– A zatem, czcigodni goście, pozwólcie sobie przedstawić. – Książę powiódł gestem po zgromadzonych przy stole biesiadnikach. – To jest brat Severian z Jerozolimy, członek zakonu krzyżackiego, który przybył, by nas nawracać, i ma na tym polu pewne skromne na razie sukcesy. W dodatku to mistrz murarski, zaczął już budowę kościoła.
Mnich uśmiechnął się skromnie i skinął głową, a pawi czub na szyszaku załopotał.
– To zaś nasz kronikarz. Ma sporządzić opis moich czynów. Te bohaterskie opisze wprost, a łajdactwa przedstawi w korzystnym świetle. Z kolei rycerz Roderyk przybył do nas z polecenia cesarza Niemiec, by krzewić zachodni obyczaj rycerski. Chodzi o to, byśmy podczas czekających nas wojen z Rzeszą nie zarzynali schwytanych na ofiarę naszym bogom i nie dobijali rannych, tylko wymieniali jeńców, ewentualnie zwalniali po wpłaceniu okupu. Dziewczyna obok niego, ta z miną owcy, to moja córka, księżniczka Wanda, a ta młodsza, która się drapie po tyłku, to moja bratanica, Jagienka. Jej ojca otrułem, bo chyba spiskował, to już zapisano w kronice.
– Jako czyn chwalebny, jak mniemam? – uśmiechnął się kozak.
– No ba, płacę i wymagam! Reszta zebranych to normalny personel stanowiący zalążek biurokracji państwowej, skarbnik, zarządca spichrzy, koniuszy i inni tacy. Ten z pejsami to Izaak, przybył do nas od Chazarów znad rzeki Kamy. Wybitny fachowiec finansista, oddelegowałem go do spraw pożyczek zagranicznych i deficytu budżetowego. Przymierzaliśmy się do bicia monety, ale technologicznie jesteśmy ciut zapóźnieni, a z kruszcami wtopa, więc ukradliśmy pomysł Chińczykom i zaczniemy od druku banknotów na pergaminie w technice drzeworytu. Te kobitki to mój były harem, ale skoro udaję przed Niemcami gotowego na przyjęcie chrześcijaństwa, zdegradowaliśmy je i chwilowo są damami dworu. A ten ponurak w skórzanej kapocie to dowódca drużyny, a raczej były dowódca, bo po starciu ze smokiem większość podkomendnych zamieniła się w pieczyste.
– Smok – mruknął Jakub. – Jakiś dinozaur się uchował do tych czasów czy co?
– Żaden tam dinozaur – machnął ręką książę. – Normalny smok, co to ma skrzydła, lata wbrew prawom fizyki i zieje ogniem. W dodatku żre krowy i owce, a i ludziną nie pogardzi. Próbowaliśmy tak i siak bydlę zgładzić. Ale nijak gada podejść. Łuska twarda, trzeba by z bliska dźgnąć, a szybki jest i jak wspomniałem, kto podejdzie, zamienia się w karkówkę z grilla...
– Otruć? – zasugerował kozak.
– Próbowaliśmy. Jest tu taki obszczymurek, Skuba się nazywa.
– Mieliśmy już wątpliwą przyjemność go poznać...
– Cwaniak, kombinator, robi przekręty na wymianie dirhemów na denary. Podaje się za szewczyka, ale te paskudne łapcie, które plecie, trudno nazwać butami. Obiecywał, że gada sposobem załatwi. Chciał
w razie powodzenia rękę księżniczki Wandy i pół mojego państewka albo ewentualnie równowartość
w gotówce. Żydowscy bankierzy nawet ofiarowali się z kredytem, ale, niestety...
– Co się stało? – zapytał Jakub. – Zator płatniczy? Czy wzajemna niewymienialność walut?
– E, pieniądze to najmniejszy kłopot. – Izaak wzruszył ramionami. – Problem w tym, że, aj-waj, ten partacz kompletnie sfuszerował robotę, nu i nie było czego kredytować.
– Spartaczył? – zainteresował się Semen.
– Ano podłożył bestii przed jamę skórę barana wypchną siarką i smołą – wyjaśnił książę. – Niestety, smokowi to nie zaszkodziło. Co gorsza, od tego czasu tylko dalej i mocniej zieje ogniem. Sytuacja robi się poważna, bo jak sami panowie widzą, budynki na Wawelu mamy drewniane i kryte smołowanym gontem. Chwilowo brak nam odpowiednich technologii budowlanych...
– Mówiłem, że nowoczesny zamek można tanio i szybko wymurować z cegły – odezwał się Krzyżak Severian. – A wy się upieracie przy tym wapieniu, niby że kamień darmo da się pozyskać... Chciałem stawiać katedrę, to mi nie pozwolili, upierają się przy rotundzie z kamiennych okrzesków – poskarżył się
gościom. – Niby że na Wielkich Morawach już tak budują, a tu wiernych mało i nie wiedzą, czy chrześcijaństwo będzie odpowiednio perspektywiczne, żeby przeznaczyć większą działkę...
– W każdym razie jak się gad rozjuszy, to wypali tu przejawy cywilizacji do gołej glacy... Nawet archeolodzy niewiele będą mieli pożytku – zakończył władca.
– Może należało złożyć mu w ofierze dziewicę? – zadumał się Jakub. – Jakby ją skonsumował, to w trakcie trawienia przez miesiąc byłby w letargu... Wtedy łatwo byłoby się podkraść i łeb mu upitolić...
– W jakim sensie skonsumował? – zaciekawił się książę.
– W sensie zeżarł, to dawne czasy, język jeszcze nie nałapał aluzji – wyjaśnił egzorcysta.
– Dziewicę... – zadumał się książę Krak. – Trudna sprawa, bo wyznawane przez nas pogaństwo zezwala na znaczną swobodę obyczajową, a idee tak czystości przedmałżeńskiej, jak i wierności po ślubie większość naszych poddanych uważa za ciężkie frajerstwo...
Po uczcie Jakubowi i Semenowi wskazano niewielką chatkę opodal rotundy.
– Łazienki nie ma, bo to jeszcze nie ta epoka – wyjaśnił odprowadzający ich książę. – Ale poza tym czujcie się jak u siebie w domu.
Gdy Jakub i Semen rano weszli do sali, śniadanie trwało już w najlepsze. Książę pociągał miód z rogu. Wczorajsi biesiadnicy pojawili się niemal w komplecie, tylko jedno miejsce przy stole pozostawało puste.
– Panowie – władca wstał na ich widok – czekamy jeszcze tylko na końcowy raport, by ogłosić ludowi radosną nowinę. Izaak obiecał już wymienić tysiąc skórek sobolich na twardszą walutę, bym mógł od razu wypłacić wam honorarium.
– Zaraz, chwileczkę – zaoponował zaskoczony egzorcysta. – Przecież jeszcze nic nie zrobiliśmy?
– Wasza bezcenna rada, której udzieliliście wczoraj, przyczyniła się już zapewne...
– Rada? – kozak bezskutecznie grzebał w pamięci.
– Żeby smokowi podrzucić dziewicę. Dziś o świcie wykonaliśmy to zadanie...
– Ażeby mi język usechł! – przestraszył się Jakub. – Kogo, u diabła, rzuciliście na żer potworowi?
– Księżniczkę Wandę – wyjaśnił Krak. – Na następczynię tronu i tak była za głupia, szesnaście lat skończyła i nadal wyswatać się nie dała, a nie mamy jeszcze klasztorów, by w nich trzymać stare panny, których nikt nie zechce... A tak przyjemne z pożytecznym!
W tej chwili w drzwiach stanął jeden z wojów.
– Wasza Wysokość, księżniczka Wanda...
– Czy bardzo cierpiała za nasz lud? – Władca uronił fałszywą łzę. – Wyślijcie kogoś, by uciapał łeb poczwarze, zanim się wybudzi. I teges, jakby przy patroszeniu coś się znalazło, to sami rozumiecie, pozbierać do kupy i pogrzeb z honorami na koszt państwa.
– Mamy problem. Księżniczka... okazała się już niejadalna.
Rycerz Roderyk czerwony jak burak nerwowo przełknął ślinę i w panice rozejrzał się na boki. Mnich Severian i kronikarz też sprawiali wrażenie jakby trochę zakłopotanych.
– Utopcie ją zatem w Wiśle – rozkazał władca. – A ty, skrybo – zwrócił się do dziejopisa – opisz jej występek i karę ku nauce przyszłych pokoleń. Na pewno umiesz to ładnie ująć w słowa. Wanda leży w naszej ziemi, bo zechciała Niemca... Czy jakoś tak.
Gość z Rzeszy zrobił się dziwnie nerwowy. Spoglądał to na drzwi, to na okno...
– Jeśli mogę zasugerować... – odezwał się dziejopis. – To nie będzie dobrze wyglądało. Puszczalska księżniczka z propagandowego punktu widzenia to obciach. Poza tym lepiej dawać przyszłym pokoleniom dobry przykład niż zły. To już chrześcijanie będą, po co mają kultywować negatywne wyobrażenia o naszych pogańskich czasach? Już lepiej zasugerujmy w kronikach, że utopiła się, żeby ochronić swoją
Читать дальше