podstawową. Niezbyt sobie wprawdzie przypominał, po co tu przyszedł, ale ufał, że mózg włączy mu się
w odpowiednim momencie samoczynnie.
– Wstawaj, Semen. – Trącił przyjaciela butem. – Jest robota.
– Jutro! – wymamrotał kozak.
W tym, co mówił, w zasadzie było sporo racji. Wędrowycz usiadł i zamyślił się głęboko. Właśnie się
przeciągał, gdy zazgrzytał w zamku klucz. Egzorcysta zamarł w kącie. Do wnętrza wszedł wysoki, szczupły młodzieniec.
– O cholera – zaklął na widok rozbitej beczki. – Jakiś proletariat się wdarł. Zapewne dokonałby jeszcze wielu interesujących spostrzeżeń, ale w tym momencie Semen trzasnął go od tyłu obcasem buta w głowę. Rozciągnął powalonego wroga na podłodze, sprawdził długość jego zębów, ale jak się okazało, były zupełnie normalne.
– Ciepły! – zameldował egzorcyście.
– Obszukaj go!
W kieszeniach nie było nic nadzwyczajnego, ale na piersiach powalonego przyczepiono plakietkę
z napisem „Organizator”.
– Hy! Przepustka – wydedukował egzorcysta.
– Co z nim?
– Związać, zakneblować i za beczki. W zasadzie jest po naszej stronie, ale za dużo czasu stracimy, tłumacząc mu, co jest grane.
Przypiął sobie plakietkę do kurtki, po czym pobrzękując pęczkiem kluczy, ruszył w głąb budynku. Kozak podreptał za nim. Weszli po schodkach na parter. W holu kłębił się tłum przebierańców. Semen schylił się i podniósł z podłogi zagubiony przez kogoś identyfikator. Przypiął do piersi i z zadowoleniem poczuł, że i on jest tu zupełnie legalnie.
W holu rozłożyła się wielka księgarnia, na stoiskach obok oferowano kubki, biżuterię, plakaty, gry, a nawet – sądząc po wywieszce – drobiny czasu...
Obaj przyjaciele natrafili na niedużą salę, w której jakieś szczeniaki suwały figurkami po makietach. Zaraz potem na korytarzu Jakub natknął się na chłopaka w kolczudze, który podążał dokądś z kuszą
malowniczo przewieszoną przez ramię.
– Sprzedaj – zagadnął.
Chłopak pokręcił przecząco głową i nawet widok złotej piętnastorublówki go nie zmiękczył.
– Kuso z bronią – mruknął kozak.
– Trudno, jakoś sobie poradzimy...
W rogu holu znajdowały się drzwi prowadzące do dwu audytoriów. Zajrzeli. Na scenie siedział gruby, brodaty koleś. Typek nawijał do mikrofonu jakieś kompletne głupoty, ale każde zdanie wywoływało radosne piski rozhisteryzowanych nastoletnich fanek.
– Zaraz głupie małolaty zaczną ściągać majtki przez głowę – burknął egzorcysta.
– Przez głowę to się chyba nie da, ale chętnie popatrzę, jak będą próbowały. A coś ty taki skwaszony?
– Semen dał mu sójkę w bok.
– Popatrz na tę mordę, poznajesz?
Kozak zaczął się zastanawiać. Skądś znał tę szczerą, szeroką słowiańską twarz. Chyba? Ależ tak. To wredne oblicze widniało na listach gończych rozlepianych nocą przez Wędrowycza. Z kieszeni wyjął
wymiętą ulotkę.
Za szkalowanie ojczystej ziemi,
a w szczególności rodzinnej wsi
Poszukiwany!
Wielki Grafoman.
Żywy lub martwy, najlepiej martwy
lub chociaż mocno sponiewierany.
Nagroda sto litrów samogonu!
Mieszkańcy wsi Wojsławice
– To co, zarżniemy go? – zaproponował Semen.
– Pomysł niezły, ale nie zapominaj, że my tu poniekąd służbowo – ostudził jego zapał Jakub. –
Najpierw robota, potem przyjemności. Następnym razem, gryzipiórku – warknął z nienawiścią. Błysnął złotymi zębami i zatrzasnął drzwi.
– Co za dziwaczna impreza – wydziwiał kozak, rozglądając się na wszystkie strony. – Rozumiesz coś
z tego?
– Nic a nic. Subkultura może jakaś...
Tłum faktycznie wyglądał mocno od czapy. Wszystkie dziewczyny miały sukienki, niektóre założyły na to skórzane gorsety.
– Czy tego nie nosi się czasem pod spodem? – egzorcysta był coraz bardziej zdezorientowany.
– Nie wiem. Ale może teraz w mieście moda taka? Batman też nosi majtki na spodniach... W tłumie jak rodzynki w cieście trafiały się wampiry i ufoludki. Obaj starcy, unikając kontaktu fizycznego z nieziemcami, przeciskali się korytarzem. Zajrzeli do kolejnej sali, gdzie jakiś człowiek mówił o czymś, otoczony przez gromadkę słuchaczy. Pod jednym z siedzących Jakub wypatrzył
odpowiednie krzesło. Podszedł i bezceremonialnie wyciągnął je.
– Co jest? – wściekł się słuchacz. – Oddawaj!
Jakub musnął palcami identyfikator.
– Prezes kazał – zełgał.
Słuchacz ustąpił i przesiadł się na inne krzesło, stojące pod ścianą.
– Prawdziwe osikowe drewno – mruknął Semen. – Teraz się zabawimy.
Zeszli na parter i przyszpilili do ściany ogłoszenie:
Uwaga!
Wszystkie wampiry proszone są na naradę.
Piwnica nr 06.
Wycofali się do piwnicy z piwem. Jakub roztrzaskał krzesło o ścianę. Zza cholewki wyjął bagnet i zręcznie wystrugał dziesięć kołków.
Przyczaił się za beczkami i czekał. Pierwszy wampir nadszedł po niespełna pięciu minutach. Jakub stuknął go w głowę gumofilcem, związał i odłożył do kąta. Po kwadransie sześciu pierwszych klientów było gotowych do sprawienia.
– Robota nietrudna, ale trochę brudna – podśpiewywał egzorcysta.
Kozak rozerwał koszulę na piersi pierwszego i dziwnie zmarkotniał.
– Ty, on ciepły jest!
– Co?!
Po kolei badali wszystkich ogłuszonych. Domniemane wampiry miały normalne zęby, oddychały, ich skóra była ciepła w dotyku. Dwaj mieli wprawdzie straszliwe zębiska, ale – jak się okazało –
plastikowe. Nienaturalna bladość też okazała się makijażem.
– Przebierańcy?! – Jakub nie posiadał się z oburzenia. – To my tracimy cholera wie ile czasu, a tu ktoś
sobie z nas ordynarnie jaja robi!
Założył dekiel na beczkę z piwem i posapując, wypchnął ją przez okienko.
– To na drogę – mruknął, choć nikt go nie pytał. – I jako odszkodowanie! Chodź, Semen, parszywie tu z nas zakpili!
Tocząc keg przed sobą, ominęli budynek. Teraz dopiero egzorcysta zauważył rozpięty nad ulicą
transparent:
Zjazd miłośników fantastyki Falkon.
– Ciekawe, co to takiego ten Falkon? – mruknął sam do siebie.
– Zajdziemy do gminnej biblioteki i sprawdzimy w słowniku – uspokoił go kumpel.
===aFBjUmZQ
Dieta wieczorna
Belfer od pracy-techniki noszący wdzięczną ksywę Szprycha uchylił powieki. Światło lampy bezcieniowej boleśnie dźgnęło go w oczy.
– Gdzie ja jestem!? – wymamrotał.
Leżał na stole operacyjnym kompletnie goły i związany jak baleron. Lampa miała przepalone kilka sekcji, a skórzane pasy, którymi go unieruchomiono, najlepsze lata miały dawno za sobą. Betonowe ściany upstrzone były starymi zaciekami powstałymi z zaschniętych płynów fizjologicznych. Wokoło pochylały się postaci w maskach i brudnych lekarskich fartuchach. Każdy konował trzymał w dłoni skalpel. Wszystkie narzędzia były stare, pordzewiałe i poszczerbione.
– Kim wy, do cholery, jesteście? – Próbował się poderwać, ale pasy trzymały mocno. – Ratunku!
– Za gnębienie uczniów i podszczypywanie uczennic zostałeś skazany na najwyższy wymiar kary –
odezwał się jeden z mężczyzn, zapewne szef zespołu. – Za chwilę poddamy cię skomplikowanej, wielogodzinnej operacji chirurgicznej, w wyniku której sam staniesz się nastolatką.
– A potem czeka cię jeszcze trepanacja czaszki, czyszczenie pamięci i lobotomia. Zawsze uważałeś, że nastoletnie dziewczyny są bezdennie głupie, więc dostosujemy twoje możliwości intelektualne do tych wyobrażeń. No i oczywiście będziesz musiał chodzić do szkoły – klarował kolejny, jego ognistorude włosy powiewały w przeciągu. – Do tej samej paskudnej budy, w której pracowałeś – uściślił.
Читать дальше