cnotę... A i na potrzeby ludu też warto by coś wykombinować. Tak by nie powiedzieć za dużo, bo godzi to w prestiż dynastii.
– Słusznie – zgodził się Krak. – Sformułuj to jakoś ładnie, egzekucja – spojrzał w niebo – w samo południe. Myślę, że zrobimy to tradycyjnie. Stary kamień młyński do szyi i pierdut do Wisły. Ty – gestem wskazał Roderyka – też jesteś zaproszony. Jako widz, oczywiście. Po mojemu, powinieneś iść na dno razem z nią, najlepiej zaszyci w jednym worku, ale ten cholerny... Jak oni nazywają ten idiotyzm?
– Immunitet dyplomatyczny – podpowiedział dziejopis.
– No właśnie, immunitet ci ratuje zad.
– Stanowczo protestuję. – Krzyżak otarł brodę rękawem. – Topienie dziewcząt w płynących wodach na kilometr śmierdzi pogaństwem...
– Oj tam, oj tam. – Krak wzruszył ramionami. – Nie przesadzajmy. Na stosie mam ją spalić czy co?
– Tak by było lepiej – przyznał zakonnik. – A jeszcze lepiej ochrzcić, nałożyć pokutę i po chrześcijańsku wybaczyć, to znaczy zamknąć do końca życia w klasztorze.
– Wprawdzie nie jestem jeszcze chrześcijaninem, ale słowa twe, czcigodny ojcze, są głęboko słuszne. Tylko że klasztoru jeszcze nie mamy.
– To poważna inwestycja, mój zakon nie ma funduszy na tak ambitny program chrystianizacyjny...
– Czyli robimy po mojemu. A diabła tam, skoro mamy być tolerancyjni religijnie, to pójdę na mały kompromis. Jak już ją utopimy, to chętnie jej wybaczę. Żegnam panów. – Wstał i ukłonił się. – Sprawy państwowe wzywają.
Wiadomość o egzekucji księżniczki Wandy rozeszła się lotem błyskawicy. W południe na plaży opodal smoczej jamy zjawiło się mrowie ludzi. Kat, skazana i najznamienitsi goście zebrali się na pomoście do cumowania książęcej łodzi. Dziewczyna ubrana w białe giezło stała na samej krawędzi. Na szyję
założono jej obrożę, od której kawał konopnego sznura biegł do poszczerbionego kamienia młyńskiego.
– Za rozkład moralny i tym samym pozbawienie księstwa cennej broni biologicznej niezbędnej do walki z potworem... – kat zaczął odczytywać sentencję wyroku. Nagle ktoś, nie szczędząc kułaków, przedarł się przez tłum i jednym susem wskoczył na pomost. Jakub i Semen rozpoznali Skubę.
– Moja ci ona! – Szewczyk-cinkciarz nakrył głowę dziewczyny chustką. – Nie do kata należy, ale do mnie!
– Ty obleśny wieprzu! – ryknęła Wanda, zrywając z siebie tkaninę. – Czego to się zachciewa?! Z tobą
do łóżka?! Błe... I może jeszcze mój kochany tatko miałby ci po śmierci przekazać władzę nad krajem?
Co to, to nie!!! Mistrzu, top pan!
Małodobry wzruszył ramionami i zepchnął ją z pomostu. Tylko plusnęło i kamień pociągnął
dziewczynę na dno.
– Wyroku nie doczytał! – Krak surowo zmarszczył brwi.
– A może potrącimy mu z wypłaty? – zaproponował Izaak.
– Prymitywne te prasłowiańskie zwyczaje... – wzdrygnął się Semen.
– Ale z ciebie ciężki frajer – burknął Jakub do Roderyka. – Może i nie była szczególnie bystra, ale inteligencja to w życiu nie wszystko!
– Was bedeutet „frajer”? Chyba ty! – Niemiec dobył miecza i rozepchnąwszy ludzi, skoczył w ślad za dziewczyną w toń Wisły.
Dłuższą chwilę cały tłum w milczeniu podziwiał rozchodzące się po wodzie kręgi, a potem cudzoziemiec wynurzył się niczym delfin, trzymając dziewczynę w objęciach. Dobrnął na brzeg, rzucił
miecz. Potem położył księżniczkę na piasku, zastosował najpierw masaż serca, a potem sztuczne oddychanie. Pracował bardzo dokładnie i nie przerwał, nawet gdy dziewczyna zaczęła zdradzać objawy ewidentnego ożywienia.
– Nie wiedziałem, że sztuczne oddychanie metodą usta-usta robi się z języczkiem – zdziwił się Semen.
– No widzisz, człowiek uczy się całe życie. – Jakub dał mu sójkę w bok. – Ale jakbyś czasem mnie ratował, rób jednak tradycyjnie.
– To chyba jest właśnie tradycyjnie... Dziesiąty wiek mamy.
– To rób nowocześnie!
Księżniczka westchnęła i ułożyła się wygodniej. Rycerz z poświęceniem kontynuował udzielanie pierwszej pomocy.
– Co na ten temat mówią przepisy? – zaniepokoił się książę.
– Zasadniczo z punktu widzenia prawa wszystko jest OK – uspokoił go Jakub. – Wyrok wydano, został
wykonany bez zarzutu, reszta to już nie nasze zmartwienie. Zresztą po utopieniu miałeś jej wybaczyć.
– Jak wyrok wykonany, to chyba trzeba Niemca skazać za nekrofilię... – bulwersował się Krzyżak. –
I to w miejscu publicznym...
– Nie trzeba, nie ma jeszcze takiego wykroczenia w kodeksie karnym – uspokoił go kozak. – Zresztą
kodeksu też jeszcze nie ma, i może dobrze, bo mi to wygląda przy okazji na molestowanie seksualne nieletniej... I immunitet go chroni. Tak więc wszystko dobre, co się dobrze kończy. – Uśmiechnął się. Rycerz najwyraźniej zakończył reanimację i teraz zabierał się do przedłużania gatunku. W tym momencie Skuba przyskoczył, porwał porzucony miecz Niemca, a potem dziabnął raz, ale za to mocno.
– Och! – krzyknęły niewiasty.
– Ufff... – mężczyźni pierwsi spostrzegli, że cinkciarz spudłował.
A zaraz potem szewczyk został dosłownie wdeptany w piach.
– Ten łajdak chciał zniweczyć rodzące się porozumienie polsko-niemieckie – warknął książę, rozpychając glanujących poddanych. – Wbić go na pal albo utopić...
– Nie mamy funduszy, żeby zapłacić katu za dodatkową robotę – powiedział skarbnik. – Zwłaszcza wymyślne egzekucje są poważnym obciążeniem budżetu.
– Nie ma funduszy? Aj-waj, a może chcecie pożyczyć? – zaproponował Izaak.
– Nie mamy drugiego uszkodzonego koła młyńskiego – mruknął zarządca spichlerzy. – A sprawnego nie oddam!
– Sam go zaciukam. – Krak poczerwieniał ze złości.
– Mowy nie ma! – rozzłościł się kat. – Nie po to studiowałem osiem lat, robiłem aplikację
i wstępowałem do korporacji. To moja robota i tylko ja mam koncesję na wykonywanie wyroków w tym księstwie. Sami ją, panie, podpisaliście. – Wyciągnął z kieszeni na piersi złożony we czworo pergamin ozdobiony trzema okazałymi krzyżykami.
– Cholerna biurokracja – burknął książę. – Czy naprawdę nie da się wejść do cywilizacji łacińskiej bez mnożenia tych idiotycznych papierków?
Mnich i skryba bezradnie rozłożyli ręce.
– Takie zwyczaje panują wszędzie na Zachodzie – wyjaśnił Krzyżak. – A koncesja rzecz święta. Poza tym cywilizowana Europa krzywo patrzy na samosądy. Oraz na połączenie w jednym ręku władzy ustawodawczej, sądowniczej i wykonawczej...
– Jest wyjście – powiedział Jakub, taksując zmaltretowanego szewczyka spojrzeniem. – Przebierzmy go w jakąś kieckę i podrzućmy smokowi. Potwór pomyśli, że to dziewica, zeżre i zapadnie w letarg. Jest też szansa, że drań smokowi zaszkodzi...
– Panowie, litości – zaskamlał pobladły nagle Skuba. – Działałem w afekcie... Mam pieniądze... Może się jakoś dogadamy?
Ale wszyscy byli tak wzburzeni, że oczywiście się nie dogadali.
Tłum, który zebrał się z okazji egzekucji księżniczki, nie rozszedł się do domów, ale z bezpiecznej odległości obserwował dalszy rozwój wypadków. Skubę na miejsce kaźni odprowadziła cała delegacja. Przodem kroczyli czterej rycerze. Za nimi książę wlókł na postronku szewczyka. Pochód zamykali dwaj goście z przyszłości, mnich i kronikarz. Szewczyk co chwila się potykał. Może ze strachu, może sukienka pętała mu nogi, a może po prostu nie przywykł chodzić w łapciach na szpilkach?
Читать дальше