– Skąd pan wie?! – wykrztusiła.
– Jeśli poda mi pani jego nazwisko, postaram się, żeby więcej tu nie przylazł – uśmiechnął się
serdecznie Wędrowycz.
– Zenek Cwajnos...
– Ten leń i głupek chce do Stanów? – zdumiał się Semen. – Po co?! To on nie wie, że przecież tam trzeba pracować?
– Pewnie uwierzył w ich propagandę, że tam pieniądze leżą na ulicy – wzruszył ramionami jego towarzysz. – No nic, wybijemy mu tę Amerykę z głowy.
Chałupa Zenka od samego początku wydała się Semenowi podejrzana. Wokoło nie latała ani jedna jętka. W okolicy nie widać też było wczorajszych krowich placków.
– Kto by pomyślał, że z tego obszczymurka taki czarownik? – zadumał się kozak.
– Magia nie jest trudna i łatwo się jej wyuczyć, bo sam diabeł pomaga... – odparł egzorcysta, a potem wywalił drzwi wejściowe kopem.
Zenek przestraszony poderwał się znad stołu. Na rogu leżała opasła księga, pochodząca zapewne jeszcze z księgozbioru dziedzica. Była oprawiona w poczerniałą skórę, okucia na rogach zaśniedziały. Sam czarownik pogrążył się chwilowo w zupełnie innej lekturze – studiował opowieści biblijne, wydanie dla dzieci.
– Czego wy tu... – zaczął, ale ujrzawszy odrapany rewolwer Nagana w dłoni Semena, przezornie zmienił ton. – Czym mogę panom służyć? – wychrypiał.
– Za uprawianie czarnej magii w celu wyłudzenia wizy do USA zostajesz skazany na autodafe – głos Wędrowycza brzmiał ponuro, jakby dobywał się z najgłębszych lochów inkwizycji.
– Że niby co?
– Po naszemu spalenie na stosie – wyjaśnił kozak uprzejmie. – No może nie do końca na stosie, kto by tam się chciał dziś bawić w układanie trzech metrów sześciennych drewnianych polan, skoro mamy benzynę.
– Ale ja...
– A dodatkową okolicznością obciążającą jest to, żeś głupi. Wizy odmówiła ambasada. A ty, zamiast jechać do Warszawy i tam nawywijać, chciałeś nastraszyć naszą dziewczynę i w efekcie ucierpiała cała gmina! Takich jak ty nie ma co za granicę wypuszczać, bo tylko wiochy narobią – warknął Jakub. –
Wybieraj, albo stos, albo biegniesz się kajać u proboszcza!
– To ja się pokajam – zaskamlał Cwajnos. – Błądziłem, ale zrozumiałem moje błędy i...
– Won! – Egzorcysta wielkopańskim gestem wskazał mu drzwi.
Kandydat na czarownika pobiegł aż się za nim kurzyło. Wędrowycz ujął czarnoksięski wolumin i przekartkowawszy pobieżnie, wrzucił do pieca. Buchnął kłąb dymu, cuchnącego smołą i siarką. Chmara jętek krążących nad miasteczkiem zbladła i znikła.
– A to zaniesiemy do biblioteki, tam się bardziej przyda. – Jakub wziął Biblię dla dzieci i troskliwie umieścił ją w torbie.
– Przyjacielu, jesteś zaiste geniuszem. Bo kto inny by pomyślał, że to panna Zosia jest naszym faraonem? – chwalił kumpla kozak, gdy dreptali do knajpy uczcić zwycięstwo. Egzorcysta napuszył się jak paw.
– Od razu byłem pewien, że to ona. Przecież sprzedaje wycieczki do Egiptu...
===aFBjUmZQ
Spotkanie z pisarzem
Jakub Wędrowycz, pogwizdując wesoło, wskoczył do autobusu. Semen też zdążył. Egzorcysta wyjął z kieszeni wymięty, wielokrotnie skasowany bilet i wpuścił go w szczelinę kasownika. Na bilecie przybyło dziurek, a jedna jego część odpadła i została wewnątrz. Było już dość późno, nad Lublinem zapadał ciepły sierpniowy zmierzch.
– Kasować czy nie kasować, oto jest pytanie – mruknął Semen, patrząc na carski bilet tramwajowy. –
Z jednej strony to cenny zabytek, z drugiej nie skasować nieładnie, z trzeciej strony i tak jest już
nieważny...
– A z czwartej w panów wieku już w ogóle jeździ się za darmo – powiedział z krzywym uśmiechem dobrze zbudowany byczek w skórzanej kurtce. – Bileciki do kontroli – zwrócił się do reszty pasażerów, przypinając sobie na piersi identyfikator.
Na następnym przystanku wsiadł wampir. Jakub rozpoznał go od razu. Zresztą nie było to trudne. Wampir miał na sobie długi czarny płaszcz na czerwonej podszewce, nienaturalnie bladą cerę i dziwnie wyglądające zęby. Egzorcysta cofnął się odruchowo, a jego dłoń powędrowała za pazuchę i namacała stalową linkę hamulcową zaopatrzoną w pętlę.
W autobusie było jednak sporo ludzi.
– Nikt dziś nie wierzy w wampiry. Zaatakuję go, to się na mnie rzucą – mruknął sam do siebie. –
Trzeba czekać.
– Wysiądziemy tam, gdzie on, i wciągniemy go w jakąś bramę – dodał szeptem kozak. Egzorcysta kiwnął głową, aprobując ten plan. Przejechali sześć przystanków, po czym do autobusu wsiadły dwie dziewczyny w sukniach jakby nie do końca z aktualnej epoki.
– Cholera – syknął Jakub. – To już naprawdę podejrzane.
– Sądzisz, że to też wampirzyce?
– Nie wyglądają... Kolor twarzy nie ten. Ale gadają jak zakumplowane. Może dopiero chcą się z nim zwampirzyć?
Przejechali jeszcze kilka przystanków i towarzystwo wysiadło na jakimś wygwizdowie. Jakub i Semen pospiesznie wyskoczyli innymi drzwiami. Niestety, koło wiaty wampir spotkał pięciu kumpli. Jakub już
miał zaatakować, ale zawahał się.
– Przewaga osiem do dwóch – mruknął. – Trochę dużo.
– Damy radę! – zaprotestował Semen.
– Niby tak, ale popatrz, ilu ich tu, i zjechali się z różnych miejsc. Może to bal wampirów?
– Grubsza robota – zafrasował się kozak.
– Ale ktoś musi ją wykonać i widać padło na nas...
Ruszyli za krwiopijcami wzdłuż płotu jakiejś budowy. Niebawem skręcili w ciemną uliczkę. Grupka wampirów weszła do okazałego budynku.
– Wyższa szkoła czegoś tam – przesylabizował Jakub napis na tabliczce obok drzwi. Wewnątrz kłębił się tłum.
– Dziwne jakieś towarzystwo, ale na wampirów nie wyglądają – mruknął kozak. – Pewnie ta wampirza szóstka przekradła się tu, żeby zrobić rzeźnię!
– Już ja im zrobię rzeźnię! – wściekł się egzorcysta. – Ludzkość w niebezpieczeństwie! Wkraczamy. W drzwiach stali jacyś dwaj wachmani, którzy zażądali akredytacji. Starcy takowych nie posiadali... Obeszli więc budynek od tyłu. Zgodnie z przewidywaniami Jakuba natrafili na okienko od piwnicy. Semen starą skarpetką oślepił kamerę. Zazgrzytała krata potraktowana żydowskim włosem i obaj łowcy wślizgnęli się zręcznie do środka. W piwnicy stały jakieś metalowe beczki. Miały niepokojąco znajomy kształt. Jakub odszukał kontakt i zapalił sobie światło. No tak. Przeczucie go nie myliło.
– Zapas piwa. – Semen przełknął ślinkę.
– Nie wypada tak cudzego pić bez zapytania... – zaoponował Wędrowycz.
– To w szczytnych celach. Alkohol w małych dawkach poprawia refleks i zwiększa wydolność
organizmu! A nas czeka rozprawa z wampirami!
– No, sam nie wiem...
– Pomyśl logicznie. Jeśli to jest piwo należące do wampirów, po naszej akcji nie będzie im już
potrzebne i zmarnuje się. Jeśli to zaś piwo ich potencjalnych ofiar, chyba możemy potraktować je jako skromną rekompensatę za uratowanie im życia!
– Masz rację!
Jakub odbił pokrywę. Napój pozbawiony był bąbelków, więc włożył do środka rękę i przez chwilę
bełtał złocistą ciecz. Potem przypiął się do beczki i wypił duszkiem ze cztery litry. Kozak rozejrzał się po piwnicy i zauważył porzuconą przez kogoś szklankę.
– Trzeba kulturalnie – mruknął sam do siebie. – A nie tak z gwinta obalać. Dwie godziny później, gdy poziom płynu opadł o połowę, a pod ścianą pojawiło się jedenaście brzydko pachnących kałuż, Jakub doszedł do wniosku, że wypadałoby zająć się działalnością
Читать дальше