– Potępiać to on sobie może, hłe, hłe – zarechotał książę.
– Nakładamy też na księcia karę umowną w wysokości stu grzywien srebra, która przeznaczona zostanie na stworzenie ostoi turów, nim i ten gatunek wyginie ...
– Sto grzywien srebra!? – krzyknął władca. – Po moim trupie! Zresztą co ten smarkacz sobie wyobraża!? Na mojej ziemi chce mi mandaty wlepiać!?
– Gdyby zaś książę kwoty wymienionej wypłacić się wzdragał, na gardle ukarany będzie. Podpisano Piast Kołodziej – zakończył poseł.
Zwinął gramotę w rulon i podał od razu kronikarzowi, by ten mógł zacytować treść orędzia w latopisach.
– Sto grzywien!? – pieklił się Krak. – Taka kasa...
– A może trzeba pożyczyć? – zaproponował Izaak.
– Czegoś tu nie rozumiem – wycedził książę. – Do Gniezna mamy stąd miesiąc drogi przez lasy. Smoka pozbyliśmy się dopiero co, a już jest protest dyplomatyczny? Jak to możliwe? Macie tam w Wielkopolsce Internet, zwiad satelitarny i może jeszcze siedmiomilowe buty?
– Mój pan rozprawę ze smokiem obserwował osobiście z krzaków, a przybywam z listem szybko, bo nasza armia wraz z kancelarią polową stoi zaraz za stodołami na Kleparzu. Czy Wasza Wysokość zapłaci dobrowolnie, czy mamy ścinać drzewa na machiny oblężnicze?
– Stoicie z wojskiem? Na mojej ziemi? A to z jakiej paczki? – wkurzył się Krak.
– Zasadniczo to ciągnęliśmy na Śląsk zrobić tam małą demolkę i przyłączyć go do naszego państwa, ale z braku map i kompasów trochę zboczyliśmy z drogi...
– I może chcecie mi wmówić, że nie chcieliście mnie podbić? – zakpił. – A może nie podoba się wam moje księstwo?
– Księstwo Waszej Wysokości bardzo się księciu Piastowi podoba i podbić je oczywiście chcieliśmy, ale dopiero w drodze powrotnej z Vratislavii.
– Że co? – obraził się władca. – Że niby tamci ważniejsi?
– Książę Piast wcale tak nie myśli! On Waszą Wysokość głęboko szanuje. Zawsze powtarzał, że trzyma was na deser, a złupienie Krakowa będzie dla niego urodzinową wisienką na torcie.
– A to już lepiej... Ale czemu fikacie mi teraz, skoro miałem być skonsumowany na końcu?
– Bo likwidacja smoka to doskonały pretekst do zaczepki dyplomatycznej, a potem oczywiście międzynarodowej zadymy. Druga taka okazja może się trafić dopiero za kilka lat... W dodatku tak się
szczęśliwie składa, że drużyna Waszej Wysokości uległa poważnej redukcji, a nowego poboru jeszcze nie ogłoszono. Państewko Wiślan jest zatem gołe i wesołe, tylko ostatni frajer nie skorzystałby z takiej okazji.
– Pięciu własnych wojów mi zostało. A obecnego tu mnicha z zakonu krzyżackiego można śmiało liczyć za dziesięciu. Wprawdzie to ekspert od teologii i spraw budowlanych, ale przeszedł szkolenie wojskowe w najnowocześniejszej armii Europy.
– Nawet licząc siły Waszej Wysokości jako dwudziestu wojowników, mamy przewagę militarną sto do jednego.
Zapadła niezręczna cisza.
– Wiesz co, gibaj do tego całego Piasta i powiedz, że zapraszam go na rozmowy. Może dojdziemy do jakiegoś kompromisu. W końcu z raportów moich szpiegów wynika, że to inteligentny człowiek. Z mądrym zawsze warto pogadać.
– I wykształcony jest wszechstronnie – dodał poseł z dumą. – Nasz władca umie się nawet podpisać!
– Tylko pogratulować. Możemy się spotkać tu, nad rzeką, koło ubitego smoka, pewnie zechce obejrzeć
sobie ścierwo z bliska. I pieczeni kawałek dostanie, bo choć to świństwo niemożebne, pewnie jeszcze w życiu nie jadł... A, i teges, no... Immunitet dyplomatyczny mu gwarantuję, coby się nie bał, że tu dostanie w łeb.
– Przekażę. A o której powinien się stawić?
– Jak najszybciej, bo wieczór niebawem, a gdy słońce zachodzi, nad Wisłą strasznie tną komary... Piast nie kazał na siebie długo czekać. Nie minęła godzinka, a pojawił się na łasze. Obszedł łukiem Skubę, który męczył się, ściągając przyklajstrowane smoczą śliną kabaretki, i stanął przed książęcą świtą. Przybysz był wysoki, postawny, łapska miał jak goryl, czoło zdobiła mu miedziana obręcz. Tylko idiotyczna fryzura psuła trochę efekt.
– Czołem, waszmościowie! – Zasalutował pięknym mieczem zdobytym na jakichś wikingach. – Jestem książę Piast Kołodziej. Wasz przyszły władca. Wyzywam obecnego tu niszczyciela przyrody księcia Kraka na...
– Dobra, dobra, nie rozpędzaj się. Załatwmy to jak ludzie cywilizowani – zaproponował Krak. –
W końcu niebawem nasze ziemie wejdą w krąg kultury łacińskiej, trzeba pokazać się pludrakom od tej lepszej strony... Walki bratobójcze to obciach i wieśniactwo...
– Trudno ocenić, cała Europa takie prowadzi – mruknął Piast. – I osobiście się tłuką, i wasali szczują... Może to jakiś fundament tożsamości europejskiej? Z drugiej strony ja już chyba wyrobiłem przewidzianą normę...
– W zasadzie jako wysłannik cywilizacji europejskiej nie widzę problemów, kto tu kogo i jak zaciuka, pod warunkiem, że zwycięzca będzie respektował wartości chrześcijańskie, a w szczególności rozumiał
obiektywne trudności chrystianizacyjne i hojnie dotował misję cywilizacyjną mojego zakonu – ukłonił się
Krzyżak.
– Po co się bić, jeśli można się dogadać... – zirytował się Krak.
– Słusznie prawisz, przyjacielu – uśmiechnął się Piast. – Ja też jestem zwolennikiem rozwiązań
dyplomatycznych. Zasadniczo kombinowałem, by po rzezi wrocławian przywieźć tu jakieś fajne łupy w prezencie i pojąć twoją córkę Wandę za żonę, i w ten sposób legalnie dorwać się do twojego majątku. Działania militarne były przewidziane w razie niepowodzenia planów matrymonialnych. Problem w tym, że jak mi wykablowano, ten cholerny szkop Roderyk wmieszał się między wódkę a zakąskę... Na szczęście mam ze sobą trochę wojska, więc po południu bierzemy się do budowy machin oblężniczych, a jutro o świcie szturm miasta. Oczywiście, jak już skończymy palić, gwałcić i rabować, pochowamy was, mości książę, z odpowiednimi honorami. Zapraszamy wszystkich serdecznie na tę historyczną
imprezę!
– Budowy obwałowań Krakowa jeszcze nie skończyliśmy, wiec problem machin możesz spokojnie olać, szkoda niszczyć drzewostan. Poza tym po co walczyć, powtarzam? – wzruszył ramionami Krak. –
Rozwiązania pokojowe nadal wchodzą w grę. Chcesz się żenić, nie ma sprawy. Jagienka też jest z mojej dynastii, a od Wandzi i ładniejsza, i mądrzejsza, i może nawet jeszcze dziewica. Od dawna kombinowałem, jak by je podmienić, ale cholery za mało podobne są...
– Chwileczkę...
Książę wyjął z torby plik raportów dostarczonych przed wyprawą z centrali wywiadu. Po chwili kartkowania wydobył obrazek naszkicowany przez konfidenta, który podejrzał, jak dziewczyna bierze kąpiel w łaźni. Porównał szkic ze stojącym opodal oryginałem i otarł ślinę z brody.
– Hmmm... W zasadzie... Niezła sztuka... Powiedziałbym nawet, że nadaje się na założenie dynastii. Mojej dynastii.
– Po mojej śmierci dostaniesz jeszcze całe księstwo, a na razie w posagu dwie tony grzywien siekierowatych, które mam zachomikowane u zaufanego poddanego. A wklepać Ślązakom ci pomogę, jak już pobór przeprowadzę. W pewnym sensie zięciem będziesz, a rodzina rzecz święta. Zresztą co tu ukrywać? Z tymi palantami ze Ślęży mam od dawna porachunki. Umowa stoi?
– W zasadzie... Tylko jeden maluśki problemik. Moi ludzie już miesiąc przebywają poza domem, chcieliby chociaż trochę sobie pogwałcić... Porabować, spalić to i owo. Pożądają prostych męskich przygód. Jak to faceci na wojnie.
Читать дальше