – Nie umiał znaleźć sobie dziewczyny w teraźniejszości, ale zafascynował się cieniem sprzed niemal dwu tysięcy lat i w imię tej fascynacji podążył za nią do grobu... To moja teoria. Bo twardych dowodów brak. Znajomi gliniarze twierdzą, że nigdy nie słyszeli nawet, by ktoś we Wrocławiu bawił się w oddawanie czci bogom dawnego Egiptu. Faraońskich pogrzebów też nikt już obecnie nie wyprawia.
Читать дальше