– Za łeb – zirytował się Józef. – Niby jak?
– Uwierz mi, czy to demon, czy upiór, nie ma takiej paskudy, której nie załatwisz bombą odpowiedniej mocy – zarechotał Wędrowycz.
– Nie żebym podważał twoje kompetencje – odezwał się kozak. – Ale jeśli przynajmniej jeden z nas musi zostać w środku, a bomba będzie mocna, to go też wykończy.
– I tak ktoś musi ją zdetonować – tłumaczył Jakub. – Spokojnie, nie trza nam żadnej przemocy ani demokratycznych głosowań. Jest nas trzech, mam trzy zapałki, wylosujemy tego pechowca.
– A nie dałoby się bez bomby? Wodą święconą czy jakoś tak...
– Mina za słabo wali. Woda święcona tylko go oszołomi. Chyba żeby... napalmem.
– I to go załatwi? – upewnił się Józef.
– Załatwić nie załatwi. Ale jak go dobrze przypalimy, to następnym razem dobrze się namyśli, zanim znowu zacznie nam po okolicy brykać.
Obaj kumple Wędrowycza wyraźnie odetchnęli.
Następnego wieczora trzej bohaterowie wkroczyli do knajpy obwieszeni egzorcystycznym sprzętem jak choinki. Wieść o tym, że Jakub przyjął zlecenie na ducha, rozeszła się po okolicy, więc w gospodzie było nieco więcej spragnionych klientów.
– O kurde – zdziwił się Bożydar Bardak.
– Nu szto, kozaka nie widieł? – Semen wyszczerzył resztki zębów w uśmiechu i pogroził mu naganem.
– Barman, dwie małe wódki i jedną średnią – zadysponował Jakub.
Ajent bez słowa przelał dwie ćwiartki i jedną półlitrówkę do kufli. Stuknęli się nad stołem.
– Idziecie polować na ducha? – zainteresował się któryś z bywalców. – To nie lepiej na trzeźwo?
– Zazwyczaj lepiej – wyjaśnił Jakub. – Ale ten atakuje tylko pijanych. Unieruchomił mięśnie krtani, by zniwelować odruch połykania, i jednym ruchem przelał zawartość
kufla do żołądka.
– Życzcie nam powodzenia. – Uśmiechnął się. – Przyniesiemy wam jego głowę. Bardaki, gęba w kubeł, bo wasze życzenia przynoszą pecha – warknął, widząc, jak przedstawiciele rodu wrogów otwierają usta.
Dopili i wyruszyli.
Pierwsza część planu powiodła się idealnie. Semen i Józef pospiesznie rozwinęli fladry. Teraz do akcji wkroczył Jakub. Wydoił jeszcze ćwiartkę, by stężenie alkoholu we krwi zwróciło uwagę widma, i zaczął
przechadzać się po drodze tam i z powrotem. Udawał przy tym, że strasznie się zatacza, i podśpiewywał
pod nosem. Józef i Semen, przyczajeni w krzakach, trwali w pogotowiu, by zamknąć pułapkę. Najpierw zrobiło się jakby ciemniej. Potem obaj łowcy spostrzegli mgiełkę swoich oddechów.
– Chłodno się robi – mruknął Paczenko. – To znak...
– Gówno i w lipcu zamarznie – zauważył filozoficznie kozak.
– Co masz na myśli? – nie zrozumiał jego kumpel.
W tym momencie dysputę przerwał im tupot nóg. Jakub, nadal się zataczając, minął ich w szalonym pędzie. Za nim gnał duch mężczyzny z bródką, odzianego we frak i w cylindrze na głowie. Widmo wymachiwało laską.
Obaj obwiesie pospiesznie wskoczyli do wnętrza pułapki i zgodnie z instrukcją zamknęli wyjście fladrami.
Jakub wyhamował i odwrócił się w stronę prześladowcy. Posrebrzony bagnet błysnął w jego łapie. Duch też się zatrzymał. Obejrzał się przez ramię. Kozak wysunął do przodu dyszę spryskiwacza.
– Zaraz, co jest grane? – zirytował się upiór. – Trzech na jednego? To niehonorowo. Jestem hrabia...
– Wiemy, kim jesteś – burknął Wędrowycz. – Nie musimy walczyć honorowo, bo my proste chłopy ze wsi. – W świetle księżyca błysnęła klawiatura złotych zębów.
– Kim jesteście?!
– Łowcy duchów – wyjaśnił z godnością Józef. – I tak się składa, że przyjęliśmy na ciebie zlecenie.
– No nie wierzę! – Widmo dziedzica gapiło się na nich kompletnie zbaraniałe.
– Będzie bolało jak cholera – wyjaśnił Semen. – To nic osobistego, po prostu taka robota... I wcale nam cię nie żal.
Duch najwyraźniej obiektywnie ocenił swoje szanse, bo próbował czmychnąć w stronę bagna. I oczywiście odbił się jak od ściany.
– Co to jest? – Podejrzliwie spojrzał na czarne szmatki powiewające wokół. – Dlaczego nie mogę
przez to przeleźć?
– Fladry jak na wilka – warknął Jakub. – Z pola otoczonego skrawkami sutanny nie zdołasz uciec.
– A do tego mamy kanister napalmu. – Semen poklepał wiszący na plecach zbiornik. – Teraz zamknij oczy, podobno wtedy człowiek mniej się boi. Wprawdzie nie jesteś człowiekiem, ale może też zadziała.
– Ogień? To mnie nie zabije – hrabia nadrabiał miną. – Niełatwo wykończyć kogoś, kto i tak jest trupem.
– Ale ektoplazma się pali... I minie kilka lat, zanim się wyliżesz – tłumaczył cierpliwie Jakub.
– Co ja wam takiego zrobiłem? – zirytował się duch. – Czego się mnie czepiliście? Każdy orze, jak może. Ten, którego sprałem, to był jakiś wasz kumpel?
– Licz się ze słowami! Ja nie mam kumpli wśród tego plemienia! – ryknął egzorcysta.
– Pogadajmy spokojnie i kulturalnie, jak ludzie interesu – zaproponował duch.
– Nie damy się przekupić. Lałeś Bardaków, nie przeczę, że to okoliczność łagodząca, ale twoja obecność przeszkadza w rozwoju naszej wsi. Straszysz pijaków, spadają obroty knajpy, zmniejsza się
dochód gminy z tytułu odprowadzanych podatków... – wyjaśnił Paczenko. – Nie ma z czego utrzymywać
ośrodka zdrowia ani dofinansowywać wydarzeń kulturalnych.
– To brzmi poważnie – przyznało widmo hrabiego. – Ale co ja na to poradzę? Wszystkie pieniądze przehulałem. Nie mam jak wyrównać wam strat.
– Przestaniesz straszyć i w parę tygodni budżet wróci do równowagi – zaproponował egzorcysta. –
Semen, gotów? Józef, zapalniczka...
– Chwileczkę – duch kompletnie spanikował. – To, co planujecie, jest nieludzkie i niesprawiedliwe!
Co wy myślicie, że ja dla przyjemności uganiam się po tej łące za opojami?
– No, to chyba musi być fajne zajęcie – rozmarzył się Jakub. – Proste, na świeżym powietrzu...
– Czyś ty się, człowieku, szaleju najadł? Co w tym niby fajnego?! Jestem potępiony! Zamiast iść sobie do czyśćca, muszę się taplać w błocie i lać wioskowych obszczymurków... Sam bym się chciał stąd wynieść, a nie mogę!
– Nasze cele są zatem zbieżne – mruknął Wędrowycz. – Z tego, co wiem, taka pokuta jest albo czasowa, albo wymaga, żeby mieszkańcy zrobili coś, dobry uczynek, który zakończy twoje cierpienia.
– Jest warunek – powiedział duch, krzywiąc się. – Wysłali mnie tu, żebym was resocjalizował. Muszę
dopaść na tej łące jeszcze osiemdziesięciu jeden pijaków i każdemu wlepić chociaż jednego kopa.
– A im bardziej się starasz, tym mniej ludzi tędy chodzi – mruknął Semen. – Sprężenie zwrotne, czy jakoś tak się to nazywa...
– Mam dokonać dziewięćdziesięciu ataków – wyznał duch. – Odrobię pańszczyznę i jestem wolny. Dopadłem jak na razie dziewięciu przez czterdzieści lat...
– Przy tym tempie pracy będziesz tu grasował jeszcze ze czterysta lat. – Jakub poskrobał się po głowie.
– To nam wywoła permanentny kryzys ekonomiczny! Chyba żeby przyspieszyć.
– Zegnamy tu wszystkich z knajpy i niech ich dopadnie hurtowo – zasugerował Józef. – Raz zaboli, ale za to po wsze czasy spokój będzie!
– Akurat dadzą się tu przygnać. Poza tym w knajpie jest dziesięć stolików po cztery krzesła i jeszcze z dziesięć miejsc na ławkach. To za mało. A mocne mają być te kopniaki? Czy może starczy tylko tak pro forma? – zaciekawił się Wędrowycz.
Читать дальше