– Trochę – wybąkał brygadzista.
– Trzy czwarte alkoholu szło w niebo – uświadomił go Wędrowycz. – Jak się nie umie, to się nie robi bez sensu, tylko szuka fachowca! Który tę aparaturę budował? Gdzie to ma deflegmator?
– Defe... co? – zdziwił się któryś.
– Deflegmator dla oddzielenia oleju fuzlowego!
– Że niby co do czego?! – wykrztusił brygadzista.
Do szklanki znów zaczęło kapać. Uspokojony nieco Wędrowycz siadł na stołku. Wreszcie alkohol napełnił butelkę po mleku. Jakub pociągnął łyk i charknął w palenisko. Plwocina zapaliła się błękitnym płomieniem.
– Szczyny – powtórzył z pogardą.
Brygadzista przyssał się do odstawionej butelki. Pociągnął łyk i oczy poszły mu w słup...
– Chłopaki, to jest... to jest... jak sklepowa wóda! – wyszeptał.
Jakub spojrzał na niego z pogardą.
– Też komplement wymyślił. Dobry samogon musi być lepszy niż to, co w sklepie – parsknął. – Chodź, Semen, zostawmy frajerów, późno już, położyć się trzeba...
Wstał i ruszył w stronę drzwi. Któryś z bimbrowników amatorów runął przed nim na kolana, tarasując przejście.
– Mistrzu, nie odchodź – załkał. – Zostań naszym nauczycielem!
Strumyk aromatycznej gorzałki płynął wesoło do poobijanego garnka. Przebudowana aparatura ciągnęła jak złoto.
– Powiedzcie, jak to jest z tym gównem w stajni – polecił Jakub. – Tylko szczerze – dodał.
– Szczerze, to robota poprzedniego stajennego, Gienka – wyjaśnił jeden z brygadzistów. – Nie chciało mu się tego wynosić, to zrobił coś takiego, że nie było trzeba. Podniosło się wysoko nawozu, to pochodził po tym, pomruczał i znowu było płasko...
– Aż pewnego dnia Gienek zniknął – mruknął Jakub.
– Skąd wiesz? – zdumiał się brygadzista.
– No ba... – uśmiechnął się Wędrowycz. – To proste. W magii też nic nie dzieje się za darmo. Akcja i erekcja – wyjaśnił naukowo. – Nagiął dno stajni w czasoprzestrzeni, to się zrobiła anomalia. Bąbel w czwartym wymiarze. No i pewnie go w końcu bagno wciągnęło...
– I co z tym fantem zrobimy? – zafrasował się Semen.
– Nic. Anomalia jest miejscowa, trzeba tylko zgarniać cały czas nawóz z wierzchu, a tamto się
wyprostuje pomalutku. Znaczy się, jak całe wyjmiemy, to podłoga wygięta teraz w czwarty wymiar będzie znowu na miejscu – wyjaśnił Jakub, widząc, że towarzysze nic nie kapują.
– Hmm... Czyli po prostu trza dalej łopatą przez okno wywalać aż do skutku... – zasępił się Semen.
– No tak...
– A ile tego tam mogli wpakować? – zafrasował się kozak.
– No właśnie, ile...? – zadumał się egzorcysta. – Ile lat tak robił?
– Ze trzydzieści będzie... – Brygadzista poskrobał się po głowie. – Albo i trzydzieści pięć...
– Minimum kilkaset ton – obliczył w pamięci Jakub. – Kuźwa, tośmy się wpakowali w gówno po uszy... Do usranej śmierci będziemy wywalali, zanim swoje trzy stówki zobaczymy...
– To olejcie i ruszajcie dalej – zasugerował któryś z roboli.
– O nie. Jak się umówiłem na robotę, to słowa muszę dotrzymać – obraził się Wędrowycz. – Tylko że tak machać łopatą to się na śmierć zarobimy – mruknął. – Trza sposobem jakimś... Rankiem Jakub i Semen, lekko skacowani, stanęli w drzwiach stajni. Jak się okazało, przez noc stosy nawozu urosły prawie pod sufit.
– Zdjęliśmy górną warstwę – mruknął egzorcysta. – Zmniejszył się nacisk i podłogę zaczyna wypychać
z czwartego wymiaru z powrotem tutaj. Cholera.
– Ciekawe, jak ten kierownik to zrobił – zauważył kozak. – Ilu mamy w kraju czarowników?
– Teraz to nawet nie wiem, ale z kilkunastu będzie. Gdzieś na wsi siedział, potem go kierownikiem zrobili – snuł przypuszczenia Jakub. – To chciał na skróty czy co... Trza gówno wypierniczyć na zewnątrz, bo jak podłoga zupełnie wróci, to stajnię rozniesie...
– Spychaczem by może...
– Nie wjedzie, drzwi za wąskie. Hmmm... Szkoda, że nikt wcześniej nie miał takiego problemu. Można by skorzystać z gotowej metody...
– A ja czytałem, jak byłem młody – powiedział Semen. – Mit grecki był o tym.
– Znaczy się o co tam biegało? – Jakub niechętnie wykrzywił usta.
Nie lubił, gdy kumpel wyjeżdżał ze swoją uczonością, ale jeśli mogłoby to pomóc w robocie...
– Był taki koleś, wołali go Herkules, w starożytnej Grecji mieszkał. Chłop jak dąb, silny jak wół, umięśniony jak Szwarccharakter czy inny Rambo.
– O, to już wtedy znali sterydy? – zdumiał się Wędrowycz.
– Chodził w skórze zdartej z lwa...
– Bo dresów jeszcze pewnie nie wymyślili – głowa egzorcysty też czasem pracowała.
– No więc ten Herkules to się wrobił tak jak my, miał stajnię uprzątnąć, a tam było gówna po sufit nawalone i stwardniało na kamień...
– I co zrobił?
– Rzeka płynęła obok, to przekopał kanał i wodą wszystko wypłukał.
– Hy. A wiesz, to jest myśl...
Wyszli przed budynek. Do strumyka nie było daleko...
– Hmmm... Kanał by trzeba zrobić na jakieś sto dwadzieścia metrów – zauważył Jakub.
– I tak się nie da... – burknął Semen. – Jesteśmy dobre cztery metry wyżej niż lustro wody. Pod górę
nie popłynie...
– Nie? – zdziwił się Jakub. – A, faktycznie, woda to zawsze na dół ścieka. Do licha... A gdyby tak...
– Znowu magia? – zaciekawił się kozak.
– Żadna magia. Użyjemy motopompy! Rozpłuczemy hałdę strumieniem wody pod ciśnieniem, a gnojówka popłynie po skarpie prosto do rzeki!
– Ty to masz łeb – zachwycił się Semen. – Zaraz, czy tam, na podwórzu, nie ma przypadkiem...
– Właśnie. Widziałem hydrant przeciwpożarowy. I wąż wisi na tablicy. Do dzieła. Jakub otworzył drzwi stajni i zamarł. Hałda obornika przez ostatnie dziesięć minut urosła pod sufit.
– Oj, niedobrze – mruknął. – Dno prostuje się szybciej, niż myślałem.
– To co robimy?
– Wodą – zadecydował egzorcysta. – Tylko trzeba przez to wyżłobić choć kanalik... Stos nawozu sapnął i urósł jeszcze.
– Za późno – powiedział Semen. – Nie właź tam, bo rozgniecie cię o sufit. Stali i patrzyli w milczeniu. Trzasnęła szybka w okienku, po chwili kolejna. Hałda cmoknęła i znowu urosła.
– Jak myślisz? – zagadnął leniwie Wędrowycz. – Podniesie dach i wykipi górą czy najpierw rozsadzi ściany?
– Hmm... Tak czy siak, nie potrwa to już długo... Ciekawe tylko, czy ten Gienek wylezie żywy, czy zmumifikowany...
Od strony baraków przyczłapali pozostali robole.
– Może skoczyć po hrabiego? – zaproponował kozak.
– Pojechał do miasta – wyjaśnił brygadzista. – Wróci dopiero po południu. Ściany zbudowane z pustaków zaczęły pękać. Hałda wykonała jeszcze jeden spazmatyczny skurcz i było po wszystkim.
– Co robimy? – zagadnął Semen.
– Obiecaliśmy, to trzeba skończyć – mruknął Jakub. – To jak, chłopaki? – zagadnął kumpli. – Chcecie, żebym was wieczorem nauczył pędzić z żyta?
Kiwnęli łbami.
– No to do roboty. Ty po ciężarówkę, ty po rozrzutnik, ty po koparkę – zakomenderował. – Użyźnimy nasze ojczyste pola...
– Ale to nie nasze, tylko tego krwiopijcy – zauważył przytomnie brygadzista.
– Kapitaliści przychodzą i odchodzą, a zboże na zacier powinno być dobrze nawiezione – uciął
egzorcysta. – Do roboty.
Hrabia wrócił wieczorem. Semen i jego przyjaciel grzali się na ławce przed pałacykiem.
Читать дальше