– Ja mam jeszcze dwa mleczaki – pochwalił się kozak, grzebiący w drugim pojemniku. – Starczy?
– Dwadzieścia ludzkich zębów pod poduszką... To powinno podziałać jak magnes.
Noc zapadła bezksiężycowa. W chacie Jakuba było ciemno choć oko wykol. Tylko z popielnika padał
słaby poblask żaru. Dochodziła trzecia, gdy drzwi wejściowe skrzypnęły i przez pomieszczenie przeleciał przeciąg. Pod drobną stopą skrzypnęła deska podłogi. Wróżka Zębuszka uniosła poduszkę. Sznureczek zaczepiony do lampy naciągnął się... Rozbłysła stuwatowa żarówka. Zraszacz do kwiatków psiknął i drobne kropelki wodnej mgły wypełniły na chwilę pomieszczenie. Trzasnęły drzwi szafy, Jakub i Semen uzbrojeni w pepesze wyskoczyli z wnętrza jak diabliki z pudełka.
– Oj! – pisnęła wróżka, ale na ucieczkę było już za późno.
– Dobry wieczór, młoda damo. – Jakub wziął ją na muszkę. – Jeden podejrzany ruch i zrobimy z ciebie sito!
– Nie sądziłem, że one są takie duże. – Kozak odruchowo otarł ślinę z brody. Wróżka była śliczna. Drobna blondyneczka o figurze lalki Barbie, z uroczo zadartym noskiem i usteczkami jak korale. W dodatku nie dość, że wyglądała na pełnoletnią, to jeszcze ubrana była w coś
jakby halkę. Tylko skrzydła przejrzyste jak u ważki i sypiący się złocisty pyłek wskazywały, że jednak nie jest człowiekiem. Zębuszka, widząc cielęce spojrzenia obu obleśnych zgredów, zawstydziła się. Odruchowo zasłoniła piersi oraz łono dłońmi i spróbowała stać się niewidzialna, ale się nie udało.
– Co, u licha?! – szepnęła.
– Odplamiacz niewidzialności – wyjaśnił Jakub. – Zaiwaniłem kiedyś z laboratorium KGB.
– Jak to odplamiacz? – Wytrzeszczyła błękitne oczka. – Niewidzialność to magia, nie da się tego wywabić!
– Socjalizm to pseudonaukowa odmiana pospolitego satanizmu – wyjaśnił egzorcysta. – I też opiera się
na magii, łatają nią, co się da... W laboratoriach KGB nie takie rzeczy powstają. Ale może przejdźmy do rzeczy.
– Naoglądaliście się filmów, a teraz chcecie się dostać do Nibylandii i zostać piratami? – westchnęła wróżka.
– Piratem to można i tutaj zostać. Nie trzeba nigdzie latać, wystarczy komputer z nagrywarką i pudełko płyt CD. Poza tym nigdy nie przepadałem za rumem.
– Nie jestem wróżką spełniającą życzenia... Ale mogę spróbować! – dodała szybko, widząc, że Semen poprawia pasek pepeszy.
– Chodzi nam o pewne, nazwijmy to, przekształcenia własnościowe, do których doszło minionej nocy na terenie naszej gminy. Mianowicie mojemu przyjacielowi zaginęła jego ulubiona sztuczna szczęka i tak podejrzewamy, że maczałaś w tym paluszki.
– A, o to chodzi. Nie ma problemu, zaraz mu zwrócę. Zasadniczo sztucznych nie zbieram. Resztki pożywienia mnie zmyliły – wyjaśniła wróżka, grzebiąc w woreczku.
– Znaczy sztuczne zęby też myć trzeba!? – zdumiał się Wędrowycz.
– Proszę, oto wasz fant.
Semen z westchnieniem ulgi ujął szczękę i umieścił ją na miejscu.
– Tu są pani kredki. – Wyciągnął zestaw z torby. – Zwracam. Zresztą ja i tak nie umiem rysować...
– Cieszę się, że wszystko sobie pokojowo wyjaśniliśmy – uśmiechnęła się dziewczyna. – Swoją
drogą...
Spojrzała na stosik zębów bielejących na sienniku wszystkimi odcieniami żółci i brązów.
– Jak ci potrzebne, to zabieraj. – Gospodarz wzruszył ramionami.
– Coś by się jednak należało w zamian. Taka jest tradycja – upierała się dziewczyna.
– Ja też nie umiem rysować. Bierz zęby w podarku i raczej w przyszłości omijaj naszą gminę...
– Ale taki pan szczerbaty... Dołożę jeszcze jedną sztuczną szczękę, miesiąc temu na Ukrainie też
omyłkowo zabrałam, a do niczego mi się nie przyda – powiedziała Zębuszka, grzebiąc w worku. – O, proszę.
– Dziękuję. – Egzorcysta ujął fant w dłoń i aż sapnął. – Uch, ależ ciężar, ze ćwierć kilo jak obszył... Komplet zębów, dół i góra, odlany był w złocie, na każdym z siekaczy pyszniły się gwiazdki mercedesa ułożone z malutkich brylancików.
– Do zobaczenia zatem. – Dziewczyna pchnęła drzwi i wyszła w ciemność.
– Wróżko? – zagadnął Jakub.
– No co? – dobiegło gdzieś spod obory.
– A tak właściwie po co ci te wszystkie zęby?
– Sprzedaję wampirom – odpowiedziała i zachichotała.
Egzorcysta i kozak zawyli jednocześnie i chwycili za broń, ale wróżka tylko machnęła skrzydełkami i odfrunęła. Po ciemku i tak nie sposób było trafić...
– Jeszcze się policzymy, gadzino – wrzasnął Jakub. – W dupę ci wsadzimy twoje kredki!
W prosektorium nad stołem do sekcji zwłok migotała lampa bezcieniowa. Nie powinna oczywiście migotać, ale pion techniczny dziś znów zapomniał usunąć usterkę. Zmarznięty patolog podskoczył kilka razy w miejscu, żeby choć odrobinę się rozgrzać. Westchnął i włączył guziczek nagrywania w dyktafonie.
– Zwłoki znalezione szesnastego marca w bramie kamienicy przy ulicy Rybnej w Lublinie. Przyczyna zgonu: wykrwawienie... znaczne wykrwawienie... – poprawił. – Niemal całkowite wykrwawienie –
uściślił. – Tym dziwniejszy jest fakt, że w ciele znaleziono jedynie dwie niewielkie rany na szyi z lewej strony... w okolicy tętnicy szyjnej – doprecyzował. – W jednej z nich utkwiło narzędzie zbrodni, którym jest...
– Szefie!!! – rozległo się w prosektorium.
Patolog aż podskoczył z przerażenia, puszczając guzik dyktafonu.
– To ty? – Odetchnął z ulgą na widok laboranta. – Masz już wyniki?
– Zrobione! – potwierdził tamten. – Akryl, szefie. I to kiepski. Protetyk coś oszukiwał.
– Aaa, akryl? – zadumał się patolog. – Coś podobnego. – Włączył dyktafon i kontynuował: –
Narzędziem zbrodni jest sztuczny ząb z akrylu. W zaistniałej sytuacji – zachichotał, wyłączając urządzenie – profil mordercy mamy gotowy. Bezzębny emeryt kanibal.
– Albo bezzębny emeryt wampir – dodał laborant.
Zarechotali zgodnie.
===aFBjUmZQ
Goście
Drzwi uchyliły się i przez wnętrze knajpy przeleciał podmuch lodowatego jesiennego wiatru. Jakub oderwał spojrzenie od kości pozostałej z golonki i zerknął, kto wszedł.
– O, pan wójt we własnej osobie? – zdumiał się.
– Słuchajta, chłopy – włodarz wsi podniósł głos. – Na początek stawiam piwko dla wszystkich.
– Oj, będą jakieś złe wiadomości – zaniepokoił się Semen.
– Wręcz przeciwnie – uśmiechnął się przybysz. – Mam same dobre wiadomości. Wracam ze spotkania z geologami.
– Gieło... co? – nie zrozumiał Wędrowycz.
– To ci, co odwierty robią – wyjaśnił łopatologicznie Semen. – Na Mamczynej Górze. Tam, gdzie taka blaszana wieża stoi.
– A... To już legendy naszych przodków mówią, że ta góra ma bardzo mocne zioła i minerały –
uspokoił się egzorcysta.
– Gówno tam, nie zioła i minerały – ofuknął go nauczyciel. – To jedna wielka kupa polodowcowego piachu.
– To po co tam grzebią? – spytał Jakub.
– Dasz dojść do słowa czy nie? – wsiadł na niego włodarz gminy. – Nasi goście zeszli już z odwiertem na głębokość dwu kilometrów. Pod cienkim pokładem marnego węgla znaleźli prawdziwy skarb!
– Wiedziałem, że tu jest złoto! – ucieszył się Izydor Bardak. – Ruszamy natychmiast. Pogonimy obcych i sami je wykopiemy... – zwrócił się do swojego klanu, oblepiającego sąsiednie stoliki. Bardaki niechętnie dźwignęli się z krzeseł. Drapiąc się leniwie po głowach i zadach, wyciągali bagnety z cholew kaloszy, a zza pazuch gazrurki.
Читать дальше