– Rozwalili i na drogę. Coś jak u nas... Dziękuję za konsultacje. Panie Oczko, gmina daje zielone światło. Co będzie potrzebne?
– Trochę srebra – wyjaśnił jasnowidz. – Tak z kilogramik...
Wstające słońce oświetliło niezłe pobojowisko. Wokół wygasłego ognia poniewierały się puste butelki, zgniecione puszki, ogryzione kości i uczestnicy imprezy.
– Bimber z rana jak śmietana – zaśpiewał Jakub, otrzepując waciak. – Zjemy coś i robimy poprawiny.
– E... może niekoniecznie... – mruknął bezgarniturowy. – Wracali dziś będziemy.
– Są wakacje przecież? – nie zrozumiał Jakub. – Jeszcze rok i jedenaście miesięcy...
– Niby tak, ale nie dla wszystkich – westchnął wąsaty. – Mieliśmy pana sprowadzić do Gzowa... Nie udało się, pobalangowaliśmy bity tydzień, miło było, ale na nas już pora. Trzeci z uczestników wyprawy dmuchnął w elektroniczny alkomat. Z troską popatrzył na wyświetlacz i odetchnął z ulgą.
– Mogę prowadzić – zameldował.
– Hmm... Dobra, w takim razie nie będziemy przeszkadzać w wypoczynku. – Wąsacz uścisnął na pożegnanie dłoń Wędrowycza. – Chcieliśmy wynająć pana, rozumie pan, sława i renoma... Ale nie da się, to przecież nie będziemy wlec na siłę. Pan Eustachy Oczko z Łodzi pewnie będzie zachwycony, mogąc...
– Że niby kto!? – W Jakuba jakby piorun strzelił. – Ten bałwan, hochsztapler, naciągacz, frajer, obezjajec, fuszerant...
– Skoro pan odmawia... – podpuścił go ten z teczką. – Wprawdzie renoma pańska jest ogromna, ale pan Eustachy sam zaofiarował się niedawno z pomocą.
– Nie chcemy przerywać panu letniego wypoczynku – podkręcił atmosferę odziany–z–powrotem–w–garnitur. Egzorcysta zerwał się na równe nogi.
– Wakacje rzecz święta, ale przerwę też sobie mogę zrobić! To nawet wskazane z przyczyn zdrowotnych, bo od leniuchowania to może człowieka paraliż pokręcić. Grzejcie silnik, będę gotowy za trzy minuty! Semen, dawaj walizkę ze sprzętem i jedziemy!
Agregat prądotwórczy robił pyr-pyr-pyr. Oczko obwąchiwał różdżką nawierzchnię. Zaznaczał miejsca najbardziej podejrzane. Wówczas magister Kawka uruchamiał potężną wiertarę i robił w asfalcie dziurkę. W przygotowane otwory jasnowidz wbijał odlane w warsztacie kowala srebrne gwoździe. Olszakowski, wójt, studenci i policjanci popatrywali na to, wymieniając cicho uwagi. Ksiądz proboszcz odmówił udziału w rozbrajaniu czarnego punktu, ale obiecał wpaść później i poświęcić drogę.
– Już kończę – zapewnił Oczko.
Kombi urzędu gminy wytoczyło się zza wzgórz. Zatrzymało się na poboczu, a z wnętrza wygramolili się trzej urzędnicy.
– Co z wami? Wyglądacie jak zombie! – zaczął ich łajać wójt. – Tydzień was nie było, co wy, wakacje sobie zrobiliście?
– W pewnym sensie... Ale najważniejsze, że przywieźliśmy Wędrowycza!
Jakub i Semen wyłonili się z wnętrza auta. Kozak zasalutował władzy, egzorcysta tymczasem lustrował
pole metafizycznego boju. Spojrzał na nawierzchnię, policzył wzrokiem ślady po srebrnych kołkach i pokręcił głową z podziwem.
– Toż na to kilogram srebra poszedł – mruknął. – I po cholerę?
– Co po cholerę? – zaperzył się wójt. – Czarny punkt mamy! Tam – wskazał wzgórze ozdobione nasypem grodziska – była pogańska świątynia. Gdy budowano tę drogę, rozbito posąg pogańskiego boga i dodano do tłucznia na utwardzenie. Przebudził się i żąda ofiar. Dlatego tyle tu wypadków... Postanowiliśmy zatem wynająć fachowca.
– Pogański bałwan?! – wytrzeszczył oczy Jakub. – A to niby ma być ten fachowiec? – Spojrzał koso na Eustachego.
– Srebrne szpile mają za zadanie unicestwić albo chociaż sparaliżować moc drzemiącą w szczątkach posągu – dodał Oczko, pusząc się jak paw.
Wędrowycz wyjął z kieszeni mutrę i kawałek konopnego sznurka. Przywiązał zakrętkę na końcu i tak zaimprowizowanym wahadełkiem zaczął obwąchiwać szosę.
– Posąg wdeptany w szosę, Boże, co za ciemnota – dogadywał. – A nie zastanowiło was... Niech zgadnę, problemy mają zawsze kierowcy pojazdów jadących z zachodu? – Spojrzał na policjanta.
– Eee... rzeczywiście – przyznał posterunkowy.
– Patrz, młotku! – warknął egzorcysta do jasnowidza. – Patrz i ucz się!
Mutra wisiała nieruchomo, ale gdy przeszedł kilka kroków, zaczęła wyraźnie wirować. Powtarzał pomiar tu i ówdzie, zaznaczając kawałkiem cegły na asfalcie. Punkty ułożyły się w długą, nieregularną linię.
– O co chodzi? – zapytał konkretnie wójt.
– Uskok tektoniczny. – Wędrowycz wskazał pasmo wzgórz. – Stoimy na krawędzi granitowej formacji geologicznej. Przed nami pradolina rzeki. Pod ziemią musi tu być potężny zbiornik wodny, który promieniuje jak diabli tymi tam energiami podziemnych cieków wodnych. Ktoś sobie jedzie spokojnie, mija granicę i pierdut, dostaje jak niewidzialnym bejsbolem w głowę.
– A ci z drugiej strony?
– Jadą po zbiorniku co najmniej kilkanaście lub kilkadziesiąt minut, zdążą się przyzwyczaić. Miną
granicę i od razu czują się lepiej, ale przeskok nie jest na tyle gwałtowny, żeby od razu dociskali gaz czy co... Po cholerę mnie fatygowaliście? Po co przerywałem wakacje, zanim jeszcze na dobre się
rozpoczęły? Trzeba było dobrego różdżkarza wynająć a nie wlec starego człowieka przez pół Polski...
– Yyyy... – Oczko ukląkł i w pokorze trzykrotnie uderzył czołem o asfalt przed stopami Wędrowycza. –
Mistrzu! Zechciej przyjąć moje hołdy...
– Daruj sobie to klękanie, lepiej byś browara postawił – mruknął egzorcysta, nieco zażenowany wylewnością konkurenta.
– Hmm... no dobra – odezwał się posterunkowy. – A jak z innymi? Mam na myśli inne czarne punkty?
Jest ich w kraju trochę.
– Nie wiem – pokręcił głową Jakub. – Przyczyny mogą być różne: klątwa, urok, złe wyprofilowanie osi jezdni... Do każdego trzeba podejść indywidualnie.
– No tak... Skoro już sobie to wszystko wyjaśniliśmy, to teraz pytanie najważniejsze. Da się to jakoś
zlikwidować, ekranować? – indagował przywódca gromady.
– Niby można piramidkami z kryształu, ale trzeba by wsadzić je głęboko pod nawierzchnię, a to asfalt, beton i tak dalej... – mruknął Jakub. – Postawcie od tamtej strony atrapę fotoradaru, każdy na ten widok zwolni i problem zniknie.
– Ale to na pewno nie posąg? – drążył temat wójt.
– Na pewno nie – uspokoił go Jakub. – Wasz posąg leży tam. – Wskazał podłużny głaz sterczący ze stoku wzgórza. – Musicie go tylko wydłubać i odwrócić.
– Robota odwalona, to co z tym piwem? – kozak zwrócił się do jasnowidza.
– Zatem chodźmy do pubu – zaproponował Eustachy. – Was też zapraszam. – Ukłonił się archeologom.
– Trzeba oblać odkrycia...
I poszli, zostawiając zadumanych urzędników na szosie.
===aFBjUmZQ
Fuszerka
Jakub Wędrowycz obudził się, czując dziwne mrowienie w całym ciele. Potoczył
wzrokiem po chałupie, popluł na rękaw i przetarłszy szybę, wyjrzał też na zewnątrz. Wszędzie panował
spokój. Co więcej, był to spokój naturalny. Drogą przetoczyła się furmanka sąsiada, na gałęzi ćwierkał
ptaszek, gdzieś daleko muczały krowy i szczekał pies. Żadnej przerażającej martwej ciszy.
– Kurde – mruknął, drapiąc się po lewym półdupku. – Albo jestem przewrażliwiony, albo coś się
szykuje...
Podszedł do umywalki i odkręcił kran. Przez dłuższą chwilę zaskoczony wpatrywał się w płynącą
Читать дальше