Pan inżynier, kierownik zwiadu geologicznego, kompletnie nie pasował do okolicy. Stał w cieniu wieży wiertniczej, gładziutko ogolony, w garniturze i eleganckich butach. Gdy poprawiał włoskie okulary, na przegubie błysnął złoty zegarek za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Towarzysząca mu siostra trzymała pod pachą fikuśną designerską aktówkę wartą tyle, co niejedno okoliczne gospodarstwo.
– Czym mogę służyć? – Na widok obu dziadów kierownik uśmiechnął się uprzejmie, ale w jego oczach błysnął cień niepokoju.
– Szanowny pan zgubił we wsi to. – Jakub wyciągnął zza pazuchy but. – Chcemy oddać.
– To nie mój...
– Gadaj zdrów – uśmiechnął się kozak.
– Ile chcecie? – zapytała nerwowo dziewczyna.
– Znaleźliśmy, to oddajemy jak przyjaciołom – mruknął Semen. – Nie potrzeba nam żadnej nagrody, a co do tego, gdzieście byli wieczorem i coście robili, to dyskrecja jest uważana w tej wsi za jedną
z głównych cnót...
– Musicie zrozumieć... – bąknął inżynier.
– Ależ wszystko rozumiemy – zapewnił go Jakub.
– Tak było od zawsze, odkąd mój ród prowadzi kroniki... Przychodziła pełnia księżyca, siadał
szlachcic na konia, w żupanie, kontuszu, przy szabli i trach. Z konia robiła się ostatnia chabeta, on zamieniał się w chłopa, zamiast szabli co najwyżej kijaszek okuty za pasem... I jechał do karczmy, by chlać ze swoimi pańszczyźnianymi. Jesteśmy normalni, ale raz na miesiąc zamieniamy się... Cholera wie w co i dlaczego. Podczas przemiany szlag trafia wszystko, całą inteligencję, wykształcenie, kulturę. Opowiadamy obleśne dowcipy, czujemy się elegancko w dresach, chlamy najtańsze zajzajery i co więcej, bardzo nam smakują. A o północy czar pryska.
– Fachowo mówiąc, jesteście chłopołaki – mruknął egzorcysta. – No cóż, nie ma się czym przejmować, są gorsze choroby.
– Nikt nigdy nie odkrył naszego sekretu – dodała kobieta. – Jesteście pierwsi od pięciuset lat.
– Spoko – mruknął Jakub. – Nie powiemy nikomu. I teges... – Strzelił palcami. – Sami rozumiecie, z naszego punktu widzenia teraz nie jesteście sobą. Chce wam się rzygać na widok naszego ubioru. Nie pogadamy, bo nas geologia nie interesuje, a wy macie w rzyci metody kastrowania wieprzków. Nie napijemy się, bo nam od waszego koniaku, a wam od naszego samogonu gęby wykręci. Ale jak przy pełni znowu was trafi przemiana, zapraszamy serdecznie do knajpy na pogaduszki, tanie winko i inne kwachy.
– Przyjdziemy na pewno. – Kierownik i jego siostra uprzejmie się ukłonili. Obaj oberwańcy szurnęli nogami i poszli prosto do gospody, bo było bliżej.
===aFBjUmZQ
Flaszka
Semen uwalił się na pieczce i wietrzył stopy. Jakub w skupieniu studiował gazetę
przeznaczoną na rozpałkę. Wśród różnych ogłoszeń jego uwagę przykuło jedno. Zatoczył wokoło kółko, z braku ołówka używając wypalonej zapałki.
Chcę sprzedać TO. Tylko poważne propozycje.
Maniek Ptaszyński, Żabolin.
– Czego tak ślipisz? Gazeta sprzed roku chyba, dawno nieaktualna – ględził Semen. – Poza tym co za głupie to ogłoszenie, nie napisali nawet, o co biega...
– Ale ja wiem, o co biega – mruknął Jakub. – Właśnie w pobliżu tej wiochy mojemu tatce urwał się
trop, za którym szedł całe lata...
– A... Znaczy się coś waszego straciliście?
– No niezupełnie tak. To pewien starożytny artefakt obdarzony magiczną mocą, który próbowaliśmy przechwycić.
– Gadaj po ludzku albo zwlokę się z materaca i dam ci w zęby!
– Słyszałeś o flaszce niewypijce?
– Znaczy się takie paskudztwo, że się całej butelki naraz wypić nie da?
– Nie, tamto to flaszka niewypitka, a to, o czym mówię, to flaszka niewypijka. Rozumiesz?
Semen poskrobał się po głowie. Wprawdzie od dziesięcioleci mieszkał w tym kraju, najpierw jako zaborca, potem jako uchodźca, ale niuanse polszczyzny czasem przekraczały jego zdolności lingwistyczne.
– Nie bardzo – przyznał się.
– Niewypitka to coś, czego nie da się pić. A niewypijka to coś, czego nie da się wypić.
– Czym to się różni?!
– To drugie zasadniczo nadaje się do konsumpcji.
Kozak zdobył się na tytaniczny wysiłek intelektualny.
– Masz na myśli wieczną butelkę, taką, z której się pije i pije, ale ciągle jest pełna? – odgadł wreszcie.
– Toż o tym właśnie mówię od kwadransa!
– Gdzie jest ten Żabolin? – Semen zaczął szukać mapy.
Maniek przyłożył szyjkę flaszki do ust i pociągnął z lubością kilka łyków. Ożywczy prąd przebiegł mu przez ciało, a po chwili odbiło mu się jak zwykle przemrożonymi kartoflami.
– Może życie nie jest takie złe? – Spojrzał przez okno.
Ogród zarośnięty był chwastem, drzwi chlewika dawno opadły w zawiasach. Stodoła runęła podczas burzy, w kurniku nadal straszyły kupki pierza zmumifikowanych kur. Przy budzie zwisał smętnie kawałek łańcucha, Azorek dawno temu zerwał się i uciekł do sąsiedniej wsi. Maniek wypił jeszcze łyk. Naraz ruiny gospodarstwa wydały mu się mniej ohydne.
– Tego mi było trzeba – mruknął.
Kiedyś roił sobie, że spyli magiczną butelkę za ciężkie pieniądze i odbuduje ojcowiznę, ale ostatnio już nawet nie dawał ogłoszeń do gazety... Pociągnął jeszcze łyka i spostrzegł, że do krzywego płotu ktoś
przywiązał czerwony balonik.
– Co, u diabła!?
Zdumiony odstawił butelkę i wyszedł za próg. Świsnęło w powietrzu lasso.
– Indianie – zdołał pomyśleć i zemdlał.
Doszedł do siebie we własnej chacie. Był związany jak baleron, ale dwaj obcy buszujący po jego domu, choć mieli czerwone twarze, na Indian nie wyglądali.
– Dzień dobry, my w sprawie ogłoszenia – powiedział ten w papasze.
Gospodarz szarpnął się w więzach jak szczupak w sieci.
– Jak chcecie kupić, to dlaczego jestem związany? – zapytał podejrzliwie.
– Nie chcemy kupić – odburknął Jakub. – Ukradłeś tę butelkę po śmierci starego Aleksieja.
– To raczej nie on, tylko jego ojciec albo dziadek – zauważył Semen.
– Tak czy inaczej, oddawaj butelkę, złodziejskie nasienie! – dokończył Wędrowycz. Związany splunął mu pod nogi.
– Sam znajdę. – Egzorcysta zaczął buszować po pokoju.
Nawet niedługo to trwało. Butelek całych i w kawałkach walało się tu co niemiara. Ale tylko jedna była pełna.
– Hmm... – mruknął Jakub.
Przechylił magiczną flaszkę nad znalezioną musztardówką. Ciecz pojawiła się w szyjce, ale nie wypłynęła ani kropla. Semen wyciągnął z pieca rozpalony do czerwoności pogrzebacz.
– Słucham – zwrócił się do Mańka.
– Tylko z gwinta można się napić – wymamrotał związany. – Do woli, ale tylko bezpośrednio...
– Łżesz – mruknął Jakub. – Po co ci dziesiątki pustych flaszek? Napełniasz i sprzedajesz. Całej wsi zapewne.
Złapał butelkę od spodu.
– Co ty, z ręki będziesz polewał? – zdziwił się Semen. – To niehonorowo... Egzorcysta, lejąc w zakazany przez obyczaj sposób, bez trudu napełnił szklankę.
– Owszem, niehonorowo... – mruknął, obwąchując ciecz. – Ale ten wynalazek to w ogóle mi się nie podoba...
– Odłóż to lepiej – mruknął Maniek. – Może i dziadek ukradł, ale po tylu latach to już moje. Jakub dłuższą chwilę badał bukiet produktu, a potem z obrzydzeniem wylał na podłogę.
– Podła wóda na kartoflanym spirytusie gorzelnianym, za to za darmo i w nieograniczonych ilościach...
– warknął. – Zamiast kunsztu ekstrakcji samego ducha materii, zamiast umiejętności pędzenia szlachetnego samogonu, zamiast sztuki wymagającej lat doskonalenia kunsztu zwykły magiczny kran z paskudnym zajzajerem...
Читать дальше