kościoła uwijali się ministranci z konewkami.
– Te nie odrastają – mruknął Jakub. – Szacuneczek, proszę księdza. – Ukłonił się od furtki.
– Na wieki wieków amen. – Proboszcz skrzywił się, jakby zjadł cytrynę. – Cóż to, zbłąkane owieczki zawędrowały wreszcie do Domu Bożego?
– Potrzebuję konsultacji teologicznych – wyjaśnił Wędrowycz.
– Teologicznych? – prychnął duchowny. – Jak trwoga, to do Boga?
– Toż co niedziela jestem w kościele – obraził się gość. – I nawet tego heretyka prawosławnego przyprowadzam. – Wskazał Semena. – I na tacę dajemy. Tylko zazwyczaj za kolumną stoimy, to nas nie widać.
– Za to czuć – westchnął ksiądz. – Nie możesz sobie sprawić jednej pary skarpetek takich specjalnych, czystych, do noszenia w niedzielę?
– Mam kościółkowe spodnie, koszulę i nawet odświętne gumiaki w niedzielę zakładam, ale żeby skarpetki? O tym nie pomyślałem... – przyznał Jakub. – Ale da się zrobić.
– Pytaj zatem – westchnął proboszcz.
– Tak mi się ta sytuacja kojarzy z Mojżeszem... – powiedział egzorcysta. – Plagi egipskie... Tam najpierw woda zamieniła się w krew, potem była inwazja żab... Tu pociekła z kranów czerwona oranżada, teraz mamy najazd zielonych skaczących karaluchów. A zamiast pomoru bydło dostało, za przeproszeniem, sraczki.
– Jakby ktoś zrobił tanią podróbę biblijnych cudów... Tandetnie i na znacznie mniejszą skalę...
– Z ust mi ksiądz to wyjął.
– I jakie masz, synu, wątpliwości teologiczne?
– Po pierwsze ktoś się kiepsko przykładał do nauki religii. Chodzi mi o kogoś, kto uczęszczał na lekcje, ale niewiele zapamiętał. A po drugie dręczy mnie pytanie, kto w naszej gminie jest faraonem...
– Faraonem to chyba jest nasz wójt – zadumał się proboszcz. – Nieuków, którzy chodzili na religię, ale nic z moich nauk nie rozumieli, mam w kartotece parafialnej na pęczki. Tą drogą do niczego nie dojdziemy! Nawiasem mówiąc, z wójtem już rozmawiałem. Nikt nowy ostatnio mu nie groził. W międzyczasie gosposia przyniosła składany stolik, krzesła, kawę i ciasteczka. Zasiedli wygodnie.
– Może trzeba ugryźć ten problem od drugiej strony? – zaproponował kozak. – Mojżesz, wiadomo, zagroził faraonowi, bo chciał zabrać swój lud do Palestyny, a faraon się nie zgadzał.
– W naszej gminie pańszczyzny nie ma już od tysiąc dziewięćset dwudziestego czwartego. – Jakub poskrobał się po głowie. – Kto chce porzucić ziemię i uciec do miasta, ma wolną rękę.
– Co proszę? – zdumiał się proboszcz. – Sądziłem, że car zniósł ją po powstaniu styczniowym?
– Car mógł sobie wydawać ukazy, a nasz hrabia wiedział lepiej – westchnął egzorcysta. – W każdym
razie chłopów pańszczyźnianych obecnie nie mamy, dziedzica też nie... Każdy jedzie, gdzie chce, nawet za granicę. Paszporty w szufladach, a do krajów Schengen to nawet i paszportów nie trzeba...
– To istotnie zagadka – zadumał się proboszcz. – Rozumiałbym, gdybyśmy mieszkali na Ukrainie, tam są problemy z wizami, z paszportami. Ale u nas?
– Zatem to nie wójt jest w tym przypadku faraonem... Więc kto, u licha? – zastanawiał się egzorcysta. –
Niewolników nie mamy, gastarbeiterów też jakoś w tym roku brak... Ale to ewidentnie próba wymuszenia czegoś na kimś władnym. Może jakiś urzędas nie chce dać komuś pozwolenia na budowę?
– To by nam zawęziło krąg podejrzanych do jakichś dwustu osób. – Kozak poskrobał się po głowie.
– A może ktoś komuś nie chce dać rozwodu? – indagował Jakub.
– Nic mi o tym nie wiadomo – pokręcił głową ksiądz. – Ale sami rozumiecie, że ateistów i innowierców nie kontroluję zbyt dokładnie...
– Ktoś chce się wydostać... Może na tamtą stronę? – Jakub spojrzał wymownie w niebo.
– Owszem, święty Piotr pilnuje bramy raju, a ja wystawiam przepustki. – Proboszcz skinął poważnie głową. – Jednak nikt ostatnio nie prosił o ostatnie namaszczenie, a poza tym nawet najgorszemu grzesznikowi przysługuje spowiedź i jak kto prosi, to ja się nie targuję. To chyba nie o to chodzi. Posiedzieli jeszcze, pogadali, nawet miło było, choć bez alkoholu, ale nie doszli do żadnych wniosków.
Następnego dnia o świcie na Wojsławice spadła plaga kolejna.
– Obrzydlistwo – mruknął Jakub i alkoholowym chuchnięciem rozgonił wielką chmarę jętek.
– Ciesz się, że nie gryzą! – burknął Semen, wachlując się papachą. – Według Biblii powinny być
prawdziwe komary!
– Następne będą muchy, potem pomór bydła, wreszcie wrzody... – wysapał Jakub. – Chociaż nie, pomór bydła już chyba był. Na razie te plagi są mocno nieudane, ale wiesz, jak to bywa z magią, umiejętności rosną w miarę ćwiczenia. W pierwszej zgadzał się tylko kolor cieczy. Za drugim razem było zielone i skakało. Krowy dostały sraczki. Teraz owady są bardzo podobne, nie zgadza się tylko gatunek.
– Czyli muchy będą już prawdziwe, tylko pewnie jeszcze nie będą gryzły, a potem... – Wzdrygnął się.
– Zanim dojdzie do śmierci wszystkich pierworodnych, może być już naprawdę gorąco... I weźmy jeszcze poprawkę, że coś się porządek sypie! Powinny być po kolei, a wczoraj doszła jedna nadprogramowa.
– Co zatem radzisz?
– Oczywiście musimy to zatrzymać...
Obaj starcy dzielnie przedzierali się przez brzęczącą chmurę. Owadów było tyle, że z trudem odnajdywali drogę. A właściwie to Jakub odnajdywał. Kozak sądził początkowo, że idą jak zwykle do knajpy, ale egzorcysta kierował ich jakby w stronę cerkwi.
– Dokąd to dreptamy? – zapytał wreszcie.
– Na pocztę...
W agencji o tej porze nie było żadnych klientów. Jakub rozgonił chmurę jętek siedzących na szybie. Poniżej cenników wisiały reklamy. Agencja oprócz usług pocztowych i telekomunikacyjnych pośredniczyła także w sprzedaży wycieczek zagranicznych.
– Znaczy odpuszczamy sobie? Pojedziemy do Grecji czy na Wyspy Kanaryjskie i tam przeczekamy zagładę Wojsławic, a potem wrócimy i zagrabimy całą forsę ofiar? – Semen skrzywił się. – Rozumiem, że likwidacja Bardaków i ich popleczników to cel nadrzędny, ale trochę to nieludzkie. Może chociaż
znajomych ostrzeżemy?
– Nigdzie nie musimy wiać, bo nie będzie żadnej zagłady. Zaufaj mi. – Egzorcysta pchnął drzwi. –
Dzień dobry, Zosiu. – Uśmiechnął się.
– O, pan Wędrowycz? – zdziwiła się dziewczyna za ladą. – Cóż pana sprowadza?
– Ja w kwestii tych wycieczek zagranicznych – wyjaśnił egzorcysta. – Mam pytanko...
– Polecam Tunezję. Mamy naprawdę promocyjną cenę. Hotel prawie bez robali, tylko pół kilometra od plaży, dwa posiłki, sauna za darmo, wystarczy okno pokoju otworzyć...
– Może innym razem. Tunezja latem to chyba nie jest dobry pomysł. Ciekawi mnie problem taki, czy pani agencja sprzedaje tylko wycieczki, czy świadczy też inne usługi turystyczne?
– Można sobie u mnie zaklepać bilety tanich linii lotniczych. Gdyby chciał pan zrobić zakupy w Londynie. Albo na przykład sylwester na promie do Szwecji.
– Tam już byłem – uciął. – A na przykład wizy? Załatwia pani?
Młoda kobieta skrzywiła się.
– Pomagałam kompletować wnioski wizowe do USA, ale chyba zrezygnuję z tej działalności... Za dużo z tym nerwów. – Westchnęła jakoś ciężko.
Teraz i Semen zrozumiał, że są na właściwym tropie.
– To cudownie! – ucieszył się. – Niech zgadnę. Wypełniła pani wniosek jednemu z mieszkańców naszej osady, dostał kilka razy odmowę i teraz ma pretensje. Co więcej, przyłazi tu co dzień, żądając, żeby mu tę wizę jednak załatwić... I rzuca zawoalko... no, teges... niezrozumiałe groźby.
Читать дальше